Nosfell – wywiad

Francuz, dziwak (nawet dla rodaków), na scenie bardziej performer niż „muzyk”, jako że nie potrafi poprzestać na czymkolwiek – dobrym czy złym – ciągle przyciąga uwagę czymś nowym, szczególnie w wydaniu koncertowym. 19 lutego Nosfell (strona oficjalna | myspace) zagra w warszawskim Centralnym Basenie Artystycznym, i przy okazji pytam go.

Cieszysz się, że twoja kariera muzyczna przypadła na czasy internetu i mp3?

Absolutnie. To bardzo dziwny czas dla przemysłu muzycznego, ale przed twórcami otwiera mnóstwo możliwości. Tyle że musimy być naprawdę kreatywni, bo póki co dostawcy internetu trzymają łapę na większości zysków z tego, co przepływa przez sieć. Coraz trudniej zdobyć fundusze na produkcję nagrań i promocję, skoro sprzedaje się ledwie kilka procent tego, co jest ściągane. Ale to jest OK. Zmiany są dobre i zdrowe.

A co dziś w muzyce kręci cię najbardziej – i jako muzyka, i jako odbiorcę?

Interesuje mnie ruch wpisany w piosenkę czy kompozycję. To specyficzne uczucie, kiedy całe twoje ciało zaczyna reagować na dźwięki, na aranżację, na groove, błyskotliwy zamysł stereofoniczny, ślady procesu nagrywania. No i muszę czuć zaangażowanie artysty, aby słuchać jego muzyki.

Skąd wziął się pomysł na wiolonczelę w zespole? Grasz w różnych składach, z jakim przyjeżdżasz do Polski?

Och, po prostu bardzo zależało mi na tym, by grać razem z Pierrem Le Bourgeois! A tak się składało, że jest wiolonczelistą. W Polsce wystąpimy we trzech: Pierre Le Bourgeois zagra na wiolonczeli i basie, a Orkhan Murat usiądzie za bębnami. To prosta konfiguracja, która wymaga konkretu. Będziemy zmierzać prosto do celu! (śmiech). Dla nas piosenka musi być sprawdzona w wielu różnych składach, byśmy nabrali co do niej pewności, dotarli do jej istoty.

Śpiewasz też w różnych językach – wymyśliłeś nawet własny.

Dla mnie to naturalne szukać różnych rodzajów intymności, które przychodzą do nas wraz z każdym językiem. Ten mój własny przejąłem po ojcu. On sam znał siedem języków, często wieczorami mówił do słowami, których nie rozumiałem. Zanim zniknął, zostawił mi więc swoistą listę słów. Musiałem im nadać znaczenie, i tak to się zaczęło. Dla publiczności może to brzmieć jak wygłupy wokalne, ale dla mnie to ma sens. Chcę, by to publiczność poczuła się jak dzieci słuchające egzotycznej, zagranicznej muzyki.

Jest jeszcze francuski i angielski.

Kiedy śpiewam po francusku, to co innego. To mój język ojczysty [a raczej matczyny, bo użył angielskiego „mother tongue” – mh]. Czuję się bardzo kruchy, kiedy go używam. Ale to bardzo ekscytujące uczucie. Z kolei angielski ma korzenie w mojej nauce śpiewu. Na samym początku naśladowałem angielskich i amerykańskich wokalistów. Wybór języka piosenki to jak wybór postaci, którą zagrasz w sztuce lub filmie. Każda z nich niesie za sobą zupełnie inne przeżycia.

Powiesz coś o powiązaniu twojej ostatniej płyty „Nosfell” z książką Le Lac aux Velies, którą pisałeś ty i Ludovic Debeurme?

Moje trzy albumy studyjne to tryptyk, który zbiera historie szeregu postaci i moje przemyślenia względem nich. Książka stanowi klucz do zrozumienia tego, co chcę przekazać. Zresztą do niej także dołączona jest płyta, nagrywaliśmy ją równolegle z pracami nad trzecim albumem. Pierre zaaranżował ponad godzinę muzyki na orkiestrę symfoniczną – część to piosenki z naszej pierwszej płyty, część z drugiej, dodaliśmy też kilka nowych. „Le Lac aux Velies” w zasadzie wyjaśnia, dlaczego ta czy tamta piosenka w ogóle powstała. Do tego dochodzą pastelowe ilustracje, więc portrety postaci rysyjemy w trzech wymiarach: muzycznym, słownym i wizualnym.

Na profilu na MySpace wymieniasz mnóstwo inspiracji, ale gdybyś miał wymienić, powiedzmy, trzy nazwiska?

The Residents za kreatywność, melodie i za to, że artystycznie idą w poprzek wszystkiemu. Neil Young za jego styl gry na gitarze oraz potęęęężne brzmienie. I Debussy. Za wizjonerstwo.

A z żyjących Francuzów? Poleć nam kogoś, kogo na pewno pokochamy.

Projekt Kafka. Dawno nie słyszałem czegoś równie kreatywnego.


(A na pożegnanie dodał: „Na razie!”, więc chyba wdał się w ojca)





Dodaj komentarz