Sigur Rós kontra Amica, czyli potęga bezwstydu

Przedwczoraj w sali kinowej zaatakowała mnie swoją nową reklamą Amica. Kiedy już otrząsnąłem się z szoku, wstyd mi się zrobiło, że tak utalentowany producent – kimkolwiek jest – porwał się na coś tak bezczelnego. (Na wszelki wypadek linkuję oryginał). Slogan akcji: „Potęga stylu”.

Ale przy okazji przypomniało mi się, że kiedy rok temu zbierałem materiały do większego tekstu o plagiatach muzycznych, o balansowaniu na granicy plagiatu rozmawiałem też z twórcami reklam. Jeden ze speców studia Locomo tak mi wtedy streszczał zjawisko:

Idea jest zrozumiała – reklama służy zarabianiu pieniędzy, a sposób przekazu ma na celu wyłącznie to, by widz reklamę zapamiętał. Jeżeli usłyszy „Yesterday” albo „Stairway to Heaven”, sukces mamy w kieszeni, ale koszty będą wysokie.

Sprytni i zręczni producenci i kompozytorzy potrafią napisać kawałek podobny do takiego przeboju, przestawiając dajmy na to kilka nut przy niezmienionym rytmie i aranżacji. Trudno wtedy kogokolwiek oskarżyć o plagiat, a efekt jest prawie taki, jakbyśmy wykorzystali oryginał.

Klientom zresztą zwykle przedstawia wersję demo reklamy z takim oryginałem w tle. Jeśli się spodoba, przerabiamy utwór, dbając o zachowanie klimatu, który w reklamie jest kluczowy. Jeśli nie jest to zjawisko bardzo popularne, to dlatego, że wynajęcie profesjonalistów też kosztuje.

Wykupienie samego prawa do melodii, którą wykorzysta się po swojemu, to koszt rzędu dziesiątek tysięcy dolarów. Aby wykorzystać oryginalną piosenkę, trzeba do tej kwoty dodać jedno zero. W przypadku największych hitów, dajmy na to The Beatles czy Michaela Jacksona, mogą to być nawet miliony dolarów.

W innym studiu filmowym dowiedziałem się, że wykorzystanie polskiej piosenki kosztuje zazwyczaj 200-300 tys. zł. Stawki liczy się według procentu budżetu medialnego kampanii, przeznaczanego na emisję w radiu czy telewizji. Zwykle jest to jakieś 6-10 procent budżetu, a ten sięga przeciętnie kilku milionów zł.

Jeżeli dla artysty to za mało albo zupełnie odmawia współpracy, to zamawia się pół-plagiat. Dla uniknięcia problemów przed premierą specjalistyczną ekspertyzę wykonuje prawnik-muzykolog. O czym Amica na pewno pamiętała, więc szkoda islandzkim chłopakom zawracać głowę. Ale wstyd.

Fine.




8 komentarzy

  1. majster pisze:

    posluchaj sobie „Goodnight, Travel Well” The Killers
    http://www.youtube.com/watch?v=KG1MezAd2nw

    a potem oryginału: „Hallway” Legendary Pink Dots
    http://www.deezer.com/en/#music/legendary-pink-dots/hallway-of-the-gods-53950
    ostatni utwór

  2. Przemysław pisze:

    A czy Tom Waits nie wygrał jakiejś sprawy sądowej po tym, jak jakiś aktor naśladował jego głos reklamie?

    „Szarlotka”. Współczuję doświadczenia tego arcydzieła (a szczególnie hasła na końcu) w pełnej kinowej głośności. Czekam na pretensjonalną reklamę Zelmera przy czymś w stylu „Motion Picture Soundtrack” Radiohead.

  3. Marceli Szpak pisze:

    Tom Waits, to przede wszystkim wygrał sprawę z Misiem Pianistą z kapeli Muppetów :)

  4. Quid pisze:

    Amica sama się przyznaje do „skandynawskich inspiracji”, a ten dziwnie znajomy kawałek popełnił Tomek Makowiecki: http://www.amica.pl/pl,biuroprasowe,2009,47,12.html

  5. Mariusz Herma pisze:

    Przykro mi, że słowo „inspirować się” staje się synonimem „zżynać”. A Tomka ceniłem za działania w/z Silver Rocket.

  6. verne pisze:

    jakiś czas temu podkład muzyczny z reklam gum wintefresh nawiązywał wyraźnie do mum, nowy vw passat błyszczał na drodze przy akompaniamencie bardo pond. rok temu w jakieś niemieckiej reklamie aparatów fotograficznych leciał mugison. więc zdaje się, tylko johannsson w odwrotną stronę – wykorzystuje produkty ibm na własny użytek

    pzdr verne

  7. verne pisze:

    miało byc bang gang, zamiast bardo pond…choć druga kapela też zacna i warta odsłuchu

  8. płyty grzewcze pisze:

    Niestety jak cos sie spodoba większości ludzi potem wykorzystuje sie to na wszelakie sposoby, żeby tylko przyciągnąć klienta.

Dodaj komentarz