Speech Debelle ciągle bez formy

Speech Debelle nie radzi sobie na żywo.

Umiarkowanie satysfakcjonujący występ na zeszłorocznej Nowej Muzyce tłumaczyć można było wielorako: Speech dopiero zadebiutowała, brakowało jej obycia ze sceną, publicznością i mediami – w końcu nagroda Mercury miało nadejść dopiero dwa tygodnie później. Nagłośnienie było takie jak zawsze, występ krótki, a sama gwiazda poprzedniej nocy zgłębiała polskie tradycje przy- i podstołowe.

Mimo wszystko było zabawnie, starano się na scenie i pod nią, przy Spinnin’ skakało się, jak przystało przy najbardziej pogodnej piosence wiosny dwa tysiące dziewiątego.

Wczoraj na festiwalu Free Form żaden z powyższych mankamentów nie wystąpił, ale nie skakano, a widocznie bawiło się osiem osób. Niby w płaszczach i czapkach ciężko się rusza, jednak w finale koncertu powinno już dominować rozchełstanie. Niby otwierane wieczoru festiwalowego to zaszczyt przedskoczka, ale kilkaset osób zdążyło dojechać na Pragę, a o 19.00 słońca już nie było. Zresztą rzecz odbywała się pod dachem (ilustr. 1).

Speech Debelle nie radzi sobie na żywo. Poza problemami z dystrybucją jej koncertowa mizerność to jedyne wytłumaczenie komercyjnej porażki dziewczyny mimo blogowo-medialnego zamieszania wokół „Speech Therapy” i bonusa w postaci Mercury Prize.

Nie da się tak melodyjnej muzyki aranżować na jeden instrument melodyczny – do tego tak nikły scenicznie jak gitara akustyczna, i na jeden czysto śpiewający wokal – do tego backing, a nie lead. Nie można muzyki opartej na tzw. gruwie oddać w ręce perkusisty, który prawie nie używa nóg. (Że też jedynego białasa w ekipie musieli usadzić akurat za bębnami?). Nie da się przez rok grać tych samych dziesięciu kawałków i nie wpaść w  rutynę. Rok temu słyszeliśmy mniej, przeżyliśmy więcej.

A co do samego festiwalu, to jest on wspaniałą okazją do spotkań.

***

Z innych wieści koncertowych: poznańskiemu Eskulapowi grozi likwidacja, co oznacza zagrożenie dla wizyty Godspeed You! Black Emperor, co po odwołaniu Janelle Monae jest słabe. Słonecznej niedzieli!

Fine.




5 komentarzy

  1. Pijotr pisze:

    @A co do samego festiwalu, to jest on wspaniałą okazją do spotkań

    I właściwie tyle dobrego można powiedzieć na temat samego festiwalu, bo poza artystami kiepsko było właściwie z wszystkim – od nagłośnienia po najbardziej zblazowaną publiczność, jaką w życiu widziałem na festiwalu.

    Dzięki Bogini był Coldcut i Igor.

  2. iammacio pisze:

    czy zblazowana = dobrze ubrana? ;p zaliczyłem tylko pierwszy dzień, ale i na Robyn i na Goldfrapp tłumowisko co najmniej się gibało (przednie rzędy szczególnie na Robyn wręcz baunsowały).

  3. jakwyzej pisze:

    Zeby wyrwac kogos z jego blaza trzeba czegos wiecej niz ekipy grajacej do kotleta, dwoch modnych chlopcow w towarzystwie kiepsko spiewajacej panny oraz bandy laptopowcow. Wkurzyl mnie ten festiwal, a wlasciwie to ta polowa ktora mialem okazje poznac.

  4. PopUp pisze:

    GY!BE organizuje instytucja niezależna od Eskulapa, więc sobie poradzi nawet jak Eskulap będzie w likwidacji. W sumie dobrze, że syndyk, skoro musiał, to pojawił się teraz, a nie 20 stycznia

  5. rege pisze:

    O, czyli od zeszłego roku nic się nie zmieniło. Wtedy ok. 2 w nocy ludzie zaczęli się ruszać, a mi już dawno było zimno i mdło od za drogiego piwa. Taka widocznie 'wolna forma’ tego festiwalu.

Dodaj komentarz