Bić, baby, jak Bond, James Bond

Dlaczego „dżentelmen z licencją na zabijanie” wcale nie był dżentelmenem? I czemu ciągle jest sam?

W środku namiętnego pocałunku w oku kochanki Bond dostrzega odbicie nadchodzącego napastnika. W tanecznym obrocie błyskawicznie zamienia się z partnerką miejscami i masywna pałka spada prosto na głowę dziewczyny. Gdy po krótkiej bijatyce Bond słyszy jej jęk, rzuca niewyszukany żart, zakłada marynarkę i wychodzi. Innym razem już faktycznie w tańcu swoją partnerką zasłania się przed strzałem skrytobójcy. Chociaż swoje perswazyjne działania częściej niż od bicia zaczyna od pocałunku, to i tak często odbywa się to na granicy gwałtu.

Trzy na jednego

W otwierającym serię o brytyjskim szpiegu „Doktorze No” urocza Honey Ryder naiwnie pyta Bonda, czy ma on własną kobietę. Jedyną odpowiedzią może być tylko brak odpowiedzi. Jak policzyli wielbiciele najsłynniejszego agenta w historii kina, podczas swojej blisko półwiecznej kariery miał on już ponad pół setki kobiet. Średnio daje to prawie trzy dziewczyny na odcinek serii, bo Bond idzie do łóżka praktycznie z każdą kobietą, którą spotyka.

Wśród tego tłumu na palcach jednej ręki można policzyć te, które ze spotkania z nim wyszły bez szwanku. Pewnie nie byłoby się czym przejmować, gdyby nie to, że Bond w różnych epokach funkcjonował jako wzór brytyjskiego dżentelmena. Jak policzył profesor James Chapman, bondowski historyk i szef katedry filmu i sztuk wizualnych na Uniwersytecie w Leicester, z filmami o agencie 007 zetknął się co czwarty mieszkaniec globu.

– W zapowiedziach pierwszych odcinków serii Bond jest przedstawiany jako dżentelmen z licencją na zabijanie – mówi Chapman. – Jednakże już w definiującym jego postać „Doktorze No” strzela do napastnika, któremu wcześniej skończyły się naboje. Gdy ten upada na podłogę, Bond wypala mu prosto w plecy. Bohater dżentelmen nigdy by się tak nie zachował – dodaje. W „Operacji »Piorun«” 007 nie waha się przed użyciem szantażu, aby zaciągnąć do łóżka pracownicę spa. Gdy w „Pozdrowieniach z Rosji” z Tatiany Romanowej nie udaje mu się (dosłownie) wytrząsnąć prawdy, solidnym policzkiem obala ją na kozetkę.

Ostatni z gatunku

– Filmy o Bondzie nie powstawały w próżni. Aby zrozumieć jego postawę, trzeba spojrzeć na historię kina. Przemoc mężczyzn względem kobiet była w nim obecna już w latach 20. i 30., kiedy tlenione blondynki grane przez Jean Harlow regularnie pojawiały się na ekranie z podbitym okiem – tłumaczy John Cork, autor książek o agencie i twórca kilkudziesięciu filmów dokumentujących bondowską serię. W kinie lat 40. mieliśmy już do czynienia z całą brygadą gruboskórnych detektywów, którzy swoim zachowaniem niewiele różnili się od ściganych kryminalistów, a w toku opowieści nie omieszkali przyłożyć jednej lub dwóm dziewczynom. Bond jednak najwięcej czerpał z kolejnej dekady.

W latach 50. aktorzy tacy jak Cary Grant, Robert Doan, Ronald Colman czy David Niven stworzyli archetyp brytyjskiego oficera herosa, w który świetnie wpisał się agent 007. – Bond jest ostatnim przedstawicielem tego gatunku – mówi profesor Chapman. – Ale podejmując się tej roli, Sean Connery wprowadził amerykański typ aktorstwa: bardziej fizyczny i naturalistyczny, czym wpisał się w trendy nowej fali brytyjskich filmów. Z jednej strony powracał więc do tradycyjnego stylu gry wypracowanego jeszcze w latach 40. i 50., a z drugiej pozostawał bardzo współczesny – dodaje Chapman. Oczywiście Bond uosabia także etos playboya, który dzięki zamożności, urodzie i ogólnemu obyciu cieszy się powodzeniem u kobiet. Tyle że Connery traktuje je niemal jak przedmioty oczekujące na konsumpcję – niekiedy przychodzą i odchodzą dosłownie w kilka minut.

Bond mięknie

Wraz z kolejnymi odcinkami serii to podejście zmieniało się tylko nieznacznie. – Ewoluowała nie tyle osobowość Bonda, który pozostawał wrogim kobietom szowinistą, ile raczej jego otoczenie – ocenia Chapman. Szpiega coraz częściej stawiano naprzeciw silnych, niezależnych kobiet, próbując w ten sposób nadążać za przemianami zachodzącymi w brytyjskim społeczeństwie. Przełom nadszedł w 1974 roku, kiedy w agenta 007 wcielił się Roger Moore.

– Ówczesne kino było przepełnione brutalnymi scenami przemocy i seksu, które dziś nie miałyby szans wyjść z Hollywood – mówi Cork. – W „Człowieku ze złotym pistoletem” Bond policzkuje postać graną przez Maud Adams, ale wiemy, że Moore był bardzo przeciwny tej scenie. Zanim skończył swoją przygodę z rolą agenta, czasy się zmieniły: w społeczeństwie wzrosła świadomość przemocy wobec kobiet, a kino pozbyło się ciążącego nad nim ducha starego filmu gangsterskiego i jego obcesowych bohaterów.

Bond jeszcze bardziej zmiękł, po tym jak w jego postać wcielił się Pierce Brosnan, na co zresztą głośnymi protestami zareagowali wielbiciele serii. Twórcy filmu nie poprzestali na konfrontowaniu go z posiadającymi równorzędny autorytet kobietami, ale nawet zmieniono płeć jego zwierzchnika. Gdy grana przez Judi Dench „M” nazywa Bonda „szowinistycznym seksistowskim dinozaurem”, trudno sobie wyobrazić, by mógł zareagować w stylu Connery’ego. – Od połowy lat 90. kobiety zaczynają mieć władzę nad Bondem – mówi profesor Chapman, ale zaraz zastrzega: – Oczywiście często udaje mu się je uwieść i wówczas robią dokładnie to, czego chce.

Szpieg ze złamanym sercem

– Nie mam żadnego przesłania dla cierpiącej ludzkości. Swoje powieści piszę z myślą o pełnokrwistych hetero-seksualistach jako lektury do pociągu, samolotu czy do łóżka – zastrzegał Ian Fleming, twórca postaci Bonda, tłumacząc niestałość uczuciową swego bohatera.

Biograficzne korzenie tymczasowego podejścia Jamesa do kobiet poznaliśmy dzięki dwóm ostatnim filmom o 007, historycznie umiejscowionym jeszcze przed fabułą „Doktora No”. W opartym na pierwszej książce Fleminga „Casino Royale” grany przez Daniela Craiga szpieg głęboko zakochuje się w Vesper Lynd, dla której gotów jest porzucić szpiegowski fach. Jednak gdy po krótkich chwilach szczęścia utraci ją na zawsze, razem z nią zginie jego wrażliwość.

Wchodząc w rolę zranionego mściciela w „Quantum of Solace” (tutaj zresztą spotyka kobietę, z którą połączy go nie łóżko, ale zemsta), Bond jednocześnie podejmuje decyzję, która zaciąży na jego późniejszych relacjach: odtąd będzie porzucał swoje dziewczyny, zanim odbierze mu je świat. Gdy w „Tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” złamie tę zasadę, od razu tego pożałuje.

– Ostatnie trendy w kulturze pokazują powrót do tego bardzo męskiego, szowinistycznego typu bohatera, wręcz się go celebruje – zauważa profesor Chapman. Dlatego 007 nawet w najbardziej brutalnym wydaniu znów jest akceptowany przez widownię. Inna sprawa, że przy swoich dziewczynach James Bond coraz częściej okazuje się prawdziwym niewiniątkiem.

Mariusz Herma
„Przekrój” 45/2008

 

 

Fine.




Dodaj komentarz