Prasa muzyczna

Przygotowuję tekst o postępującym upadku drukowanej prasy muzycznej i chciałbym poznać wasze zdanie w temacie, a szczególnie: kiedy i czemu przestaliście czytać o muzyce z papieru? Chodzi tylko o marną podaż? A może ktoś wciąż zagląda do kiosków?

 

Fine.




42 komentarze

  1. Z braku czasu, nawet nie wiem kiedy dokładnie, ale jakoś dwa lata temu. Po prostu odłożyła mi się spora kupka magazynów, nie tylko zresztą muzycznych. Niektóre numery były tylko przekartkowane, inne nawet nietknięte, rzucone na stosik. W Internecie mam to samo, ale tu to jedynie przerażająca ilość zapisanych zakładek ;)

  2. highfidelity pisze:

    Nie zrezygnowałem całkowicie z drukowanej prasy, od czasu do czasu kupuję Machinę, ale głównie dlatego, że nie posiadam tableta, a czasem lubię poczytac sobie coś w podróży.

    Na co dzień, w domu, pierwszeństwo ma internet – głównie ze względu na dostępnośc różnorodnych materiałow, ich aktualnośc względem prasy drukowanej (recenzje z prasy drukowanej są siłą rzeczy mocno do tyłu w stosunku do www), możliwośc interakcji z autorem i innymi czytelnikami i przede wszystkim możliwośc błyskawicznego zweryfikowania opinii na temat danego wykonawcy przez youtuby, myspacey, soundcloudy etc.

  3. Ja przestałem czytać głównie z tego powodu, iż czasopisma znikły. W połowie lat 90. doszło do krachu z „Plastikiem”. Później schedę tego maga próbował kontynuować poznański „Kaktus”. No a od kilku lat, trochę w kratkę starał się przejąć pałkę „LAIF”. Niestety z różnych powodów mu się to nie udaje. Z kolei niedawno upadł „DJ Mag”, który był bardziej „pop” i „wiksiarski” aniżeli „LAIF” – także nie przyjął się. Z kolei Glissando do mnie nie przemawia. Z kolei „Machina” to mainstream – dla wielu z pewnością ważne źródło. Mi z kolei brakuje czegoś ala „Knowledge Mag”. Zresztą niedawno nawet „Machina” poinformowała o tym, iż przechodzi wyłącznie do sieci.

    Kwestie recenzji płyt są nie do przeskoczenia – z dwóch powodów. Z jednej strony – można się zgodzić, że recki danych płyt pojawią się szybciej w sieci aniżeli w papierowym magu. Chociaż z drugiej strony o wiele więcej „merytoryczne” pole rażenia będzie miała recenzja danej płyty w papierowej „Machinie” czy „Przekroju” aniżeli na jakimś nieznanym xxx blogu czy portalu.

  4. iammacio pisze:

    o muzyce czytam raczej w sieci. jeżeli papier to książki muzyczne, a od czasu do czasu archiwalne czasopisma – nabyłem jakiś czas temu archiwum „tylko rocka”, od kumpla mam do wypożyczenia „antenę krzyku”, kumpela ma całe archiwum pierwszej „machiny”, itd. zdarza mi się przeglądać prasę muzyczną albo na dworcowych stoiskach nabyć od czasu do czasu jakiegoś uncuta za dychę czy coś. „nothing serious”.

  5. Ada pisze:

    Podobnie jak Macio + teraz tyle jest możliwości, że wolę sobie wejść na ulubiony blog, co do którego wiem na sto procent, że to styl, jaki lubię i forma, która jest idealnie dopasowana do mnie, bo sama ją sobie wybrałam drogą selekcji z miliona innych możliwości. A niewiele jest teraz papierowych magazynów, na których naprawdę by mi zależało tak… w całości. Przejrzeć sobie w empiku – ok, ale nic więcej, szczerze mówiąc.

  6. A pisze:

    W Polsce jest w ogóle jakaś dobra prasa muzyczna??

  7. sz pisze:

    Obecnie poziom trzyma GLISSANDO (choć i tak wychodzi rzadko), mam w planach także zerknąć na nową pozycje w postaci LIZARD.

    Teraz rock, Machina, Metal Hammer – niestety śmieci.
    Nawet nie przeglądam w empiku.

    Generalnie INTERNET >>>> prasa; niestety ;-)

  8. Mariusz Herma pisze:

    > W Polsce jest w ogóle jakaś dobra prasa muzyczna??

    Można też czytać prasę zagraniczną i to nie tylko w empiku (papierowe „Wire” widuję raz na rok). Ale ciekaw jestem, czy nawet istnienie dobrego papierowego miesięcznika – powiedzmy na poziomie najlepszych portali – kogokolwiek by jeszcze ekscytowało? Albo ilu czytelników Screenagers/Porcys sięgało po Pulp? Był dostępny online w formie PDF, celował w publikę sieciową.

    Wikipedia rozsiewa plotki o polskiej edycji „Rolling Stone”. Recenzje recenzjami – przynajmniej nie sypią wysokimi ocenami – ale mają bezpośredni dostęp do gwiazd i stąd świetne teksty sylwetkowe. Kogoś to wyciągnie z domu na spacer kiosku?

  9. wieczór pisze:

    ja czytałem regularnie teraz rocka od 2003 do 2009. Przestałem, bo coraz bardziej oddalałem się od ich profilu.

    Pulpa czytywałem, specjalnie chodziłem po niego do jadło. Generalnie wolę gazety niż internet, jeśli chodzi o formę. tak samo, jak jestem przywiązany do kompaktów i winyli.

    polski rolling stone? jeśli to prawda,to mająpierwszego prenumeratora ;)

  10. iammacio pisze:

    polskie Rolling Stone? lol! pewnie dadzą Wojewódzkiego na naczelnego ;p

    PULP ekscytował, ale chyba tylko w stolicy – padł bo leżała dystrybucja. imho. i to jest głównie problem darmowej prasy – wszelki life-style – bo bez tego trudno o masę krytyczną, a bez niej trudno o reklamy, a bez reklam to nie ma nic;/

  11. Mariusz, czy muzyczna gazeta ma szansę działania? Moim zdaniem tak, tylko prasa musi połączyć ogień z wodą: preferencje czytelnicze pokolenia X (obecnie 30-latkow niegdys czytelnikow „Anteny Krzyku”, „Kaktura”, „LAIF’a”) oraz pokolenia y (które przede wszystkim poszukuje informacji o muzyce w sieci, wręcz ją konsumuje, nie przywiązując zbytnio – taka jest niestety prawda – do formatu, na jakim jest ona podawana: CD, winyl. Na pewno musi dojść jak w przypadku innych mediów do konwergencji offline i online. Jeżeli gazety papierowe chcą pokazać swoją siłę poprzez stawianie na reportaże i fachowe analizy, to może w przypadku gazet muzycznych także trzeba było pójść w tę stronę? Stworzyć features’y ala „Duży Format” dla muzyki? Zaimplementować w fizycznych wydaniach gazet kody QR, które czytelnika przenosiły by do „ekskluzywnej” treści? Na pewno trzeba iść tropem The Guardian aniżeli NY Times Murdocha.

  12. nemrrod pisze:

    > Wikipedia rozsiewa plotki o polskiej edycji „Rolling Stone”

    „First magazine is going to be released in the first half of 2011”

    to znaczy, że musi wyjść jutro!

  13. Mariusz Herma pisze:

    > Stworzyć features’y ala „Duży Format” dla muzyki?

    Przez ostatnie kilka lat spora część prasy – od NME po Machinę – reagowała w drugą stronę, tzn. próbowała zawalczyć z siecią na jej terenie: newsów, ciekawostek, obłożonych fotkami blipów, wielkich tytułów, małych wywiadów i ogólnej atmosfery wyścigu pt. „30 kapel które trzeba poznać w tym tygodniu”. To wszystko fajne, tylko że w sieci jest wcześniej, za darmo, klikalne, komentowalne i z youtubem. Przewagą papieru mogą być tylko treści, które lepiej czyta się z papieru – a często tylko na papierze. Rzeczy wymagające więcej od czytelnika, a wcześniej od autora.

  14. Piotr Lewandowski pisze:

    Mariusz, za prędko zdradzasz swoje wnioski, nie przeczytamy artykułu jak zbyt dużo będzie tutaj ;-). Ale z ostatnim się zgadzam na całej linii – dla mnie np. Wire to ciągle przede wszystkim papier. Net dla archiwów albo sprawdzenia, co jest w nowym numerze. Zwłaszcza, że jak człowiek spędza 12h dziennie przed komputerem „z musu”, to z własnej woli lepiej i milej poczytać tradycyjnie, a nie z monitora. Ale to działa tylko, gdy a priori wiadomo, że warto przeczytać większość wydania (czyli z regularnych periodyków dla mnie jedynie Wire). Jak w dylemacie przesłuchać mp3/ poczekać na nośnik fizyczny, ale w jeszcze bardziej spolaryzowany sposób.

  15. ArtS. pisze:

    >Ale ciekaw jestem, czy nawet istnienie dobrego papierowego >miesięcznika – powiedzmy na poziomie najlepszych portali – >kogokolwiek by jeszcze ekscytowało?

    Mnie by ekscytowało, bo nie lubię czytać z ekranu. Zresztą wciąż kupuję „Glissando”, choć czytam bardzo wybiórczo ze względu na chroniczny brak czasu, ale lżejsze w formie i bardziej podchodzące pod moje gusta „m|i” połykam w całości. Gdyby „The Wire” był tańszy to też bym czytał regularnie.

  16. de la clue pisze:

    mój profil muzyczny nieco się zmienił i nie bardzo mam gdzie czytać o muzyce, która mnie interesuje, poza siecią. zbieram jeszcze z sentymentu jakieś teraz rocki, ale co raz częściej brzydzi mnie gust redaktorów a magazyny tylko piętrzą się na szafce przy kiblu w dużej części nie czytane.
    poza tym, dzięki internetowi, jest tyle do słuchania, że nie wypada mieć czasu na czytanie.

  17. Jarek L. pisze:

    Czytam „od zawsze” Tylko/Teraz Rock. Niestety, młodzi redaktorzy – przy dużej dozie tolerancji należnej debiutantom – nie dorównują dawnym recenzentom. Brak jest Leśniewskiego czy Rzewuskiego (najbardziej jaskrawe przykłady). Pismo stało się w pewnym momencie (kilka lat temu) mutacją jakiegoś Metal Hammera, teraz jest trochę lepiej, ale do starego-dobrego poziomu daleko. Gwiazdki w recenzjach są – delikatnie mówiąc – kontrowersyjne. O uczciwym podejściu w stylu Tomka Beksińskiego nawet nie marzę. Nic więc dziwnego, że część czytelników jest rozczarowana. Inna rzecz, że coraz trudniej (w dobie internetu) jest zaskoczyć czymś świeżym, a jednocześnie wartościowym. Choć wyjątki się zdarzają i dla nich dalej co miesiąc maszeruję do kiosku. Ciekawy jest Lizard – zobaczymy, na ile starczy sił i pieniędzy.
    Rolling Stone – czekam z niecierpliwością, choć to polskie wydanie już miało się ukazywać kilka lat temu (zresztą z Wiesławem Weissem na czele). Przydałaby się konkurencja, bo ona zawsze motywuje do działania. Po raz pierwszy tutaj coś napisałem i…przesadziłem z długością. Przepraszam i pozdrawiam.

  18. Marceli Szpak pisze:

    @ o polskiej edycji „Rolling Stone”. Recenzje recenzjami – przynajmniej nie sypią wysokimi ocenami – ale mają bezpośredni dostęp do gwiazd i stąd świetne teksty sylwetkowe. Kogoś to wyciągnie z domu na spacer kiosku

    Tak, pod warunkiem, że znajdą dziennikarzy klasy Taibbiego czy Wrighta i będą publikowali teksty jakości The Killer Elite. To, czy będzie wtedy tam cokolwiek o muzyce, jest mi obojętne. Jeśli chce się czegoś dowiedzieć o kapeli, kliknę w tubkę lub w jakieś promo-materiały, co papier uniemożliwia, albo sprowadza do jakiegoś bezużytecznego cedeka, jeśli chcę poczytać o czyimś emo na punkcie danej kapeli, kliknę bloga, gdzie materiał obywa się bez redaktorskich ingerencji, więc częściej jest bardziej tym, co autor chciał, niż tym, co pozostało po cięciach. Jeśli będę potrzebował jakiegoś fachowego info, znajdę forum, blogi tru fanów danego gatunku zjawiska, poczytam co mi potrzebne, dostanę linki do odsłuchów wszystkiego co ważne. Case closed.

  19. Mariusz Herma pisze:

    A kwestia wiarygodności? Jest wysoka nota Pitchforka / Porcysa / Nowej Muzyki / Polisz Mnie bardziej przekonująca od piątki w Rolling Stonie, Machinie, Teraz Rocku czy Przekroju?

    Piotrek – to rzecz dla „Pressu”, którego i tak chyba nikt z tutejszych nie czytuje :-)

  20. dawrweszte pisze:

    Ja przywiozłem po weekendzie z domu stertę Brumów z lat 90-tych. Ach, ta epickość Księżyka… O jego recenzjach w Antenie Krzyku nie wspomnę. Dzisiaj? Teraz Rock tylko i wyłącznie z sentymentu, bo w treści mi kompletnie nie po drodze. A kwestia ocen w reckach, to dla mnie jest trochę pomyłka, bo jak widzę ocenę, to często nie chce mi się czytać recki, zerkam na autora. Jak nie ma ocen, to się delektuję słowem ;)

  21. Jeżeli mam być szczery, to papierowe magazyny muzyczne nie wygrają w siecią z tzw. „soft news”. Bo zawsze internet będzie szybszy. Nie wiem czemu, ale przyszedł mi do głowy case tygodnika „Forum”. Jest to jedyny, oprócz sporadycznego zakupu „Przekroju” czy też „Machiny”, papierowe medium, które kupuje regularnie i czytuje regularnie – co tydzień. To co mnie fascynuje w tym tygodniku to bardzo przemyślane spektrum tekstów, których raczej w sieci nie uświadczysz. Nie są to tematy, o których się pisze powierzchownie. I za ten przyjemny charakter „Forum” go czytam od wielu, wielu lat.

    Tak jak powiedziałeś – na papierze muszą znaleźć się rzeczy pogłębione, których w sieci raczej nie poczytasz. A co do sentymentów, to do tej pory u mnie leżą archiwalne wydania „Plastika”. I za żadną cenę nigdy ich nie sprzedam.

    A tak na marginesie, to ja miesięcznik „Press” czytuje ;).

  22. iammacio pisze:

    zgoda z Marcelem – o ile będzie to fajnie obudowane wcale-nie-muzycznym-kontentem to jestem na tak. moje dodatkowe zastrzeżenie – żadnych starych pryków.

  23. @ A kwestia wiarygodności? Jest wysoka nota Pitchforka / Porcysa / Nowej Muzyki / Polisz Mnie bardziej przekonująca od piątki w Rolling Stonie, Machinie, Teraz Rocku czy Przekroju?

    Nie jest. Ale gwiazdki w prasie drukowanej też nie są bardziej przekonujące. Chyba większość z tu-się-dopisujących świetnie zna przykłady „pomyłek” drukarskich („rany, dałem 4*, a wydrukowali 3” itp.), ale pomijając kwestie staranności, to od dawna prasa nie ma tej przewagi nad siecią, że piszą w niej „lepsi” dziennikarze. Nie ma normy, wszystko się zrównało. Jednak nadal recenzje w prasie drukowanej są bardziej prestiżowe od sieciowych w odczuciu większości zainteresowanych muzyką lub tzw. branży.

    A wracając do meritum – od kilku lat kupowałem magazyny wyłącznie z przyzwyczajenia, często odpakowywałem z folii po miesiącu (mój rekord to pół roku) i łapałem się na przelatywaniu przez strony. Aż w końcu albo przestałem kupować (Teraz Rock), albo sprawa się sama rozwiązywała (Machina). W momencie, w którym prasa muzyczna stała się czymś na wzór portalu internetowego z króciutkimi banalnymi notkami – na ogół w momencie wydania numeru już skonsumowanymi w necie, albo recenzjami na 300 znaków, a zapomniała o porządnych tekstach (często z powodów ekonomicznych – skutek: kto by pracował pół roku nad tekstem za marną wierszówkę?), to po co do niej sięgać?

  24. Mariusz Herma pisze:

    > od dawna prasa nie ma tej przewagi nad siecią, że piszą w
    > niej „lepsi” dziennikarze

    To prawda, więcej nawet: krytyków sieciowych – odnoszę wrażenie – automatycznie uznaje się za bardziej osłuchanych, a na pewno bardziej na czasie.

    > Jednak nadal recenzje w prasie drukowanej są bardziej
    > prestiżowe od sieciowych w odczuciu większości
    > zainteresowanych muzyką lub tzw. branży.

    Wydawców szczególnie. Trochę z przyzwyczajenia, a trochę temu, że tylko papierowe recenzje przekładają się na zakupowy konkret. Ogólnosieciowy hype na Flaming Lips nijak nie wpłynął na sprzedaż „Embryonic”. Krótka pochwała w „Wyborczej” więcej by zdziałała.

    > albo sprawa się sama rozwiązywała (Machina).

    A wersja sieciowa? Darmowa i bardziej aktualna jako tygodnik.

  25. > tylko papierowe recenzje przekładają się na zakupowy konkret.

    Wydaje mi się, że pośrednio. Tylko papierowe działają na dystrybutorów/detalistów. Gdyby Embryonic był w sklepach, to by się lepiej sprzedał.

    > (Machina). A wersja sieciowa? Darmowa i bardziej aktualna jako tygodnik.

    Dopóki jest free, to przeglądam, ale nie zapłaciłbym za to, co dostaję obecnie nawet złotówki. Nie znalazł się jeszcze taki mądry, który by potrafił – przepraszam za brzydkie słowo – zmonetyzować wydawnictwa sieciowe. Obawiam się, że jeszcze długo będzie się ciągnąć przyzwyczajenie, że za – drugie brzydkie słowo – content w sieci się nie płaci. To samo dotyczy sprzedaży muzyki. Wydaje mi się, że serwisy typu eMusic, czy lokalna Muzodajnia można traktować promocyjnie, a nie jako poważne źródło przychodów. Trudno będzie sprzedać w sieci magazyn muzyczny typu obecna Machina. Moim zdaniem łatwiej byłoby z kilkoma węziej sprofilowanymi serwisami (nisze) lub jednym, ale lepszym merytorycznie (też nisza, ale klient taki, który chętniej płaci w sieci). Też przyglądam się temu mocno, więc czekam na Twoje wnioski.

  26. gl pisze:

    Z ciekawością oczekuję tekstu. Przeczytałem wszystkie komentarze i sam się zacząłem zastanawiać nad tym tematem. Na początek może banalny wstęp, że ciekawi mnie wiek wpisujących się. Sam mam 30 i kilka lat czyli jak to określam pamiętam epokę przedinternetową, o muzyce czytało się w prasie/zinach. I tacy ludzie chyba bardziej odczuwają brak ciekawej prasy muzycznej. W piwnicy mam archiwalne numery Outside/Brum/Kaktus/Antena Krzyku, kilka pierwszych roczników Tylko Rock, Magazyn Muzyczny z lat 80 itd. Czyli chyba spory wycinek polskiej prasy muzycznej. Niestety dziś nie kupuję żadnego, gdyż nie ma godnego uwagi moim zdaniem. Ostatnio kilka juz dobrych lat temu kibicowałem pismu Zine. Machina 2 juz mnie nie przekonywała mimo kilku ciekawych recenzji, przeglądałem w empiku. Glissando mam większość numerów ale hermetyczność tekstów czasami przytłacza. Żałuję, ze upadła wizja wydawania Jazz & Classics [o ile dobrze pamiętam tytuł-wyszło kilka numerów]. Obecnie o awangardowym jazzie, muzyce dawnej/klasycznej raczej nie ma gdzie poczytać. Jazz Forum mimo prób ciągle jeszcze nie potrafi przyciągnąć nowych czytelników chyba. Cena prasy zagranicznej raczej mało przystępna/ czasami ściągam The Wire w pdf ale zazwyczaj to archiwalne numery. Czytam w internecie blogi ulubionych recenzentów/portale. Zakładka ulubione [blogi/muzyka/prasa itd. puchnie]. Tylko ten ciągły brak czasu…
    P.s.
    Też Press czytałem w czytelni biblioteki a teraz tylko dostępne artykuły w wydaniu internetowym.

  27. kkuba pisze:

    a może nie z powodu rozwoju technologii i internetu, ale kiepskiej jakości magazynów papierowych?

    w polsce jest bieda kompletna – tylko rock i machina są na żenująco niskim poziomie i nie ma jakichkolwiek alternatyw.

    chociaż nie, jest przecież glissando, próbuje m:i, ale wychodzi to kiepsko. pozostaje tylko brytyjskie the wire, względnie czasem waxpoetics.

    chociaż widząc czemu uwagę zaczynają poświęcać media internetowe, można mieć sporą obawę czy niedługo będzie w ogóle co czytać

    http://pitchfork.com/tv/#/60-seconds-left/1722-twin-shadow/2767-60-seconds-left/

  28. Kolejny głos w kwestii przyszłości mediów prosto z „The Guardiana”:
    http://www.guardian.co.uk/technology/2011/jun/30/publishers-internet-changing-role

  29. Mariusz Herma pisze:

    A gdyby komuś było mało, to jest też taki arcyraport na 140 stron:
    http://cjrarchive.org/img/posts/report/The_Story_So_Far.pdf

  30. airborell pisze:

    Pamiętam początki Tylko Rocka. Oczywiście ówczesny sukces tego czasopisma wynikał przede wszystkim z braku specjalnego wyboru (w 1991 roku internetu nie było ;), ale nie da się ukryć, że to było pismo robione porządnie. Wkładki, które były na początku naprawdę rewelacyjnymi przewodnikami po twórczości danego artysty; przekrojowe, obszerne artykuły, często dotyczące jakiegoś szerszego zagadnienia, a nie tylko jednego artysty; kapitalne relacje z koncertów. W pewnym momencie to się skończyło. Znikli Rzewuski i Wyszogrodzki, wkładki zaczęły być robione „na odwal”, miejsce szerszych artykułów problemowych zajęły sponsorowane wywiady z artystami. Przestało mi się chcieć to czytać.

    Pomyślałem sobie przez moment, że gdyby ktoś dzisiaj stworzył pismo na poziomie TR z lat 91-96, to kupowałbym to bez wahania. (Lizard dość nachalnie nawiązuje do tamtego TR, ale to jednak nie ten poziom – czytam go głównie ze starej sympatii do rocka progresywnego i piszących tam autorów ;). Po czym sobie uświadomiłem, że takiego pisma już nie będzie. To jest kolejny skutek uboczny fragmentacji muzyki, która nastąpiła przez ostatnie dwadzieścia – a zwłaszcza dziesięć – lat: chcemy czytać o czym innym. Jeśli dwadzieścia lat temu w Tylko Rocku znalazł się tekst o Guns n’Roses, Nirvanie, U2 czy Pink Floyd, to wiadomo było, że znajdzie się kilkadziesiąt tysięcy osób, które będzie chciało tekst przeczytać i kupi gazetę. Ilu dzisiaj będzie chętnych do kupienia gazety dla tekstu o Fleet Foxes albo jakimś innym Arcade Fire?

  31. Na pewno jednego brakuje – myślenia o wydawaniu mediów nie w sposób „tradycyjny”, papierowy, ale adekwatny do naszych czasów. Tak jak w przypadku mediów społecznościowych nie można podchodzić jak do mediów tradycyjnych, tak w przypadku ogólnie nowych mediów, trzeba odciąć oldschoolowy, fizyczny epizod wydawania, a skupić się na rozwiązaniach webowych. Stąd też mogę się zgodzić z Hajdarowiczem, że przyszłość mediów, także muzycznych, są wydania tabletowe.

  32. gl pisze:

    „Stąd też mogę się zgodzić z Hajdarowiczem, że przyszłość mediów, także muzycznych, są wydania tabletowe”
    Ja tylko czekam na bankructwo Pana Hajdarowicza bądź wycofanie się z jego hurraoptymistycznych prognoz. Zablokowanie strony Przekroju uważam za lekkie przegięcie i ciężko mi się zgodzić z jego opinią „Ci przedstawiciele rynku prasowego, którzy są rozsądni, szybko pójdą tą samą drogą.
    Ale to tylko moja opinia.

  33. kleschko, takie magi były, chociażby „A-Zine” czy „Pullz”. Oba nie przetrwały, bo nie miały modelu biznesowego. W tym wypadku też za bardzo nie mogłem znaleźć owej formy kapitalizacji tego medium.

  34. kleschko pisze:

    We wspomnianym wyżej „Pressie” ciekawy artykuł o „Machinie”

  35. fripper pisze:

    W moim przypadku sieciowe materiały to przede wszystkim natychmiastowy dostęp do specjalistycznej wiedzy i opinii na dany temat. Ciężko zrobić jedną gazetę, w której znajdzie się miejsce na naprawdę fachowe, szerokie objęcie całości tego co się dzieje w muzyce (tj. przynajmniej jazz, pop, rock, pop, elektroniki wszelakie i hip hop). Zdaje mi się, że „Muza” próbowała, ale wyszło strasznie powierzchownie. Można by oczywiście kupować magazyny zajmujące się każdą z tych dziedzin, ale nie jest to finansowo możliwe (inna sprawa, że często interesuje mnie jedno konkretnie zagadnienie np. jazzowe, a nie zaraz cały pakiet informacji z ostatniego miesiąca jaki dostałbym w przypadku miesięcznika).

    Kolejne dwa aspekty są wynikiem pierwszego, ale dla mnie są niesłychanie ważne i w dużym stopniu decydują o tym dlaczego tak lubię internet.
    Po pierwsze: coś co nazwałbym brakiem przymusu kompresji informacji. Mam tu na myśli fakt, że niejako wbrew teorii o powierzchowności sieci, to właśnie internet daje mi możliwość czytania (a innym pisania) rzeczowych, analitycznych, głębokich i poważnie traktujących temat tekstów na które, mam wrażenie, nie ma już miejsca w prasie analogowej. Polskie media papierowe (nawet te „opiniotwórcze”) już od dawna (podobnie jak komercyjne stacje radiowe) ograniczają miejsce rzeczom dłuższym i poważniejszym. Wszystko staje się bardziej pstrokate, powierzchowne i krótkie. Najboleśniej widać to na przykładzie recenzji, które bywają w tym momencie groteskowo wręcz krótkie. Oczywiście takie też są potrzebne, ale ja akurat lubię dłuższe i odrobinę analityczne potraktowanie sprawy.

    To zjawisko dobrze widać czytając chociażby blog Mariusza. To co pisze „dla papieru” (czyli niby ta „właściwa działalność”) jest tak naprawdę jakimś dodatkiem do tego co rozgrywa się na łamach Ziemi Niczyjej. Mało tego – papier często dostaje coś co jest już efektem przemyśleń pierwotnie tutaj publikowanych.

    Druga niesamowicie ważna rzecz: konfrontacja opinii. Chodzi mi o to, że praktycznie każda gazeta muzyczna zazwyczaj prezentuje jakiś profil „ideologiczny” (to tak umownie, ale pasuje). Takie profile mogą być różne np. metalowo – classic rockowy (tzw. „linia konserwatywna”), postpunkowy, antyrockistowski czy indiecentryczny – (tu akurat wymieniam same okołorockowe). Kiedy czytamy wiernie jakąś gazetę jesteśmy w gruncie rzeczy cały czas przywiązani do jednej optyki. Nawet jeśli dany tytuł stać na zatrudnianie dziennikarzy z przeciwległych biegunów to i tak jesteśmy w jakimś sensie zdani na ich opinię i rzadko chce nam się poszukiwać gazet prezentujących kompletnie inną wizję. Tymczasem sieć daje możliwość natychmiastowej konfrontacji opinii skrajnie czasem różnych środowisk na to samo zjawisko. Mogę poczytać np. jak widziany jest Mastodon przez „niezalowych” dziennikarzy, żeby zaraz potem poczytać jak widzą go starzy metalowi wyjadacze, którzy od lat nie wyszli z jaskini. Po drodze zaglądam do tych, którzy nie są aż tak hermetycznie zamknięci w żadnym środowisku. Pomaga mi to wzbogacić moją własną opinię nie tylko na dany temat, ale przede wszystkim na temat danego piszącego. A po co mi ona? Ano po to, że poprzez ten proceder sprawdzam, komu mogę bardziej „ufać”. A przez to z kolei – czyje rekomendacje muzyczne brać pod uwagę. Czyli w sumie to wszystko prowadzi mnie do lepszego poznawania nowej muzyki.
    Taka natychmiastowa konfrontacja skrajnie różnych opinii jest praktycznie niemożliwa w przypadku prasy papierowej (przynajmniej nie na taką skalę i nie w tak krótkim czasie). Oczywiście nie zawsze przegrzebuję się przez to wszystko, ale cieszy mnie, że mam taką możliwość i faktycznie czasem z niej korzystam. Poza tym najbardziej lubię dziennikarzy o silnym własnym guście (z indywidualnym „atu”) stojących trochę z boku i nie pasujących za bardzo do żadnej „linii”. Takich też łatwiej mi znaleźć dzięki sieci.

    A jednak marzy mi się jakaś jedna poważna papierowa polska gazeta muzyczna. Najlepiej gruba (może być kwartalnik), która bez mizdrzenia się do czytelnika, ale też bez zbytniej hermetyczności (na nią jest także jest miejsce w necie) komentować będzie z różnych perspektyw to co najciekawszego stało się ostatnio w muzyce. Komentować – nie informować. Mogłyby się tam znajdować nawet recenzje płyt wydanych kilka miesięcy wcześniej. Dystans czasowy dawałby inną optykę i mógłby być głównym atutem takiego pisma. Bo po co ścigać się z czymś nie do wyprzedzenia?

    Ależ mi elaborat wyszedł. Mam nadzieje, że mnie Mariusz nie zabije za tak obszerne wypociny. Następnym razem spróbuję krócej;)

  36. Mariusz Herma pisze:

    „…to właśnie internet daje mi możliwość czytania (a innym pisania) rzeczowych, analitycznych, głębokich i poważnie traktujących temat tekstów”.

    *

    A co do kwartalnika, to „Loops” próbowało rytmu półrocznego i zapowiadało się świetnie. Popełnili jednak dwa błędy:
    1) skup treści wszelakich – większość tekstów była oderwana od „teraz”, tematy losowe (choć zawsze na poziomie), jakby wyciągali dziennikarzom z szuflad to, czego nie udało im się opublikować gdzie indziej
    2) wydali dwa numery i tyle

    Taki kwartalnik/półrocznik to jest – oceniam po sobie – także marzenie piszących. Ciekawe, czy chęć ich z chęcią czytelników dałoby się połączyć jakąkolwiek sensowną ekonomią. Bo „Glissando” raczej nie odpowiada nam na to pytanie.

  37. Sosnowski pisze:

    pisałem recenzje i teksty do Laifa od początku istnienia magazynu, tj. o ile pamiętam bodajże od 2001 roku, z naczelną Kamilą Kicińską (jeszcze). potem miałem sporą przerwę, pracowałem w innej branży. wróciłem po sprzedaniu tytułu innemu wydawcy. lata 2006-2008, kiedy ponownie znalazłem się w redakcji, były tłuste dla pisma, rzekłbym, że wyznaczał trendy muzyczne w „nowych brzmieniach” (nie lubię tego określenia, ale jest dosyć obrazowe), co odzwierciedlało się choćby w line-up’ach takich szacownych festów jak Open’er, Selector czy FreeForm. najpierw w magu pojawiały się bardzo świeże teksty o nowinkach muzycznych (bez polskiego poślizgu z „zagranicą”, o którym ładnie napisała kiedyś Machina), potem festiwale chciały kompletować program z takich artystów. kiedy byłem na live akcie Sama Shackletona w Centralnym Basenie Artystycznym, zapytałem grupkę młodzieży, skąd go kojarzą? odpowiedzieli, że pierwszy raz przeczytali o jego dokonaniach w Laifie. zrobiło mi się nawet miło, bo to był mój artykuł…

    do czego zmierzam… kilka miesięcy temu przejrzałem odmienionego Laifa w EMPiKu. magazyn po raz trzeci zmienił wydawcę (i cały skład redakcji), który uwierzył w potęgę tytułu. dawno się tym nie interesowałem, ale nie sądzę, żeby jeszcze się ukazywał. papier umiera, drzewa odżywają. po szacownym Laifie pozostał stos archiwalnej makulatury, z kupą całkiem dobrych płyt CD dołączanych do każdego numeru przez dwóch pierwszych wydawców.

    internet jest medium błyskawicznym oraz wielowątkowym, hiperkontekstualnym, w pełni kompletnym i samowystarczalnym.

  38. fripper pisze:

    A Prince wieści koniec internetu ;)

  39. Sosnowski pisze:

    a Francis Fukuyama już jakiś czas temu koniec historii i koniec człowieka ;) gdzie więc miejsce dla muzyki? ;)

  40. Mariusz Herma pisze:

    Powinien był Fukuyama wieścić koniec krytyki muzycznej.

  41. […] A jeszcze trzy late temu dyskutowaliśmy tutaj o upadku prasy muzycznej. […]

Dodaj komentarz