Norah Jones – wywiad

Wiosną ubiegłego roku zarzekałaś się, że zrobisz sobie długie wakacje i objedziesz cały świat. Udało się?
– Nie za bardzo… Wyskoczyłam na chwilę do Teksasu (śmiech). Po prostu za bardzo lubię siedzieć w domu. Podróże to część mojej pracy i trudno latać po świecie, kiedy ma się wolne!

Miałaś też plany bardziej zawodowe: pisać więcej piosenek. „The Fall” rzeczywiście składa się głównie z utworów, które napisałaś sama.
– Na poprzedniej płycie też było ich sporo, ale tym razem wzięłam sprawy w swoje ręce. Nawet rzeczy pisane wspólnie z Ryanem Adamsem, Willem Sheffem czy Jessem Harrisem są zasadniczo „moje”.

A w jakich okolicznościach powstawały? Innymi słowy, co działo się u ciebie przez ostatnie dwa lata?
– To był dla mnie okres przejściowy. Sprzyjał temu fakt, że miałam sporo wolnego czasu – najwięcej, odkąd zaczęłam karierę. Chyba powoli się starzeję, bo coraz więcej rozmyślam i… śpiewam o tym wszystkim, co wymyślę. Ale nie potrafię o tym mówić. Użyjcie własnej wyobraźni!

Zawsze wydawałaś płyty na przełomie stycznia i lutego, a ta ukazuje się jesienią i jesień ma nawet w tytule. Jakaś metafora?
– Och, po prostu nie mogłam się już doczekać i wypuściłam ją tak szybko, jak to było możliwe, dodając adekwatny tytuł. Podoba mi się jego dwuznaczność („fall” oznacza jesień, ale także upadek – przyp. mh), ale nie ma w tym żadnego ukrytego przesłania.

Ten pies na okładce też nie ma znaczenia?
– Też nie (śmiech). Fotograf wpadł na ten pomysł i przekonał mnie do niego gotowymi zdjęciami. Aczkolwiek na końcu płyty jest piosenka poświęcona mojemu psu – „Man of the Hour”.

Konkretny zamysł zapewne krył się za wyborem producenta. Dlaczego Jacquire King, człowiek kojarzony głównie z rockowymi Kings of Leon czy Modest Mouse?
– Dość długo szukałam kogoś, kto wygoni mnie z mojego własnego podwórka. Jacquire był pierwszym i jedynym, który rozumiał, o co mi chodzi.

A o co ci chodziło?
– O zmianę brzmienia. O to, by wyciągnąć z perkusji więcej rytmu. By nadać piosenkom bardziej rockowego charakteru. Oczywiście teoria swoje, a praktyka swoje i praca w studiu przyniosła sporo niespodzianek. Część pomysłów się nie sprawdziła, inne przyniosły świetne efekty. Eksperymenty dotyczyły wyłącznie brzmienia, bo piosenki miałam gotowe na rok przed nagraniami.

Skąd decyzja, by w tak dużym stopniu oprzeć płytę na instrumentach elektrycznych, czy nawet elektronice?
– Nasłuchałam się ostatnio nowej muzyki, więc to chyba musiało się wydarzyć. Santigold, debiut MGMT – na okrągło do nich wracam. Ale także do Neila Younga!

Za to jak gdyby na dobre porzuciłaś jazzowe korzenie.
– Te korzenie były i zawsze będą obecne w mojej muzyce, ale już od dłuższego czasu podążam w innym kierunku. Moją rozłąkę z jazzem rozpoczęłam w zasadzie wraz z wydaniem debiutu: wtedy po raz pierwszy napisałam własne piosenki i podjęłam się śpiewania czegoś innego, niż jazz. Można powiedzieć, że cała moja kariera to jednak wielka próba uwolnienia się od jazzu. Kocham tę muzykę, ciągle mnie inspiruje, ale nigdy nie nagrałam jazzowej płyty – wbrew temu, co się często pisze.

Kiedy dziś patrzysz wstecz, to komu jako wokalistka zawdzięczasz najwięcej?
– Aretha Franklin, Ray Charles, Billie Holiday, Hank Williams, Willie Nelson – to oni są moimi muzycznymi rodzicami, bo nauczyłam się śpiewać, nucąc sobie ich piosenki.

Co powiedziałabyś tym, którzy teraz podobnie nucą sobie twoje piosenki?
– Gromadźcie jak najwięcej inspiracji, bo różnorodność jest tutaj kluczowa. Ale nie próbujcie nikogo imitować, lecz uparcie szukajcie własnego głosu!

A co z twoją karierą filmową? „Jagodowa miłość” będzie jej początkiem i końcem?
– Kręcenie filmów to mnóstwo zabawy, ale jeszcze więcej pracy. Kino wymaga dużych poświęceń i nie wyobrażam sobie występowania co roku w kolejnym filmie. Dostałam kilka ofert, ale nic poważnego. Mimo wszystko nie jestem jeszcze postrzegana jako aktorka. Miałam szczęście, że trafiłam na Wong Kar Waia, ponieważ on nie oczekiwał po mnie umiejętności hollywoodzkich. A ja nie mam ani czasu, ani ochoty zgłębiać aktorskie rzemiosło.

 

 

Fine.




Dodaj komentarz