Latające talerze

Po kilku dniach z nową płytą Vijay Iyer Trio zatytułowaną „Accelerando” piszę Piotrkowi:

Ten kower Heatwave to na razie mój ulubiony utwór 2012. Najbardziej podoba mi się przepaść pomiędzy tym, co Marcus robi na pierwszym planie (czyli prawie nic), a tym, co dyskretnie wyczynia sobie na talerzu.

Po wysłaniu orientuję się, że Piotrek puścił mi w międzyczasie maila ze stwierdzeniem: „Same talerze w tym utworze wystarczyłyby mi do pełni szczęścia”.

Oryginał „Star of the Story” pochodzi z albumu „Central Heating” z 1978 roku. Oto krótka próbka wersji 2.012:
.
[audio:https://www.ziemianiczyja.pl/wp-content/uploads/2012/02/heatwave.mp3]
.
Fascynujące musiało być obserwowanie na bieżąco ewolucji Davisa czy Coltrane’a. Ale frajdą jest też śledzić Iyera i Marcusa „przyszłość-jazzu” Gilmore’a. Jeden z bardziej nieprzewidywalnych perkusistów na „Accelerando” okazuje się chwilami jazzowym bliźniakiem Phila Selwaya. Tak jakby nasłuchał się elektroniki, a następnie postanowił odwrócić bieg czasu i tchnąć w bity życie. Co de facto ma miejsce się w kowerze – wow – „Mmmhmm” Flying Lotusa. Gilmore wespół ze Stephanem Crumpem robią w nim pociąg a la Steve Reich:
.
[audio:https://www.ziemianiczyja.pl/wp-content/uploads/2012/02/mmmhmm.mp3]
.
Skojarzenia z legendami gatunku narzuciły mi się dlatego, że w jednym tygodniu dostałem „Accelerando” Iyera, „Black Radio” Roberta Glaspera – w 50 procentach R&B, w 20 procentach hip-hop, w 15 procentach jazz i 5 procent Nirvany – oraz nowe Portico Quartet. Tego ostatniego nawet nie zdążyłem posłuchać, bo pianiści mają pierwszeństwo. Ale i tak przez chwilę poczułem się niemalże jak w roku, powiedzmy, 1959, gdy jeden po drugim wydawali Miles, Ornette, Dave, Charles i Sun. Oby częściej tak.

.

Fine.




5 komentarzy

  1. PopUp pisze:

    Pozdrawiam serdecznie, bo co mi pozostaje. Od „Accelerando” się trudno oderwać

  2. szary czytelnik pisze:

    Fraza „latające talerze” bardzo mi się spodobała podczas pierwszego czytania i – jak się okazało – wraca co pewien czas podczas słuchania różnych płyt. Teraz wróciła z wielką siłą wraz z albumem „Rising son” Takuya Kurody (debiut dla Blue Note). Aż sprawdziłem perkusistę – Nate Smith, grający z Chrisem Potterem i Davem Hollandem. Trudno wskazać jeden utwór, świetny jest „Afro blues”, świetny jest „Green and Gold”. To trochę inne „latające talerze” niż u Iyera, ale też fruwają :)

  3. Mariusz Herma pisze:

    Czytałem o tej płycie, jeszcze nie słuchałem – nadrobię. Za to na nowej płycie Iyera ani jednego perkusisty. Tylko fortepian, kwartet smyczkowy i odrobina laptopowych szumów.

  4. Ilion pisze:

    Czyli, że już słuchałeś nowego Iyera. I jakie to jest? Mocno nasiąknięte klimatami ECM-u?

  5. Mariusz Herma pisze:

    ECM-u po brzmieniu bym nie zgadł. Za to po w częściach partyturowych rozpanoszyli się amerykańscy minimaliści (drugiego pokolenia).

Dodaj komentarz