Shugo Tokumaru – Port Entropy

.

Shugo Tokumaru – Port Entropy (P-Vine)

Shugo Tokumaru to japoński Sufjan Stevens. Czempion tamtejszego indie-pieśniarstwa małego kalibru, indywidualista rozkochany w lekkich melodiach, zagęszczonym wysokoherzowym instrumentarium (dzwonki, cymbałki, fleciki, dzbanki, banjo, etc.), w cwałującej pokojowej perkusji, rysunkowych okładkach i naiwnych animacjach – ot, szczerozłote wieczne dziecię.

W istocie premiera czwartego albumu Tokumaru zeszła się z jego trzydziestymi urodzinami. Poprzednie „Exit” z 2007 roku w Japonii uznawane jest za szczytowy produkcyjno-songwriterski wyczyn ostatniej dekady. Przysłużył się temu spory sukces komercyjny (wszystkie koncerty wyprzedaje), zainteresowanie mainstreamowych mediów (Tokumaru współpracuje z NHK, japońskim odpowiednikiem BBC), przebicie się z ambitnym longplayem do świadomości pokolenia tracków i wreszcie udana trasa po Europie.

A to wszystko w sytuacji, gdy wśród jego rodaków zainteresowanie indie – także zagranicznym – topnieje, gdy jen na dobre odwrócił się od ambicji muzycznych, które w latach 90. po prostu się opłacały. Dla sukcesu eksportowego Tokumaru nie musiał z kolei porzucać ojczystego języka. Jeśli męczy was debata pt. „Po polsku czy po angielsku?”, to pocieszę was: w Japonii analogiczna dyskusja toczy się od lat 60. Na razie doszli do tego, że śpiewanie w obcym języku nie jest „mniej szczere” niż wierność mowie ojczystej, czego i nam życzę.

Nie opuszczając sypialni, epickim „Exit” Tokumaru wyznaczał młodym pieśniarzom nowe standardy kompozycji i brzmienia, łączył chwytliwe z ambitnym, pogodne z melancholijnym. Gdy nastolatki pląsały przy „Parachutes”, studenci pisali dysertacje godne laurek wystawianych Radiohead. Płytą „Port Entropy” Tokumaru wraca do portu, że leniwie zasugeruję się tytułem. Melodie ubiera oszczędnie, unika ostentacyjnych emocji i rozbuchanych refrenów, porzuca monumentalizm i wielki koncept na rzecz detalu i zwykłości. Tak jakby po „Illinois” Sufjan miał nagrać coś w stylu „Seven Swans”, tyle że na lepszy mikrofon. Zresztą – kto wie?

Linki:
Shugo Tokumaru – Lahaha (z albumu „Port Entropy”)
Shugo Tokumaru – Parachute (z albumu „Exit”)
Oficjalna wizytówka „Port Entropy” (obraz i dźwięk)
MySpace.com/shugotokumaru

Przy okazji:
Moja antyrelacja z Tokio




Dodaj komentarz