– Tato, nie kupuj mi już więcej płyt.
– Dlaczego?!
– Bo koledzy w szkole się ze mnie śmieją.
*
„Naprawdę wkurzało mnie piractwo łóżkowe, kiedy ktoś na naszych oczach handlował kopiami domowej roboty. Ale cała ta akcja internetowa wydaje się nie do przeskoczenia. Nie żyjemy ze sprzedaży płyt, chętnie grają nas stacje radiowe, piszemy muzykę filmową, teatralną. Mówiąc kolokwialnie: zapieprzamy od rana do wieczora. Może to zabrzmi jak herezja, ale – pomijając nawet kwestię Męskiego Grania – każdy z nas zarabia coraz lepiej. Mnie najbardziej interesują występy na żywo. Gdyby do kryzysu fonograficznego doszedł marazm koncertowy, to byłaby groza”.
~ Wojciech Waglewski (Voo Voo)
*
„Jeśli chcesz w Polsce zarobić, to masz trzy wyjścia. Możesz postawić na komercję, która przyciągnie tłumy na koncerty, ściągnie tantiemy z radia i sprzeda się do reklam. Potem zagrasz na imprezie dla korporacji – za duże kwoty, ale do kotleta. Sposób drugi: zdać się na pomoc państwa albo samorządu. To rozwiązanie szczególnie popularne wśród tych, którzy uważają się za poważnych artystów. Dotowane festiwale, dotowane płyty, dotowane wyjazdy za granicę. Wielu czeka dziś na takie okazje, jak Rok Chopinowski czy Rok Miłosza. Nie mam o to do nich pretensji, chociaż to bardzo dobre dla muzyków, ale niedobre dla samej muzyki. Trzecia opcja oznacza pójście do normalnej pracy. Przy muzyce będziesz dłubać po godzinach i w weekendy. Aha, zapomniałem o jeszcze jednej mozliwosci – bardzo rzadko występującej – postanawiasz utrzymywać się z muzyki, grasz 100 koncertów rocznie w niezliczonych składach i jakoś wiążesz koniec z końcem”.
~ Michał Biela (Kristen, Ścianka, Kings of Caramel)
*
„Popularności wielu artystów występujących na Off Festivalu nie potwierdza sprzedaż albumów. Ale to świadczy tylko o tym, że klasyczna dystrybucja nie jest już nikomu potrzebna. Jeśli chcesz dotrzeć do jakiegoś wykonawcy, to nie musisz iść do sklepu muzycznego. Wystarczy dostęp do internetu. Jako promotora bardzo mnie to cieszy. I nie przejmuję się tym, czy płyta danego artysty sprzedała się w Polsce w liczbie 60 egzemplarzy, czy w ilości zerowej. Podczas negocjacji ten wątek w ogóle się nie pojawia. Nikt nie wiąże już atrakcyjności koncertu z liczbą sprzedanych płyt. Przekonuję wykonawców tym, że na festiwal przyjeżdża 15 tysięcy ludzi i wszystkie występy mają publiczność”.
~ Artur Rojek (Off Festival, Myslovitz, Lenny Valentino)
*
W dzisiejszym „Przekroju” o życiu w streamingu.
Kilka lat temu Tysus z wytwórni Asfalt w którymś z wywiadów powiedział, że obecnie wydawanie płyt ma tylko być swego rodzaju pretekstem do tego, aby zorganizować nową trasę koncertową dla danego wykonawcy. Sam proces wydawania płyt zszedł z rangi wyjątkowego wydarzenia/ zdarzenia do rangi podręcznego narzędzia do promocji. Chociaż z drugiej strony muzyka w chmurze, platformy typu Bandcamp czy crowdsourcing (nie tylko mam na myśli Sellaband.com, ale także Kickstarter, który ma na swoim koncie parę fajnych kejsów, czy RocketHub – tylko że on jest dedykowany na rynek kanadyjski, ale także ma parę fajnych zrealizowanych projektów), to przyszłość dystrybucji w sieci. Jestem ciekawy, jak rozwinie się projekt „Crowdbands” – sami fani decydują, jakie nagrania mają być wydane, z kim kto ma robić featuringi etc. Sprawdź Mariusz w wolnej chwili, chyba że już to znasz: http://www.crowdbands.com :)
daj znać jak będzie w sieci;p
Będę głośno płakał jeśli nie będzie już płyt CD.
Marcin – nie znałem, dzięki. Obawiałbym się trochę sieciowej demokracji w stosunku do muzyki, ale może taka zmiana nas czeka w tym wieku: o (zauważanych) premierach nie będzie decydować kilkudziesięciu panów w wielkich biurach, ale kilkadziesiąt milionów osób za biurkami.
Łukasz – jeśli prócz łez nie poskąpisz gotówki, to zawsze parę sztuk się znajdzie, bez obaw.
Mariusz, osobiście wolałbym, aby to ludzie wybierali i tym bardziej byli świadomi tego, że powinni za to zapłacić.
Ludzie wybierający, który projekt ma się ukazać to może nawet jest sensowne. Ale pomysł, żeby ludzie demokratycznie wpływali na sam proces twórczy niezbyt mnie przekonuje. Chyba jestem staroświecki i uważam, że to artyści powinni rzucać wyzwanie publiczności, a nie na odwrót. Gdyby tak miało być to Radiohead nigdy nie nagraliby „Kid A” a Talk Talk nie nagraliby „Spirit of Eden”.
Ale jeśli już, to w tym momencie zamawiam duet Fever Ray/David Sylvian;)
Polecam jeszcze prezentację amerykańskiego znawcy rynku muzycznego pokazana w ramach ostatniej edycji targów Midem. Z pośród 44 slajdów polecam zwrócić uwagę na 3, 4, 5, 7 oraz w szczególności na 38 i 40 (Bandcamp, Pitchwork – czyli portal wertykalny, Spotify, Pandora, We7):
http://www.slideshare.net/davekusek/kusek-music-business-2011
Reszta prezentacji to takie typowe ogólnikowe gadanie ;)
to ja dorzucam punkt widzenia 'biznesu’ czyli raport IFPI:
http://www.cgm.pl/aktualnosci,13679,cgm,news.html
@ wieczór
Zawsze z dystansem podchodzę do informacji z nieobiektywnych źródeł (mam na myśli IFPI, nie Ciebie, czy cgm:)
Np. taki wątek:
„Badania prowadzone przez Adermon & Liang z uniwersytetu w Uppsali w Szwecji wykazały, że gdyby nie piractwo, sprzedaż płyt byłaby większa o 72%, a sprzedaż muzyki cyfrowej – aż o 131%.”
Niby ok, tak? Ale w opracowaniu Adermona i Lianga (błąd w tłumaczeniu cgm) można znaleźć taki passus:
„We also find that the reform effects more or less disappeared after six months except for digital music sales. This raises some doubts regarding the effectiveness of such law reforms in the long run”
IFPI wie jednak swoje i dla nich jest to czarno-białe.
A mi się wydaje, że coraz więcej osób powraca do kupowania płyt. Przynajmniej w środowisku rapowym, w którym się obracam, jest coraz lepiej. Były gorsze lata, ponieważ, wiadomo – internet, mp3 i każdy wolał, żeby było taniej i szybciej, jednak obecnie coraz więcej osób chce – wyrazem szacunku do artysty – kupić płytę.
Rzeczywiście, w Stanach sprzedaż „nagrań rapowych” wzrosła w tamtym roku o 3 procent – to bodaj jedyny gatunek na plusie. Tyle że kilkanaście procent całej sprzedaży (dokładnie 3,4 mln z 27,3 mln) to sprawka jednego dzielnego: Eminema. Przesunąłby datę premiery o parę miesięcy i mielibyśmy taki sam spadek, jak wszędzie indziej.
Nawet jazz i klasyka lecą 25% w skali roku, a to one – ze względu na wiek grupy docelowej i kult jakości – miały utrzymać cedeki przy życiu.
(przy okazji: dzięki za zwrócenie uwagi na nowego foobara. ciągle korzystam z 0.9.4)
ciekawy w tym wszystkim jest ten trwający od jakiegoś czasu wysyp reedycji i deluxów, to się jeszcze opłaca?
Najbardziej się opłaca :-) I zostanie z nami najdłużej.
Deluxy – dla tych, którym słuchanie nie wystarcza, chcą „czegoś więcej” i są gotowi zapłacić za to stówkę albo dwie. I na prezenty.
Reedycje – dla starszego pokolenia, które nową muzyką się nie interesuje, ale chciałoby sobie coś kupić od czasu do czasu. No i Beatlesów fajnie mieć na półce.
@pablo
oczywiście dane pochodzące od wytwórni należy traktować z dystansem. wrzuciłem ten tekst jako ciekawostkę. no i przypomnienie, że oni żyją nadal w epoce przedcyfrowej.
Taki grooveshark jest w pełni legalny? Przecież on opiera się na plikach udostępnionych przez użytkowników. Nikt nie protestuje?
Działa na tej samej zasadzie, co YouTube. Jeśli ktoś protestuje, to zdejmują (Digital Millennium Act). Oczywiście protesty nie nadążają za społecznością, ale YouTube dotyczy to bardziej niż jakiegokolwiek innego serwisu.
A propos youtube’a, to świeża sprawa dość, więc może nie wszyscy jeszcze wiedzą:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8978187,YouTube_bedzie_placil_tantiemy_polskim_artystom_za.html
z tego, co wiem to zagranicą jest to już od dawna normą, ale nic to – fajnie, że idzie normalność. Choćby częściowo.
Co do samego tematu, to wydaje mi się (i widzę to po znajomych), że miejsca typu grooveshark, paradoksalnie, pomniejszają skalę piractwa. W tym sensie, że coraz więcej osób rezygnuje ze swoich „prywatnych, cyfrowych archiwów”. Tylko czekać aż (przy większej dostępności internetu) Ipody będą odtwarzać internetowe playlisty, rezygnując ze swojej pamięci.
Dalej, nie wydaje mi się, aby trend „streamingów” wpłynął jakoś znacząco na tych, którzy kupują płyty. Jeśli tacy oldschoolowcy dotrwali do dziś, to rewolucja na linii „downloading -> streaming” już raczej ich nie dotyczy.
Swoją drogą trafny cytat(?). W ciągu ostatniego miesiąca kilkukrotnie musiałem udowadniać, że NAPRAWDĘ mam przy sobie discmana i NAPRAWDĘ nie posiadam odtwarzacza mp3/Ipoda/itd. Jeszcze trochę i będę vintage. Hurra.
Szacun. Dokładnie rok i jedenaście dni temu sprzedałem swojego Panasonica RQ-SX75V na Allegro za złotówkę.
Co do YouTube w Polsce – rzutem na taśmę zdążyliśmy o tym wspomnieć w artykule – to pan z Google obiecał mi w krótkiej rozmowie, że kierowane do naszych artystów odłamki z reklam będą nieco poważniejsze niż te oferowane (dotychczas) przez Spotify. Zobaczymy. Fajne jest to, że np. za utwór zamieszczony w sieciowym serialu czy reklamie – chętnie odtwarzanej na YouTube – twórcy piosenki też każdorazowo się dostanie.
pytanie tylko – sięgając po przykład Alexa Chilton i „that 70s show” – czy będzie to 70 dolarów czy może 0,00007 dolara? (ponoć lider Big Star na każdej emisji serialu dokładnie tyle zarabiał z tantiem, choć kawałek w czołówce to wersja Chip Trick, o ile mnie pamięć nie myli).
He, he. Wyjdzie na to, że razem napisaliśmy artykuł w dwóch częściach albo że postanowiłem dopisać sequel Twojego – w środę w „Polityce” mój tekst o strategiach przetrwania dla artystów. Tyle że akurat streamingiem się praktycznie nie zajmowałem :-)
Ta konkurencja wykończy nas, jeszcze zanim streaming wykończy wytwórnie. Proponuję utworzyć kolegium międzyredakcyjne, będziemy się dzielić tematami…
Macio – mam nadzieję, że nikt nie robi sobie nadziei. Reklama w sieci, z natury samego medium tania, jeszcze ma być dzielona na kilkanaście/-dziesiąt podmiotów. Z drugiej strony wyobraź sobie, że gość od forfitera słuchał na łódce Twojego kawałka. Premia.
„oni to wiedzą Kocie”, ale trochę mnie śmieszy naiwna wiara niektórych, w to że internet nas/ich ocali?
My tu gadu gadu o IFPI, a nasz polski ZPAV też nie próżnuje:
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/zpav-polska-fonografia-stracila-prawie-150-mln-zlotych#
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,9022634,Komu_szkodza_piraci_.html
zostałeś głównym komentatorem sytuacji na krajowym rynku? ;p
I tyle po promosach.
Od niezali będziesz za to więcej dostawać
nikt tutaj nie ma tak, że kupuje płyty/płaci za mp3 po prostu żeby 'wysłać szacun’ artystom? ja co miesiąc kupuję ok. 10 CD-ków. pewnie ostatecznie kwalifikuje mnie to do kategorii vintage.
Przypomina to rzucanie ulicznym grajkom do kapelusza, ale w tym właśnie widzę jakąś szansę zarabiania na muzyce nagrywanej (poza licencjami). Fanowski, bezpośredni mecenat – może i skala niewielka, ale cały przelew idzie od razu na właściwe konto. Wymierne „Lubię to”.
z ciekawostek: tak chwalona płyta Cieślaka i Księżniczek sprzedała się w ilości 250 egzemplarzy.
i don’t want to start a holy war but… ze smiechem witam teksty typu „wysłać szacun” w rzeczywistosci transakcyjnego podejscia do muzyki (zawsze oczekujemy przeciez czegos w zamian).
Może „wysłaniem szacunu” są dziś cztery gwiazdki na RYM i dwa przymiotniki na twitterze. W porywach wpis na blogu.
W dłuższej perspektywie przeliczane oczywiście na bilety.
iammacio, z pewnością wiesz co mówisz i co zespołom niezal jest najbardziej potrzebne (w domyśle: NIE kupowanie ich płyt). ja oczywiście też nie chcę zaczynać niepotrzebnego beefu :> :> :>
hehe. możemy się pociągać za koszulki jeszcze trochę, jak chcesz? ;p
szkoda, że artykuł nie został umieszczony na stronie przekroju. chciałam rozesłać znajomym :(
Powinien się pojawić lada dzień, publikujemy z tygodniowym poślizgiem. Poinformuję.