Pożegnanie z kolekcją

2

Płytę kompaktową żegnano po wielokroć, ale zawsze kontekście zamiany kolekcji półkowej na twardodyskową. Ale to krótkowzroczność. Internet kolejny raz zamierza zrobić niespodziankę artystom, wytwórniom, a poniekąd samym słuchaczom i doprowadzić do zaniknięcia potrzeby (a z czasem i pragnienia) „posiadania” muzyki.

Ilu twoich znajomych spędza dzień „na Deezerze„, „na Last.fm”? Bo moich coraz więcej. Słuchają legalnie radia, które nadaje dokładnie to, o co poproszą – świadomie bądź uprzednimi wyborami. Taka udoskonalona „Muzyczna poczta UKF”. Czasem kupią płytę, żeby postawić na półce albo na prezent. Ale nawyk się pogłębia, plastik wychodzi z mody, a właśność razem z nim. Drobne kroki w ewolucji zwyczajów, której zwieńczenie symbolizuje od niedawna Spotify.

Serwis  aspiruje do miana centralnego magazynu muzyki wszelakiej i nie są to puste przechwałki, skoro dysponuje już połową zasobów dużych wytwórni. Codziennie dodają do katalogu 10 tysięcy utworów i można założyć, że po skompletowaniu dyskografii Nickelback, Abby i Rolling Stones z rozpędu zajmą się artystami niezależnymi. A to, w połączeniu z rekomendacjami opartymi na znanym i lubianym rozpoznawaniu gustów, gwarantuje zainteresowanie może niewielkiej, ale jakże opiniotwórczej rzeszy fanów muzyki niezależnej.

Opłaty, powiecie. To kwestia czasu, a 9,99 euro na Zachodzie nie znaczy wiele. Zresztą z czasem abonament muzyczny będzie częścią pakietu telewizyjno-internetowego. W kilku krajach Spotify jest darmowe, wystarczy co 20 minut odsłuchać reklamę. Serwisowi stuknął milionowy użytkownik, co w porównaniu z 30 mln Last.fm wypada może blado, ale Szwedzi ledwie wystartowali, a liczba wizyt co miesiąc im się podwaja. Last.fm zresztą strzela sobie w plecy – nie tyle wymagając opłaty 3 euro, co tracąc charakter serwisu muzycznego na rzecz klubu społeczno-dyskusyjno-ogłoszeniowego.

11Co dalej? Zasoby Spotify, naśladowców i nadrabiających zaległości pionierów będą dostępne z poziomu komórek i odtwarzaczy przenośnych (już bez potężnej pamięci wewnętrznej). Wirtualna baza wygra mobilnością nie tylko z kolekcją CD, ale również plikoteką mp3, często rozrzuconą pomiędzy domowym pecetem, biurowym laptopem, komórką i mp3playerem. Zamiast tego dostęp z każdego miejsca. Dzielenie się za pomocą linka. Zerowe ryzyko utraty muzyki z powodu awarii dysku. A abonament zwróci się z oszczędności na pamięciach – wiadomo, że 500GB zazwyczaj kupuje się z myślą o mp3 albo divx. Innymi słowy: ulubioną muzykę masz zawsze przy sobie, bo jej w ogóle nie masz!

Że nie są to fantastyczne wizje, pokazał rynek DVD: odkąd wirtualne wypożyczalnie udostępniają na żądanie filmy przez kablówkę/internet – w dowolnej chwili, bez wychodzenia z domu i stosunkowo niskim kosztem – sprzedaż DVD na Zachodzie runęła na łeb na szyję. Gdy nośnik okazał się zbędny, materialistyczny sentyment zniknął. Liczy się dostęp, nie posiadanie.

Ktoś wspomni o magii nośnika, o kolekcjonerstwie (zawartością dysku od biedy też można się chwalić), o jakości dźwięku. O naiwności! Okładki i krążki plastiku młodzieży wcale nie bawią, a niedawne badania Stanford University pokazały, że pokolenie mp3 preferuje skompresowane laptopowe bzyczenie nad audiofilską produkcję. Co nie jest znowu takie dziwne, bo ile osób wychowanych na McDonaldsie i Sadze zachwyci smak domowej kanapki i zielonej herbaty?

cdicon




22 komentarze

  1. Przemysław pisze:

    „Płytę kompaktową żegnano po wielokroć” – okazała się jednak całkiem żywotna. Pewnie zniknie dopiero wraz z moim pokoleniem (1981, gdyby kogoś interesowało). A DVD to średni wynalazek – pudełko udające kasetę VHS i podejrzana jakość obrazu z dziwnymi plamami kolorów.

    Przyszłość widziałbym raczej w coraz tańszej pamięci i coraz szybszych łączach, dzięki którym kompresja muzyki stanie się zbędna.

    Dopuszczam jednak możliwość, że piszę bzdury. :]

  2. Marceli Szpak pisze:

    O tempora, o mores, o jak to wszystko idzie w dobrym kierunku :) Mam wrażenie jednak, że nie doceniasz chomiczych cech gatunku ludzkiego, a samo zbieractwo, choćby tylko i plikow, pewnie nigdy nie wymrze. Wiesz, zawsze można sobie wyobrazić nowe pola lansu dla fanów wierności w stereo, czyli cho no, popatrz, mam oryginalnego .flaca z Najlsów z 2015 r. :)i siedemsetgodzinne dyskusje brodatych panów o wpływie kompresji na recepcję;0

  3. Mariusz Herma pisze:

    Ano teoretyzując sobie, nigdy bym nie postawił na zanik chomikowania – bo sam takowy mam :-) Ale patrzę sobie na znajomych ludzi po obu stronach 30-stki i widzę, jak linki Deezerowe wędrują, jak nikt już płyt nie wypala, nawet pendrajwów nie chce się nosić. Nie wspominając o ściąganiu, które staje się zupełnie zbędne (a u Anglosasów coraz bardziej ryzykowne).

    Kolekcje zostaną jak został winyl, jak gdzieniegdzie do łask powraca kaseta (co za absurd – ale piękny na swój sposób). Ale ja o masach pisze, a te walą na Spotify jak wiosną owce na nieogrodzone łąki. I gdy już się przyzwyczają, to już do sklepu płytowego nie zajrzą. O ile takie się ostaną, ale o tym już gdzie indziej dyskutowaliśmy :-)

  4. pszemcio pisze:

    Trochę to mimo wszystko smutne, ale już od jakiegoś czasu o tym nie rozmyślam, by sobie nie psuć słodyczy chomikowania. Dziś powiększyłem zasoby o „Let it die” Feist i „On the beach” Younga, w całkiem przyjaznych cenach

  5. PeGie pisze:

    Coś jest na rzeczy. Sam należę do grona tych osób, które swego czasu zachłysnęły się Deezerem (mimo że od niedawna już nie mogę się zaliczyć do „ludzi po obu stronach 30” ;-) ). A „odchłysnąłem” się tylko dlatego, że wielu płyt, na które mam ochotę, zwyczajnie tam jeszcze nie ma (ale to pewnie tylko kwestia czasu). Zwyczaj chomikowania cedeków przetrwał u mnie tylko w formie szczątkowej – dotyczy jedynie szczególnie ważnych dla mnie wykonawców oraz wykonawców polskich, których nie chcę okradać (dzięki czemu czuję się czystszy moralnie i wyższy o jakieś trzy centymetry ;-) ). Ale nawet te nieliczne płyty CD zwykle pokrywa na półeczce kurz – słucham ich w wersji mp3, bo te są po prostu wygodniejsze w użyciu. Za parę lat, gdy w deezeropodobnych serwisach będzie można znaleźć już dosłownie wszystko, przerzucę się na nie całkowicie – jakoś trudno bowiem wykrzesać mi ciepłe uczucia w stosunku do czegoś tak niematerialnego jak empetrójki, a co za tym idzie, czuć potrzebę ich chomikowania…

  6. Mariusz Herma pisze:

    To jedna z rzeczy, która najbardziej mi się w tej zmianie podoba – naturalny zanik piractwa, bez sądowych wojenek i odcinania internetu. Pewnie wszyscy skorzystają.

  7. PeGie pisze:

    Eee, no aż takim idealistą to bym nie był ;-). Te wszystkie deezery prędzej czy później płatne się staną. A skoro tak, to i piractwo nie zaniknie. Ale na pewno się zmniejszy…

  8. iammacio pisze:

    @stojaki

    a skad te stojaki? bardzo fajne;] da to sie kupic?

  9. W nowym „Rolling Stonie” jest artykuł, który pokazuje konkretne cyfry związane z pożegnaniem płyty kompaktowej. Autorzy stawiają jednak tezę, że płyta CD nie wyginie tak szybko, jak nam się wydaje, a to przede wszystkim dlatego, że to melomani i skupieni na konkretnym gatunku muzycznej będą odwlekać w czasię jej agonię. Jako przykład podają sklepy specjalizujące się w sprzedaży muzyki niezależnej, które – jak twierdzą ich właściciele – nie odczuły omawianego trendu. Poza tym, do licha, przecież nic nie zastąpi pierwszego kontaktu z każdą nową nabytą płytą: zdejmowania folii, czytania wkładki etc.

  10. Kris pisze:

    W sumie nie ma znaczenia, jaka będzie przyczyna tzw. upadku płyty CD. Czy większy dysk, czy szybsze łącze – wydaje się, że odwrotu nie ma i jest już od dawna pozamiatane. Nie jestem jednak przekonany, czy owa zmiana będzie miała podobny przebieg, jak próba odesłania do muzeum płyty winylowej. I nie mam tu na myśli obserwowanej ostatnio „mody” na czarne krążki. Pewnie CD pozostanie jako niszowe wydawnictwo zapewniające wysoką jakość za sprawą czy to np. japońskich cardboardsleevów, czy też sacd. Wydawanych dla większej czy mniejszej grupki osób, które skupiają się na słuchaniu całych płyt.

    Właśnie! Całych płyt. Obserwuję to po moim najmłodszym słuchaczu domowym. Składanie wybranych utworów, których ja w życiu nie potrafiłbym zestawić obok siebie – Młodemu nie sprawia żadnych problemów. Ma być jak chce i w tym sensie widzę bardziej zmierzch płyty CD lub innego nośnika. A że sieć zapewnia możliwość „poczty UKF na życzenie” lub kupienia pojedynczych kawałków – to idealne potwierdzenie.

  11. Mariusz Herma pisze:

    @ macio: a można, a jakże:
    http://www.wrapables.com/jsp/ProductDetail.jsp?ProductCode=C53245
    .
    .
    @ Maciek: także moim zdaniem wymieranie CD będzie trwało znacznie dłużej niż wymieranie kaset czy nawet winylu (mimo jego powrotu teraz, to jednak jest nisza). Powód: kiedyś nowy, doskonalszy nośnik fizyczny wypierał stary, ale ów nośnik pozostawał, nie zmieniało się aż tak wiele. Teraz wchodzi coś niematerialnego, co spotyka opór osób z wrażliwością, hm, „kinetyczną”. I wielu z nich plik/link nie przekona, pozostaną przy „tradycyjnym CD” (dobre sobie :-)

    Ale właśnie, to jedynie opóźni spychanie plastiku wgłąb niszy. W 2012 sprzedaż mp3 i CD ma się wyrównać, kolejne kilka lat i będziemy mieli kolekcjonerskie antykwariaty z krążkami czarnymi i srebrnymi. Młode pokolenie zaczyna się odzwyczajać, uwaga, od samego odtwarzacza CD. Ilu ma wieżę, a ilu iPoda z głośniczkami? Kiedy wzorem MacBooka Air z laptopów znikną DVD-romy, to już będzie prawdziwy początek końca dla płyty, bo nawet zgrać na playera nijak się nie da.
    .
    .
    @ Kris (witam Cię serdecznie!), podoba mi się, że z takim luzem – żeby nie powiedzieć ciekawością – podchodzisz do tego wymierania podejścia albumowego na rzecz słuchania singlowych playlist. Ja się w tym nie odnajduję, słaba płyta z dwoma dobrymi utworami nadal nie robi na mnie wrażenia. Ale nie ma się co szamotać, bo już raz, pół wieku z hakiem wstecz, mieliśmy erę singli. I raczej wspomina się to jako czas dla muzyki błogosławiony.

  12. Kris pisze:

    Mariusz, mnie również miło, trochę czasu minęło, prawda?

    No właśnie – era singli! Na mój argument posłany synowi, że powinien takiego Remedy Lane PoS posłuchać w całości, a nie wykrawać z niego co ostrzejsze kawałki (to przykład akurat z ostatniej chwili) Młody odparował mi w try miga tekstem – „ty popatrz na swoje single winylowe – ile tego masz i jak często słuchasz! Przecież to bez sensu, co 3 minuty wstawać z fotela i zmieniać płytę / stronę”.

    Zatkało mnie. Tyle powiem. I teraz tak sobie obserwuję, jak powstają te jego setlisty. Dla niego póki co nie istnieje kategoria „słaba płyta” bo nie ma czegoś takiego, jak „płyta”. Jest nagranie. Pojedyncza piosenka lub utwór.

    Ja sam jestem starej daty. Dla mnie winyl nie umarł, więc jak nas kiedyś odkopią jacyś obcy antropolodzy, będę robił za skamielinę.

    Inną kwestią jest poruszony wyżej wątek preferowania słabego dźwięku z notebooka nad dobre brzmienie muzyki ze sprzętu hi-fi.

    Sorry, trochę się rozpisałem, ale czasami tak mam.

  13. Mariusz Herma pisze:

    Ja bym raczej gratulował, że mimo różnicy pokoleń i rodzaju muzyki potrafisz się z synem przynajmniej fragmentarycznie dogadać. Sam z „Remedy Lane” (niezłego całościowo!) wykroiłem swego czasu jeden przysmak – dla odmiany najłagodniejszy – ostało mi się tylko śliczne „Undertow”.

    Co do winylów, na urodziny dostałem ich pół tuzina, więc wreszcie obok laserowego wypada postawić odtwarzacz igłowy. Trzeba jakoś odróżniać się od tych singlowych iPodowców! ;-)

  14. ArtS. pisze:

    Ostatnio czytałem książkę Jeremy’ego Rifkina, w której przepowiada on zastąpienie „własności” przez „dostęp”, co oznacza, że „zamiast rynku mamy sieć, zamiast nabywców i sprzedawców – dostawców i użytkowników, zamiast transakcji kupna i sprzedaży – dostęp”. Pozycja z roku 2000 więc niespecjalnie prorocza, ale trafnie pokazuje, że „śmierć CD” wpisuje się w znacznie szersze zespół przemian, nie tylko technologicznych…

    Niewątpliwie rola Internetu w budowaniu nowej kultury słuchania jest nie do przecenienia, ale trzeba pamiętać, że wszelkie próby narzucania ograniczeń, zwłaszcza w Sieci, budzą opór. Po tym jak Last.fm ogłosiło opłaty spontanicznie zawiązał się ruch strajkowy, który postuluje zawieszenie skrobblowania na okres 30.III – 5.IV. Jestem ciekaw, co z tego wyniknie…

    Mój entuzjazm, po początkowym okresie fascynacji serwisem, znacznie spadł. Kiedyś miałem wszystko na jednej stronie, a teraz trzeba klikać 50 razy zanim się dotrze do pożądanych informacji. Ślimaczy się to niemiłosiernie, wobec czego chyba dołączę do grupy opuszczającej tego typu zabawy.

  15. ArtS. pisze:

    PS. Aktualnie poszukuję materiałów prasowych n/t negatywnego wpływu mp3 na kulturę, więc będę wdzięczny za jakieś namiary na inne źródła.

  16. Mariusz Herma pisze:

    Ha, to sobie znalazłeśkąsek. W ramach rzeczy popularnonaukowych, Bartek Chaciński pisał kiedyś o kompresji i innych przekleństwach: http://www.przekroj.pl/cywilizacja_spoleczenstwo_artykul,3335.html
    Ale Ty pewnie bardziej naukowych rzeczy szukasz?

  17. iammacio pisze:

    @Ostatnio czytałem książkę Jeremy?ego Rifkina, w której przepowiada on zastąpienie ?własności? przez ?dostęp?, co oznacza, że ?zamiast rynku mamy sieć, zamiast nabywców i sprzedawców – dostawców i użytkowników, zamiast transakcji kupna i sprzedaży – dostęp?.

    toż to teorie żywcem z powieści Phillipa K. Dicka. W tomiszczu „Ostatni pan i władca” (btw polecam opowiadanie „Złoty człowiek”) jest opowiadanie, gdzie rzeczywistość zawłaszczona jest do tego stopnia przez *dostęp*, że aby otworzyć drzwi do własnego domu potrzebny jest nie tylko klucz ale i pieniądze (u Dicka wszystko działa jak stary automat telefoiczny, na monety), bo drzwi sa nam wypożyczane przez firmę! Dokąd to prowadzi? Polecam sięgnąc po rzeczoną lekturę. BTW Przy okazji polecam i takiego blogaska – http://fraser.typepad.com/frolix_8/ – tropiącego teorie Dicka w realu.

  18. Mariusz Herma pisze:

    W „Accelerando” Charles Stross z kolei przewiduje, że wszystko będzie się opierało na netowych ratingach, skumulowanej opinii, kursy giełdowe odzwierciedlać będą wizerunek, i tak dalej. Co się niestety bardzo realne wydaje – na wykopie rządzą plusy i minusy, w blogosferze technorati, w google pagerank, w polityce słupki, a w gospodarkach ratingi wiarygodności. Chwila tylko i przeniesie się na ludzi. A wszystko to podatne na najdrobniejsze powiewy – czegokolwiek właściwie.

    W muzyce – czekam tylko, aż uśrednione oceny metacritics i RYM zaczną pojawiać się na okładkach płyt. Sorry, jakich płyt.. ;-)

  19. Pjerry pisze:

    Z racji tego, że wychowałem się jeszcze na kolekcjonowanych kasetach powinienem hołubić książkę, gazetę, płytę CD czy DVD. A stało się coś wręcz przeciwnego. Gazet nie czytam, książkę chętnie powitałbym bym jako panel (bo mógłbym sobie ustawić większą czcionkę), zaś stawianie płyt CD i DVD półce w ogóle mnie nie interesuje. Muzyka jest jedynym elementem jaki mnie interesuje, wynika to pewnie z tego, że od pewnego czasu pozbywam się zbędnych przedmiotów. Także wizja kiedy słucham z sieci nie wydaje się straszną. Ale również niespecjalnie mnie podnieca, ot kolejne udogodnienie, jak klimatyzacja w samochodzie.

  20. Fufatch pisze:

    Zdążyłem już przywyknąć do wygody jaką daje mi Spotify. Przepastna biblioteka muzyki, na bierząco aktualizowana (błyskawicznie dodane nowości od Yeah Yeah Yeahs i The Rakes, na ten przykład). Bardzo możliwe ze miesięczna subskrypcja do Spotify to prawdopodobnie najlepiej zainwestowane „niecałe” 10 złotych od dłuższego czasu.

    Za pozwoleniem Autora, chciałbym dodać tego miłego bloga do linków u siebie, dokąd oczywiście skromnie zapraszam :)

  21. Mariusz Herma pisze:

    Bartek mi podrzucił:
    http://news.bbc.co.uk/2/hi/technology/8169971.stm
    „Spotify is planning to launch its first mobile application within weeks”

  22. […] wymarciem domowych biblioteczkach muzycznych – także tych na dyskach twardych, czyli o pożegnaniu z kolekcją. Tekst z marca, znów aktualny za sprawą nowej aplikacji Spotify na iPhone, która te wizje za […]

Dodaj komentarz