styczeń 2013

Zakuwając nuty (Kiosk 1/2013)

Na rozgrzewkę po dłuższej przerwie (sorry) zacznijmy od przewodnika po pięknych sklepach płytowych, aż nadto udanej ściemy z nową okładką Vampire Weekend – w istocie zadania domowego – krótkiej historii playbacku inspirowanej reinauguracją Obamy, twórczego zużycia winyli, rosyjskiej kpiny z korekty studyjnej, klubowej instrukcji traktowania kobiet, londyńskiej taksówki muzycznej, osadzonego w realiach grającego globusa, wybitnie wystrzałowych instrumentów, muzykującej kostki Rubika, jabłecznych głośnikosłuchawek, gwiazd słów ostatnich i finału konkursu na najgorszą koszulkę fanowską.

Ludzie ponadto animują dzieje muzyki w GIF-ach – chyba że akurat prześwietlają owoce i warzywa – przymierzają gwiazdom fryzurę Skrillexa, komponują myślą, układają sushi w Rolanda TB-303, pocieszają bezrobotnych, samodzielnie drukują winyle, automatycznie generują zupełnie przyzwoite recenzje audiofilskie (każde F5 = nowy tekst), czytają 6128 książek, piszą na perkusji i tłumaczą sieci pajęcze na dźwięki. Poważna prasa nawija rapem, metalowcy ostro sie promują, Szwedzi odstraszają Chrisa Browna, a klubowicze z Miami DJ-a Shadowa.

Czarnoskóry fan białego indie przyznał: łatwo nie było. Pete’a Cashmore’a z depresji wyciągnęły potyczki rapowe, a Keerila Makana – komponowanie. Dla Seana T. Collinsa światłem w mroku okazali się gorzcy Godspeed You! Black Emperor, gdy beztroską Ulicą Sezamkową torturowano w Guantanamo. Nieistniejący już twitterowy profil I Hate Indie Rock przypomniał niezrealizowane postulaty punku, a w końcu sprowokował do refleksji nad powinnościami odbiorcy sztuki w ogóle. Gdy Simon Reynolds dissował obsesję remiksu broniąc oryginalności, innowacji i geniuszu, Juno dociekało samych źródeł mody na dekonstruowanie klasyków.

Z punktu widzenia ekologii 27 streamów albumu szkodzi podobno tak samo, jak jedno CD. Doświadczeniami z pierwszego roku abonamentowego streamingu podzielił się Rob Weychert, a wątek podjęli między innymi Elliot Jay Stocks oraz – najkrócej i najciekawiej – Frank Chimero. Oryginalne spojrzenie na cyfryzację okazał się mieć także muzyczny archiwista. Jak w tym kontekście dochodzi się do sławy? Village Voice dostrzegł trzy drogi. O latach świetności i schyłku blogów z muzyką nieznaną dyskutowali pionierzy procederu.

Przez chwilę głośno było o czarnych kobietach w black metalu oraz o białych piszących o czarnych. Nowojorska socjolog podzieliła się pięcioletnimi obserwacjami obsesji autentyzmu, którego ewolucję prześledził Stephen Graham. Atlantic domaga się edukacji rockowej, którą można zacząć od porównania dnia muzyka rockowego z dniem fana. Wykonawcy podzielili się doświadczeniami z trasy. Krytycy skrytykowali pedałowanie w słuchawkach. Literaci wyznali, do jakiej muzyki piszą, a dzięki solówkom Milesa Davisa jeden z nich odkrył, że w jego fachu mniej znaczy więcej.

Niełatwo było utrzymać w tajemnicy prace nad nowym albumem Davida Bowiego, którego okładkę tłumaczył autor Jonathan Barnbrook – a Guardian chwalił za radykalizm. Samego Bowiego dekada po dekadzie zgrabnie streścił Telegraph. David Stubbs po rocznicowym koncercie postawił warunki Stonesom, a z okazji maratonu w Tate Modern opowiedział o Kraftwerk, które notabene wygrało z hip-hopem batalię o dwie sekundy. Zabawnie czyta się recenzje klasycznych singli punkowych pióra Chucka Berry’ego oraz wspomnienie Raviego Shankara autorstwa innego Raviego Shankara.

Mocarny tekst o Grateful Dead z perspektywy zaginionych bootlegów popełnił New Yorker. Pod tym samym logo Sasha Frere-Jones opisał Bikini Kill, czyli matki chrzestne Riot Grrrl, a przy okazji wznowień zestawił bluesrockowe potęgi Zeppelinów i Stonesów. Nitsuh Abebe w długą opowieść o Grizzly Bear włączył kwestie utrzymania. Pośmiertną karierą Aaliyah zajął się Atlantic, który rozstrzygnął również pomiędzy André 3000 a Big Boiem. Po fragmencie „Unknown Pleasures”, pamiętnika Petera Hooka z Joy Division, już widać, że będzie tyleż fascynujący co niepewny.

Zdaniem niektórych punk zaczął się w Peru, inni wyśledzili mizoginię w industrialu oraz związki dubstepu z metalem i funkiem. Dubstepowe zmainstreamowienie opisał Spin, a historię gatunku The Verge rozpoczął od prapoczątków. BoingBoing przyjrzał się globalnemu basowi, wprowadził w drone oraz hauntologię. Guardian uczcił dziesięciolecie grime’u, Stereogum zmartwił schyłkiem chillwave’u, a brytyjski kornecista przypomniał, jak jazz przegrał z Beatlesami. A właśnie: po 50 latach Paul McCartney ogłosił, że Yoko Ono nie jest winna rozpadu grupy. Za to sam zespół, zdaniem producenta The Simpsons, jego serial i wszelkie animowane bestsellery.

Salon przyjrzał się być może szkodliwej roli standardów w jazzie, Economist jego pociągowi do pociągów, NPR niegasnącemu czarowi składanek, zaś WSJ – zaglądając przy okazji na warsztat – remasterów. Skąd w polskiej muzyce tyle outsourcingu masteringowego – wyjaśnił Paweł Franczak. Zainspirowany wirtualnym oprotestowaniem Rihanny za romans z seapunkiem Max Perpetua usprawiedliwił mainstream z podkradania pomysłów undergroundom, Guardian zaproponował 7-stopniowy cykl boysbandowy, a tak w ogóle to pop podbija pogrzeby.

Na gangnamowej fali – polecam przyjemny akustyczny kower – New Yorker rozpisał fenomen K-popu na osiem fascynujących stron. Nad specyfiką koreańskiego rynku muzycznego pochylił się The Stool Pigeon. Zachód podbili w samą porę, bo w Japonii zaszkodziła im polityka. Slate wyraził nadzieję na więcej nieanglojęzycznych piosenek na liście Billboardu, a zmęczeni popem południowokoreańskim mogą odreagować nieskażonymi XXI wiekiem przebojami sąsiadów z Północy.

W Afganistanie zadebiutowała pierwsza raperka, Idola w RPA w końcu wygrał czarnoskóry, Emicida i Criolo sprawili, że swój moment w Brazyli ma rap. Po ostatnich zmianach politycznych pierwszą damą Chin została pierwsza dama tamtejszego folku. Specyficznie funkcjonuje scena muzyczna na Alasce, podobnie jak w Tokio, gdzie tępią taniec. Mniej lub bardziej popularni od Massive Attack po Kronos Quartet polecają utwory z Mali, a pożytkami darmowego zdalnego kursu muzyki świata podzielił się jeden z absolwentów.

Kaszlemy w filharmoniach nawet dwa razy częściej niż przy innych zajęciach – stwierdził jeden z niemieckich naukowców. Noworoczne życzenia dla poważnych środowisk zebrał NPR, a świeżo mianowany szef klasycznego Universalu polecił orkiestrom wyluzować, jeśli za parę lat chcą jeszcze grać. Z czym niektórzy polemizują, sugerując jednocześnie, że klasyce – inaczej niż muzyce rozrywkowej – przydałaby się kompresja. Warto by za to zrezygnować z zakuwania nut, w których Brahms ukrywał ludzi.

Przewodnik Toma Service’a po współczesnych poszerzył się o Luigiego Nono, Meredith Monk, Mortona Feldmana, Steve’a Reicha, Philipa Glassa, Corneliusa Cardew, Terry’ego Rileya oraz – sto lat – Witolda Lutosławskiego. Z okazji innej setnej rocznicy NYT przypomniał pierwszą wizytę London Symphony Orchestra w Nowym Świecie. Howard Goodall cokolwiek na wyrost wypomniał muzyce popularnej stare długi. Atlantic zebrał tematy szczególnie lubiane przez kino, którego etatowcy wyżywają się twórczo w grach wideo. Informacje o zarobkach rosyjskich solistów mogą zdziwić prawie tak jak inspirowane losami Beethovena koncerty dla dzieci z wadami słuchu.

Z „pięciu rzeczy, których nie wiesz o Schumannie” autorstwa jego biografa Fredericka Jensena faktycznie dowiedziałem się, że jeden z najpiękniejszych utworów fortepianowych kompozytor napisał na moment przed tym, jak zbzikował. Pianista Jonathan Biss wyznaje, że Schumann pomógł mu poznać samego siebie, a gdzie indziej rozbraja negatywne stereotypy dotyczące kompozytora – według niego Schumann wymyślił za to muzyczną retromanię. Łatki przyszywane Wagnerowi odpruł Alex Ross. NPR rozpracował pierwsze cztery nuty Piątej Beethovena. Dyrygenci okazali się obiektywnie przydatni,

Wciąż nieprzekonanych do „good kid, M.A.A.D.” nawróci może wyznanie świeżo oświeconego. Salon zajął się wyznacznikami statusu w hip-hopie, czyli drogą od Adidasów przez Maybacha do Warhola. Drew Millard wyróżnił sześć typów rapowego wywiadu. Time w związku z 25-leciem Public Enemy przypomniał kluczowe momenty ich kariery, a LAWeekly serią artykułów uczciło 20-lecie The Chronic. GZA zaangażował się w projekt uczenia rapem.

Resident Advisor podpytywał i podglądał, jak Mount Kimbie, Apparat czy Bass Clef zmagają się z laptopową nudą sceniczną. W dyskusję o ekranach na scenach włączył się PopMatters, a także Matthew Perpetua broniący wciskających play. Spin zwrócił uwagę, że podwójny przymus produkowania i didżejowania szkodzi całej scenie. Blackdown graficznie rozrysował typy setów didżejskich, a pewien sympatyczny audiofil podniecił cyfrowymi nowinkami hi-fi. Gdy BBC gawędziło z wynalazcą, uczciwie oceniono 30-letnie już MIDI.

Windy Weber z grupy Windy & Carl w osobistym poście opowiedziała o życiu z muzyką, marzeniach, rozczarowaniach i schyłku. Fascynującą rozmowę z Andrzejem Korzyńskim przeprowadził Jacek Skolimowski. Conny’ego Planka, producenta Kraftwerk, Neu!, Ash Ra Tempel czy Ultravox wspomnieli wspólnie Brian Eno i Holger Czukay. Eno przyznał, że sadzi dźwięki gdzie popadnie, a na łamach Guardiana spotkał się z koreańskim ekonomistą. Max Richter tłumaczył, co wyrządził Vivaldiemu, a Björk z wydanych niedawno remiksów i sensu życia.

W serwisie Kids Interview Bands muzyków przepytują dwie jedenastolatki. Resident Advisor dopadł nasze Catz N’ Dogz, z całym Redditem czatowali Sigur Rós między innymi o płycie przygotowywanej, a tę już wydaną z Japan Times konsultował z Shugo Tokumaru. Davidowi Byrne’owi z powrotu do majorsa spowiadał się Trent Reznor. Rozmawiano także z Gilberto Gilem, współwynalazcą New Jack Swingu z okazji ćwierćwiecza, a na 20-lecie wytwórni Thrill Jockey z założycielką. Economist natrafił na szczególnie zdeterminowanego organistę.

Że spodziewał się sukcesu, przyznał Kendrick Lamar i wyspowiadał z 25 ulubionych płyt. O longplayach swego życia opowiedzieli również James MurphyChilly Gonzales oraz Michael Gira – tutaj jest akcent polski – a bohaterów młodości wyjawił Ed Droste. Odnalazła się nawet odręczna lista ulubionych płyt Kurta Cobaina. Stylem (nie)udzielania wywiadów zaimponował mi Lee „Scratch” Perry, a skoro jesteśmy przy weteranach: Library of Congress zaczęła udostępniać słynne wywiady Joego Smitha z lat 80. m.in. z Bowiem, Beatlesami i Rayem Charlesem.

Naukowcy donoszą, że najniebezpieczniej prowadzić przy klasyce. Ton preferowanej muzyki oddaje ducha czasów, granie obniża ciśnienie i tętno, choć śpiew, taniec i walenie w bębny podnoszą poziom endorfin czyniąc nas szczęśliwszymi. Zresztą muzyka działa jak dragi. Ustalono ponadto, że fałszującym nie brak słuchu, lecz głosu, dźwięki i zapachy się komponują, a melodii uczymy się jak tańca, sportu i innych czynności motorycznych. Gusta nastolatków zapowiadają późniejszy stosunek do porządku. Zmarły niedawno Dave Brubeck dobrze robił na głowę. Soliści umierają młodziej.

Pewien muzyk udostępnił cały swój dorobek za darmo na dobę i pokrótce opisał, co z tego wynikło (zarobił krocie). Bandcamp wprowadził profile fanowskie, zamieniając kupowanie w promowanie i pozytywny lans. Stereogum próbował wykoncypować, jak niezależni mogą wyjść na finansową prostą. Gdy jedni grają po domach, z hasełkiem „nie marudź, ruszaj w trasę” wojuje Maura Johnston. Pitchfork sprawdził, ile w rapie znaczy sprzedaż (niewiele), Stool Pigeon rozważał sens przedpremierowych odsłuchów, a Kickstarter okazał się kolebką muzycznych filmów dokumentalnych. RIAA wykoncypowała tymczasem, że liczba zawodowych muzyków zmalała o połowę,

99 nieszczęść przemysłowi muzycznemu wypunktował serwis Digital Music News. Brytyjczycy opublikowali i ładnie oprawili listę wszystkich (123) milionerów singlowych ostatnich 60 lat – prowadzi Elton John. Listę krezusów wszech czasów otwiera niejaki Andrew Lloyd Webber. Spencer Manio opowiedział o tym, jak wstawia muzykę do reklam i hipermarketów, a kwestią muzyki handlu zajął się również Jan Błaszczak. Przy okazji zaręczyn Beyonce z Pepsi przyjrzano się dziejom mecenatu, a sukces ostatniej płyty Taylor Swift wytłumaczono rozmachem marketingowym.

Gdy Chińczycy budują dolinę muzyczną, szef brytyjskiego Live Nation zrzuca winę za zapaść koncertową na wybrednych słuchaczy. Na festiwalu Coachella wciąż jednak zyskują wszyscy dokoła. Współzałożyciel Netscape’a tłumaczy, czemu postanowił zainwestować 15 mln dolarów w Rapgenius, którego fenomenowi przyjrzał się również New York Times. Hypebot przekonuje o wadze wytwórni kasetowych na przykładzie Opal Tapes, którą odwiedził Resident Advisor. Wydawcy książek wiele mogliby się podobno uczyć od wytwórni indie.

Własny serwis streamingowowy szykuje duet Trent Reznor – Dr. Dre, podobnie jak BBC oraz Microsoft, przy czym ten ostatni obiecuje 30 milionów utworów. Pojawił się streaming dla didżejów, a własną platformę dla muzyków uruchomił WordPress. Podsumowano 11 lat i tyleż etapów iTunes, niezależne wytwórnie wściekły się na MySpace, że puszcza ich muzykę na lewo, wróciły kontrowersje związane z handlem używanymi empetrójkami, a pojawiły wokół nowej metodologii Billboardu. Sony sprytnym zabiegiem wydłużyło swoją władzę nad wczesnym Dylanem, zrezygnowało za to z produkcji walkmana.

Ortodoksyjną listę 50 hip-hopowych utworów wszech czasów z introdukcją ?uestlove’a ułożył Rolling Stone. Village Voice przygotował dziesięciopłytowy niezbędnik freejazzowy, a między rozmaitymi podsumowaniami 2012 – najpopularniejszych utworów na Spotify czy też najlepiej zarabiających muzyków tudzież kobiet – zawieruszyły się zestawienia piosenek najczęściej występujących w literaturze, szczególnie irytujących zachowań koncertowych, najlepszych rockowych trylogii oraz indie-dokumentów. I kapeli metalowych, których skład uległ całkowitej wymianie.

25 zespołów nazwanych na pohybel redaktorom wytypował AV Club, a Flavorwire uzupełnił celowo kontrowersyjnymi. Ten sam serwis przyszykował czarującą kolekcję negatywnych recenzji klasycznych – jak się miało okazać – płyt pióra poważanych mimo tego krytyków. A także listę dziwnych karier, wyprodukowanych przez speców od elektroniki albumów rockowych i vice versa, a także zestaw wczesnych demówek przyszłych gwiazd. Complex wytypował 50. najlepszych fotografów muzycznych i dorzucił ich jeszcze ćwierć setki.

W połowie stycznia Kwadrofonik wraz z licznymi gośćmi zagrał „Music for 18 Musicians” Reicha podobno po pierwszy w czysto polskim składzie. Kto nie zdołał obejrzeć na żywo, może nadrobić online. Pewną piosenkę skomponowało aż 2601 osób, 250 najlepszych filmów według IMDB ktoś wcisnął w 2,5 minuty, radosna ekipa CDZA streściła zaś historię muzycznych przesłyszeń. Nowy miks dla Glissanda popełnili Matmos i Wobbly, Lance’a Armstronga zmiksowano z Creep, znanych uchwycono w pozach prozaicznych.

Wyciekła minuta, podczas której młodzi Stonesi kowerują największych rywali. Kylie Minogue cofnęła się do „Locomotion”, a w ponadgodzinnym wywiadzie Nas aż do „Illmatic”. Al Jazeera nakręciła dokument o mongolskim rapie. Mark Fell z SND wydobył muzykę z ruchu cząstek, a ktoś inny odtworzył Rolanda TR-808 ze sprzętów analogowych. Co poza tym? Nieletnie japońskie ksylofonistki rządzą. Koreańskie słonie mówią. Morskie wobble’ują. Za oknem odwilż, a ja i tak zapraszam do komponowania.

Calvinowi na śniegu fantazji nie brak.

.

Fine.


W stylu wiadomym

Piosenka „Little Blimp” z nowej płyty The Joy Formidable rozpoczyna się następująco:

[audio:https://www.ziemianiczyja.pl/wp-content/uploads/2013/01/LittleBlimp1.mp3]

.
Odrobina kopiuj-wklej i otrzymujemy:

[audio:https://www.ziemianiczyja.pl/wp-content/uploads/2013/01/LittleBlimp2.mp3]

.
I tak jak poprzednio nadziwić się nie mogę, że poważni recenzenci w siedmiu akapitach ani się zająkną, gdy przecież nawet tempo niemal identyczne.

Sam zabieg – tym razem raczej radosny niż niecny – tłumaczyć może fakt, że utwór powstał na potrzeby „Need for Speed”.

.

Fine.


Mega

Kim Dotcom - Mega launch

Oprócz babć swoje święto obchodzi dzisiaj także Kim Dotcom. I to podwójne. Po pierwsze skończył właśnie 39 lat. Po drugie równo rok po nalocie służb specjalnych na jego nowozelandzką willę i zastąpieniu strony głównej Megaupload logo FBI powrócił do sieci z nowym serwisem, który wszystkim ssącym obiecuje „więcej, lepiej, szybciej i bezpieczniej”.

W ciągu niecałej godziny na stronie zarejestrowało się podobno 100 tys. użytkowników, po kolejnej było ich już 250 tysięcy, a przed chwilą widziałem pogłoski o milionie. Z tego powodu trudno na razie mówić o „szybciej”, mimo że zdaniem Dotcoma każdy jego rack dysponuje większą przepustowością niż cała Nowa Zelandia. Korki go jednak tylko cieszą.

„To fascynujący człowiek, który znalazł się w samym centrum fascynującego i ważkiego problemu” – powiedział mi Charles Graeber, który kończy właśnie książkę poświęconą Dotcomowi. Historia rozpoczęta małą inwazją, a zakończona jak na razie przeprosinami premiera Nowej Zelandii i zezwoleniem na pozwanie służb tego kraju zdecydowanie warta jest książki. Spróbowałem ją jednak zmieścić w artykule.

Foto pochodzi z wczorajszej imprezy.

.

Fine.


Besty z 2012

Najlepsza z 2012

• W stylu dowolnym (homilia)
Muza luzem (ścieżki roku)
• Z kraju i ze świata (nagłówki)
• Spis powszechny (koncertów)
Outsourcing (czyli Wy)
.
R&B

Frank Ocean – channel ORANGE (Def Jam)
BJ the Chicago Kid – Pineapple Now-Laters (M.A.F.E.)
Jessie Ware – Devotion (Island)
Miguel – Kaleidoscope Dream (RCA)
Robert Glasper Experiment – Black Radio (Blue Note)
Dr. John – Locked Down (Nonesuch)
Steven A. Clark – Fornication Under Consent of the King (L&E Media)
Jeremih – Late Nights With Jeremih (Aphilliates)
Up Dharma Down – Capacities (Terno)
Bobby Womack – The Bravest Man in the Universe (XL)
Lee Fields & The Expressions – Faithfull Man (Truth & Soul)
THEESatisfaction – awE naturalE (Sub Pop)

Pieśniarki

Julia Holter – Ekstasis (Rvng)
Fiona Apple – The Idler Wheel (Epic)
Anaïs Mitchell – Young Man in America (Wilderland)
Josephine Foster – Blood Rushing (Fire)
Carla Morrison – Déjenme Llorar (Cosmica)
Susanne Sundfør – The Silicone Veil (EMI Norway)
Roberta Sá – Segunda Pele (Universal Portugal)
Karine Polwart – Traces (Hegri Music)
Beth Orton – Sugaring Season (Anti-)
Laurel Halo – Quarantine (Hyperdub)
Lisa Mitchell – Bless This Mess (Warner Australasia)
Sharon van Etten – Tramp (Jagjaguwar)

Pieśniarze

Jung Cha Shik – 격동하는 현재사 (Capsule Roman)
Scott Walker – Bish Bosch (4AD)
Shugo Tokumaru – In Focus? (P-Vine)
The Tallest Man On Earth – There’s No Leaving Now (Dead Oceans)
eAeon (이이언) – Guilt-Free (Sony Music Korea)
Ases Falsos – Juventud Americana (Arca Discos)
Bob Dylan – Tempest (Columbia)
Álex Ferreira – El Afán (Wea Spain/Dro)
Father John Misty – Fear Fun (Sub Pop)
Aidan Knight – Small Reveal (Outside)
Mount Eerie – Clear Moon (P.W. Elverum & Sun)
Matt Elliott – The Broken Man (Ici d’ailleurs)

Indie

Grizzly Bear – Shields (Warp)
UL/KR – UL/KR (Thin Man)
Doit Science – Information (&)
Metá Metá – MetaL MetaL (Desmonta)
Alt-J – An Awesome Wave (Infectious)
Dead Can Dance – Anastasis (Play It Again Sam)
Goat – World Music (Rocket)
Dirty Projectors – Swing Lo Magellan (Domino)
Tame Impala – Lonerism (Modular)
Babadag – Babadag (Lado ABC)
Godspeed You! Black Emperor – Allelujah! Don’t Bend! Ascend! (Constellation)
Très.b – 40 Winks of Courage (EMI)

Hip-hop

Kendrick Lamar – good kid, m.A.A.d. city (TDE/Aftermath)
Killer Mike – R.A.P. Music (Williams Street)
Macklemore & Ryan Lewis – The Heist (Macklemore)
Bisz – Wilk chodnikowy (Fandango)
Aesop Rock – Skelethon (Rhymesayers)
Blu & Exile – Give Me My Flowers While I Can Still Smell Them (Fat Beats)
Zeroh – Tape (Beat Tape)
El-P – Cancer For Cure (Fat Possum)
M9 – Magna Carta (Red Snow)
Zeus – Zeus. Nie Żyje (Pierwszy Milion)
Kyo Itachi & Ruste Juxx – Hardbodie Hip Hop (Shinigami)
Joey Bada$$ – 1999 (mixtape)

Jazz 

Vijay Iyer Trio – Accelerando (ACT)
Roberto Fonseca – Yo (Harmonia Mundi)
Neneh Cherry & The Thing – The Cherry Thing (Smalltown 12)
Christian Scott – Christian aTunde Adjuah (Concord)
Gétatchèw Mèkurya & The Ex & Friends – Y’Anbessaw Tezeta (Terp)
Mikołaj Trzaska Ircha Clarinet Quartet – Zikaron – Lefanay (Kilogram)
Darius Jones Quartet – Book of Mæ’bul (Another Kind of Sunrise)
Esperanza Spalding – Radio Music Society (Heads Up)
Niechęć – Śmierć w Miękkim Futerku (Wytwórnia Krajowa)
Matthew Halsall – Fletcher Moss Park (Gondwana)
Portico Quartet – Portico Quartet (Real World)
Walter Norris & Leszek Możdżer – The Last Set (ACT)

Avant / Free

Joshua Abrams – Represencing (Eremite)
Angles 8 – By Way of Deception (Clean Feed)
Peter Brötzmann Chicago Tentet – Walk, Love, Sleep (Smalltown Superjazz)
Eve Risser – En Corps (Dark Tree)
Mary Halvorson Quintet – Bending Bridges (Firehouse 12)
Fire! with Oren Ambarchi – In the Mouth a Hand (Rune Grammofon)
Wadada Leo Smith – Ten Freedom Summers (Cuneiform)
Black Motor – Jumehniemi (Sagittarius A-Star)
The Thing with Barry Guy – Metal (NoBusiness)
David S. Ware – Live at Jazzfestival Saalfelden 2011 (AUM Fidelity)
William Parker Orchestra – Essence of Ellington: Live in Milano (Centering)
Hafez Modirzadeh – Post-Chromodal Out! (Pi)

Elektronika

Flying Lotus – Until the Quiet Comes (Warp)
Andy Stott – Luxury Problems (Modern Love)
Burial – Kindred EP (Hyperdub)
Actress – R.I.P. (Honest Jon’s)
John Talabot – ƒIN (Permanent Vacation)
Acid Pauli – mst (Clown and Sunset)
Voices From The Lake – Voices From The Lake (Prologue)
Himuro Yoshiteru – Our Time, Anytime (Oil Works)
Piotr Kurek – Edena (Sangoplasmo)
Mindspan – The Second Cycle (Silent Season)
Shackleton – Music For The Quiet Hour (Woe To The Septic Heart)
Ulrich Schnauss & ASC – 77 (Auxiliary)

Ambient / Drone

Taylor Deupree – Faint (12k)
Alio Die – Deconsecrated and Pure (Projekt)
Kyle Bobby Dunn – Bring Me The Head of Kyle Bobby Dunn (Low Point)
Olan Mill – Home (Facture)
Raime – Quarter Turns Over a Living Line (Blackest Ever Black)
Atay Ilgun & Alper Yildirim – Aokigahara (Wounded Wolf Press)
Bersarin Quartett – II (Denovali)
SYNC24 – Comfortable Void (Ultimae)
Isnaj Dui – Abstracts on Solitude (Hibernate)
Richard Skelton – Verse of Birds (Corbel Stone Press)
Christoph Berg – Paraphrases (Fracture)
Marconi Union – Different Colours (Just Music)

World

Kapela ze Wsi Warszawa – Nord (Karrot Kommando)
Thonghuad Faited – Diew Sor Isan: The North East Thai Violin of Thonghuad Faited (EM)
Zani Diabate – Tientalaw (Stern’s)
Ondatrópica – Ondatrópica (Soundway)
Alhousseini Anivolla – Anewal / The Walking Man (World Music)
Mieko Miyazaki, Guo Gan – Nen Nen Sui Sui (Daqui)
Janka Nabay & the Bubu Gang – En Yay Sah (Luaka Bop)
Jaojoby – Mila Anao (Buda Musique)
Staff Benda Bilili – Bouger le Monde! (Wagram/Crammed)
Terakaft – Kel Tamasheq (World Village)
Debo Band – Debo Band (Next Ambiance/Sub Pop)
Sidi Touré – Koïma (Thrill Jockey)

Skądinąd

Aluk Todolo – Occult Rock (Norma Evangelium Diaboli)
BADBADNOTGOOD – BBNG2 (BBNG)
Converge – All We Love We Leave Behind (Epitaph)
Gezan – Katsute Uta to Iwareta Sore (Zany Zap)
Hildur Gudnadottir – Leyfdu Ljosinu (Touch)
Jambinai (잠비나이) – Differance (차연) (GMC)
Kristin Norderval – Aural Histories (Deep Listening)
Małe Instrumenty – Chemia i Fizyka (Obuh)
Marcin Masecki – Die Kunst der Fuge (Lado ABC)
Meshuggah – Koloss (Nuclear Blast)
Pianohooligan – Experiment: Penderecki (Decca)
Robert Piernikowski – Się Żegnaj (Few Quiet People)
Zoo – Prasasti (Yes No Wave)

Partytury

• Einojuhani Rautavaara – Modificata; Incantations; Toward the Horizon – J. Storgårds, C. Currie, T. Mørk, Helsinki Philharmonic (Ondine)
• John Adams – Harmonielehre; Short Ride in a Fast Machine – M. T. Thomas, San Francisco Orchestra (SFS)
• Esa-Pekka Salonen – Violin Concerto – E. Salonen, L. Josefowicz, Finnish RSO (Deutsche Grammophon)
• Max Richter – Recomposed: Vivaldi: The Four Seasons – D. Hope, A. de Ridder, Kammerorchester Berlin (Deutsche Grammophon)
• Caroline Shaw – Roomful of Teeth (New Amsterdam)
• Arvo Pärt – Creator Spiritus – P. Hillier, Theatre of Voices, Ars Nova of Copenhagen (Harmonia Mundi)
• Jakob Ullmann – Fremde Zeit Addendum (Edition Rz)
• Bang On A Can – Big Beautiful Dark And Scary (Cantaloupe)
• Eric Whitacre – Water Night (Decca)
• Kenneth Fuchs – Atlantic Riband; American Rhapsody – J. Falletta, London Symphony Orchestra (Naxos)
• Brooklyn Rider – Seven Steps (In a Circle)
• Gidon Kremer & Kremerata Baltica – Art of Instrumentation: Homage to Glenn Gould (Nonesuch)
• Arvo Pärt – Adam’s Lament – T. Kaljuste, Latvian Radio Choir, Sinfonietta Riga (ECM)

.

Fine.


2012: Ścieżki

Między innymi.
.

3rd Line Butterfly – Smoke Hot Coffee Refill
Ab Soul feat. Kendrick Lamar – ILLuminate
• Actress – Holy Water
Aesop Rock – Gopher Guts
Aidan Knight – You Will See The Good In Everyone
• Ases Falsos – Misterios del Perú
Alex Ferreira – El Afán
Alt-J – Something Good
• AlunaGeorge – Watching Over You
Ana Tijoux – La Bala
Anais Mitchell – Tailor
Andy Stott – Hatch the Plan
• Angel Haze – Cleaning Out My Closet
Ásgeir Trausti – Leyndarmál
Autre Ne Veut – Counting
Babadag – Moon
Bat for Lashes – Laura
Beach House – Myth
Beck – Philip Glass – Rework – NYC: 73-78
Beth Orton – Magpie
Big K.R.I.T. – Rich Dad Poor Dad
Bill Fay – There Is A Valley
Bisz – Pollock
• BJ the Chicago Kid feat. Kendrick Lamar – His Pain II
Blawan – Why They Hide Their Bodies Under My Garage?
Blu & Exile – More Out of Life
BNegao & Seletores de Frequencia – Sintoniza Lá
Bobby Womack feat. Lana Del Rey – Dayglo Reflection
Bomba Estereo – El Alma y el Cuerpo
Brodka – Varsovie
Burial – Loner
Carla Morrison – Disfruto
Chairlift – I Belong In Your Arms
CéU – Contravento
Choi Go Eun (최고은) – 봄
Chromatics – Kill For Love
City Band – Ana Mawgood
Cloud Nothings – Fall In
Converge – Coral Blue
Daniel Rossen – Silent Song
Dark Time Sunshine feat. Reva DeVito – Never Cry Wolf
Dead Can Dance – Anabasis
Debo Band – Ambassel
• Dhanush – Why This Kolaveri
Disclosure feat. Ria Ritchie – Control
Dirty Projectors – Impregnable Question
• Doit Science – City Planning
• eAeon (이이언) – Bulletproof
El-P – The Full Retard
Enchanted Hunters – Pawn Shop
Esperanza Spalding – Crowned & Kissed
Expe – Episode
Father John Misty – Hollywood Forever Cemetery Sings
• Fiona Apple – Every Single Night
• Frank Ocean – Pyramids
Furueruyubisaki (ふるえるゆびさき) – Intro
Galactic & Casa Samba – Magalenha
Gétatchèw Mèkurya & The Ex & Friends – Ambassel
Girl Unit – Ensemble
Goat – Det som aldrig förändras/Diarabi
Grabek – Forget
Grand Resort – Waiting for My Flight
Grimes – Oblivion
Grizzly Bear – What’s Wrong
Guided by Voices – King Arthur the Red
Haleek Maul – Gully
Hanne Hukkelberg – My Devils
iamamiwhoami – Play
• inc. – 5 Days
Jung Cha Shik – 달콤한 인생 (A Bittersweet Life)
Jai Paul – Jasmine
Janka Nabay & The Bubu Gang – Feba
Jaoby – Manantany
Japandroids – The House That Heaven Built
Jens Lenkman – Become Someone Else’s
Jeremih – Rosa Costa
• Jessie Ware – 100%
John Talabot – Destiny (ft. Pional)
Josephine Foster – Child of God
Joshua Abrams – Sound Talisman
• Julia Holter – Marienbad
Kapela ze Wsi Warszawa – Musiałaś ty dziewce
Karine Polwart – Cover Your Eyes
• Kendrick Lamar – Sing About Me, I’m Dying of Thirst
Killer Mike – Big Beast (Feat. Bun B, T.I. & Trouble)
Kim Dae Jung (김대중) – 300/30
Kou Shibasaki – Strength
Kyo Itachi & Ruste Juxx – Darkest Nights feat. Blaq Poet & Dirt Platoon
Laurel Halo – Airsick
Lee Fields & The Expressions – Faithful Man
Lee Gamble – Razor
Lisa Mitchell – Spiritus
Lorenzo Senni – PowerAge Xion4
Lotus Plaza – Strangers
Lowdown 30 – 처연
Macklemore & Ryan Lewis – Thrift Shop (feat. Wanz)
Matthew Dear – Her Fantasy
Meg – Wear I Am
Melody’s Echo Chamber – Be Proud of Your Kids
• Metá Metá – Oya
Michael Mayer feat. Jeppe Kjellberg – Good Times
• Miguel – Adorn
Mimyo – The Way I Like to Picture You
Mitsume – Cider Cider
Mount Eerie – The Place I Live
Nas – Loco-Motive ft. Large Professor
Neneh Cherry & The Thing – Dream Baby Dream
Nico Muhly – Drones in Large Cycles
Olan Mill – Amber Balanced
Ondatrópica – Suena
Passion Pit – Take a Walk
Paula i Karol – Whole Again
Pezet x JIMEK – Nie Muszę Wracać
Poétique Électronique – Irregular Heartbeat
Portico Quartet – Steepless
Psy – Gangnam Style
Pyskaty – Od zera
Robert Piernikowski – Się †
Robert Glasper feat. Mos Def – Black Radio
Roberta Sá – Altos e Baixos
Rapunzel8083 – Miró Jazz
Rhye – The Fall
Roberto Fonseca – 80’s
Rudi Zygadlo – Melpomene
• Rycerzyki – The Mating Season
s / s / s – Octomom
Santigold – Disparate Youth
Sharon van Etten – Give Out
Schoolboy Q feat. Kendrick Lamar – Blessed
Scott Walker – Epizootics!
• Shugo Tokumaru – Karachi
Sidi Touré – Ni see ay ga done
Skubas – Linoskoczek
Sky Ferreira – Everything Is Embarrassing
• Solange – Losing You
Spiritualized – Hey Jane
Staff Benda Bilili – Osali Mabe
Stanisława Celińska – Warszawa
Steaua de Mare – Doamne ce greșeală am
Steven A. Clark ft. J.Nics – Lonely Roller
Storm Corrosion – Drag Ropes
Sugar’s Campaign – ネトカノ
Swans – Lunacy
Susanne Sundfør  – White Foxes
Taken by Trees – Highest High
Tame Impala – Feels Like We Only Go Backwards
Terakaft – Aïma Ymaïma
The Avett Brothers – Live and Die
The Epichorus – Nanaa Al Genina
The Lumineers – Ho Hey
The xx – Angels
THEEsatisfaction – Crash
Tindersticks – Frozen
Tokyo Jihen – ただならぬ関係
Tomas Barfod – November Skies (feat. Nina Kinert)
Très.B – Let It Shine
Tujiko Noriko + Takemura Nobukazu – Kirei
• UL/KR – Tuż nad głowami
Uochi Toki – Ecce Robot
Up Dharma Down – Tadhana
Ulrich Schnauss & ASC – 77
Usher – Climax
Vijay Iyer – Mmmhmm
Walter Norris & Leszek Możdżer – Tsunami
We Draw A – Tears From The Sun
Yasemin Mori – Deli Bando
Youssra El Hawary – El Soor
Zani Diabate – Bogotigui Kanou
• Zeroh – kingmidaswell

.

Fine.


2012: Synchronicznie w stylu dowolnym

leśmy się nadyskutowali o rozczłonkowaniu gustów i kanałów dopływu, o impotencji poszatkowanej rzeczywistości muzycznej w zakresie kreowania przeżyć wspólnych, o schyłku myślenia albumowego i kryzysie gitarowego rzępolenia, o kompromitacji „autentyzmu” i przekleństwie przedwczesnej sieciowej ekspozycji rozwierającej artystyczne pąki przed czasem kwitnienia. O rozkojarzonej empetrójkowej publiczności, której coraz trudniej wytrwać przy tworach długogrających. Z gracją miniony rok te nasze teorie wykpił.

Podobnie jak innym (1, 2, 3, 4) rok ten w przeciwieństwie do poprzedniego wydał mi się przede wszystkim czasem zaskakujących konsensusów. Zainaugurowała go bezprecedensowa ekspansja pewnego 31-letniego Australijczyka. Zakończyły huczne obchody 35. urodzin pewnego Koreańczyka. Po drodze było wiele innych rekordów, które na różnych poziomach pokazywały, że ludzie – przez globalizację coraz częściej zamieniani w „ludzkość” – potrafią i chcą się jeszcze wspólnie ekscytować także muzyką.

W obiegu pozaradiowym niedorzeczny okazał się pochód Franka Oceana. W swoich rocznych zestawieniach umieszczali go nawet mieszkańcy odległych szufladek. Stąd też spektakularny wynik 25-letniego nowoorleańczyka na liście list serwisu Matacritic. Zebrał tam 140 punktów, dwa razy więcej niż sąsiad z podium Kendrick Lamar, skądinąd niewiele mniej wszędobylski. Przy podobnej liczbie źródeł ubiegłoroczna liderka PJ Harvey zgromadziła punktów 89, a królowa Adele – 60. Król Kanye w roku 2010 miał 123 pkt.

Zgoda opiniotwórców na Oceanie się nie kończy. Z masochistycznym uporem przeglądałem wszystkie możliwe podsumowania płytowe, by zweryfikować intuicję konsensusu i rzeczywiście: pomijając rasistowskie (muzycznie i nie tylko) rankingi, jakieś trzy czwarte z nich ma niemal bliźniacze czołówki. Obligatoryjni młodzi czarni: Ocean, Lamar, Miguel. Starzy biali: Dylan, Young, Springsteen. Gitarowi: Grizzly Bear, Tame Impala, Japandroids, Swans. Zdolne dziewczęta: Jessie Ware, Fiona Apple, Grimes. Elektroniczni: Flying Lotus, Andy Stott, Actress. I tak – niewiele jednak – dalej. Łatwo to wszystko zmieścić na jednym obrazku.

Umieszczony powyżej screen przedstawia zakładkę „Best of 2012” w serwisie WiMP. Doskonale ilustruje łatwość, z jaką śledzić można obecnie ten nowy cyfrowy mainstream – webstream? hypestream? lolstream? – tak że nawet w Polsce nie trzeba w tym celu naruszać ani portfela, ani sumienia. Warto przy tym zauważyć, jak wielobarwna jest ta mozaika. Niecałą dekadę temu podobnym zestawem demonstrowałyby bezkres swoich horyzontów pierwsze pitchforki świata. Dzisiaj R&B Oceana, rock Grizzly Bear, pop Jessie Ware, hip-hop Lamara – że sięgnę tylko po pierwszy wers WiMP-owego siedmiookładkowca – wchodzą w skład standardowej diety muzycznej przeciętnego melomana.

Odpowiedź „wszystkiego” na pytanie „czego słuchasz?” obowiązuje oczywiście od dobrych paru lat. Zastanawiające jest jednak współistnienie czy nawet symbioza tych dwóch z pozoru sprzecznych zjawisk: postępującego uwalniania się naszych indywidualnych gustów z wszelkich ram i różnicowania szlaków dostępu do muzyki oraz informacji o niej – z niegasnącym, a jeśli wierzyć minionemu rokowi pogłębiającym się konsensusem co do tego, kto w chaotycznym internetowym mętliku stylistyk, charakterów i strategii promocyjno-dystrybucyjnych zasługuje na wyłowienie z sieci. Mieliśmy rozejść się każdy w swoją stronę. A wygląda na to, że gdy wytwórnie, media i sklepy płytowe przestały wytyczać nam szlaki i ścieżyny, wciąż trzymamy się razem.

Tęsknota za przeżyciami pokoleniowymi? Konformizm? Zwykła optymalizacja, bo szukanie na własną rękę idzie w parze z błądzeniem, a czas to wczorajszy pieniądz? W każdym razie ilościowo kanon niewiele zyskuje. Jakościowo jednak – chyba przeciwnie. Bo właśnie jakość zaczyna wygrywać z przynależnością. Wtajemniczeni sieciowi szperacze już na przełomie wieków rozkoszowali się tą swobodą, która pozwalała rekompensować mizerię jednych upraw urodzajem innych, (o) których w analogowym świecie nie było (wiadomo). W pewnym momencie marudzenie na kiepski rok świadczyło głównie o lenistwie marudzącego.

Być może odkrycia tego dokonujemy teraz w skali makro. Nie tylko na poziomie blogosfery – oto środowiska kojarzone jeszcze niedawno z „Radiohead i Sigur Rós” okazały się ostatnio głównymi hype’owymi nowego R&B, i słusznie, bo niezwykle obrodziło – ale nawet całych społeczeństw, jeśli tak zinterpretować sukcesy Gotye i PSY. Oznaczaloby to, że dochodzi nie tyle do rozczłonkowania gustów, co ich kolektywnego uelastycznienia. Przy okazji przejmujemy powoli stery popkultury, by samodzielnie decydować, czym zamierzamy się w najbliższym sezonie ekscytować. Mediom przyzwyczajonym do kreowania pozostaje z poślizgiem relacjonować.

*

Chwilowo podoba mi się intuicja tego zbiorowego mózgu, bo w ubiegłym roku nagrodziła cechy, które sam szalenie cenię: pracowitość i powściągliwość. Obie mają dziś szczególne znaczenie, bo przypadkowe rewolucyjne strzały wydają się tymczasowo wyeksploatowane, a zarazem „przyzwoity poziom” zapewnia samo oprogramowanie. Trzeba się wysilić. Ubiegły rok podbili utalentowani, ale jednak rzemieślnicy. Kendrick przez 10 lat przygotowywał się do debiutu. Potem spędził bity rok w studiu, zmuszając trzynastu producentów, by brzmieli jak jeden – gdy on sam wcielał się w kilkanaście postaci. Nie krócej z coming outem wstrzymywał się Frank Ocean, długo muzykę rozdając i oddając. Identyczną drogę przebył BJ the Chicago Kid, który ze swoim „Pinnaple Now-Laters” dopełnił dla mnie czarnego triumwiratu. Świetnie to wszystko podsumowują wyimki z Willa Smitha, które otwierają „Dream II” chłopaka z Chicago:
.

I never really viewed myself as particularly talented. Where I excel is ridiculous, sickening work ethic. While the other guys sleeping, I’m working. While the other guys eating, I’m working. I have a great time with my life and I want to share it.
.

Białych zwlekających i/lub pracusiów też długo by wymieniać. Od przećwiczonej w cudzych studiach Jessie Ware przez czekającą latami na właściwy stan ducha Fionę Apple aż po bardziej kompozytorkę niż songwriterkę Julię Holter. Od nerdowskiego perfekcjonisty Flying Lotusa po hołdującego mu Vijaya Iyera, który chyba nigdy nie postawił nuty nie udowodniwszy wcześniej, że świat jej potrzebuje. Od kasujących całe albumy Grizzly Bear po – czemu nie? – Marcina Maseckiego, który przez pięć lat „na milion różnych sposobów, od prób na pianinie Wurlitzera, poprzez różne klawesyny, klawikordy, wyjazdy do wielu miejsc, korespondencję z autorytetami” mozolnie szukał brzmienia, w którym utwór jego życia „by jakoś ożył”. Często w ubiegłym roku okazywało się, że praca popłaca. Co zabawnie zbiegło się z reedycją „Voodoo” D’Angelo, symbolem studyjnej mordęgi.

Wszechstronnej staranności Ocean i Lamar zawdzięczają swoją uniwersalność. Zaspokoili bowiem osoby ceniące w muzyce bardzo różne rzeczy. Weźmy paradoksy Kendrickowe: dla jednych wyprzedza raperski peleton o kilka lat, inni chwalą go za koncept album w klasycznym stylu. Tych zadziwił surową techniką, tamtym poruszył serca opowieścią o Compton, ulicznych nawalankach i wodzie święconej. Jednych uwiódł aktorską karuzelą, innych nadzwyczajną muzykalnością – w praktyce bliżej mu przez nią do Oceana i BJ-a niż większości kolegów po rapie. Które z tych elementów osobiście cenię najbardziej? Samą możliwość wyboru. Tę właśnie kompleksową dbałość, która czyni pewne dzieła transcendentnymi nie tyle wobec preferencji stylistycznych, co wobec sposobów percepcji. Rzeźbę można obejść i obejrzeć z wielu kątów bez obawy, że z tyłu okaże się płaska.

Jeden jeszcze wątek łączy Franka z Kendrickiem – czy tak czuli się w latach 70. dziennikarze, gdy pozwalali sobie na „Steviego i Marvina”? –  oraz przynajmniej tuzinem innych ubiegłorocznych przodowników. Poruszanie się w strefie autentyzmu. Począwszy od przełomowego dla pewnych środowisk listu tego pierwszego przez 10-minutowe single o handlu ciałem i 12-minutowe suity na ten sam temat aż po zaangażowanie eksdziewczyny, by dziesięć lat później raz jeszcze powymachiwała pośladkami. Już ci dwaj zapewnili nam satysfakcjonującą porcję poważnych przemyśleń. A było tego o wiele, wiele, wiele więcej. Dla niektórych zbyt wiele.

Utartym tudzież ucierającym się stereotypom na temat zwirtualizowanej rzeczywistości muzycznej ubiegły rok zaprzeczał co rusz. Martwiliśmy się przedwczesną inicjacją medialną, bo dla wielu wpuszczenie w snop jupiterów oznaczało trwałą ślepotę. Tymczasem idealnie z (oficjalnym) debiutem wycelowali nie tylko Ocean i Lamar, ale również Jessie Ware, Big K.R.I.T., Goat, John Talabot czy Raime – żeby dotknąć różnych działek. Dojrzałości dowodziły zdystansowane, często humorystyczne reakcje na zasłużony, a nie opłacony hype. Notabene włodarzom Def Jam musiało dać do myślenia, że promowana w przestworzach podopieczna zadebiutowała słabiej niż jakiś undergroundowy raper.

Stereotypowi zdekoncentrowanego słuchacza 2.0. trawiącego wyłącznie single i to najlepiej długości przeddylanowej zaprzeczył z kolei entuzjastyczny odbiór zdecydowanie długogrających longplayów czarnych bohaterów (ale i Swans). Płyt znacznie więcej wartych niż zwykła suma składowych piosenek, a ze względu na intensywną narrację, odsłaniających swoje właściwe walory dopiero po poświęceniu im stuprocentowej – o biedny multitaskingu – uwagi. Setki tysięcy płacących i pewnie miliony pozostałych słuchaczy decydowały się na ten śmiały krok po wielokroć, gdy raczej niewielu z nich wychowało się na minipowieściach z lat 70. Jak odkrycie tego potencjału (zaufania) po stronie popytu wpłynie na podaż? Ilu młodocianych zarzuci lepienie bitów na rzecz komponowania albumów?

*

Czy był to, spytajmy wreszcie, dobry rok? Lepszy niż poprzednie? Stawia się tę hipotezę częściej niż przy okazji wcześniejszych Sylwestrów i już ta większa niż zwykle liczba pytających sugerowałaby, że coś jest na rzeczy. Zadowoleni powinni być na pewno wspomniani elastyczni. Niemal każdy z rejonów muzycznych zaowocował przynajmniej jedną, zazwyczaj kilkoma znakomitymi płytami. Gdy niektórzy wyspecjalizowani narzekali, że z trudem kompilują elektroniczne, rapowe czy awangardowe niezbędniki, eklektycy z łzami wydzierali dziesiątki z roku. Spontaniczny płodozmian pozostaje oczywiście prawem, nie obowiązkiem. Jak mówi popularne powiedzenie: z gustem się nie dyskutuje.

Z reguły spełniały się pokładane nadzieje. Najbardziej wyglądani debiutanci wywindowanym oczekiwaniom co najmniej sprostali, a w kilku przypadkach wręcz je ośmieszyli. Podobnie powracający z zaświatów: od Fiony Apple i Dead Can Dance po Godspeed You! Black Emperor i Scotta Walkera. Spisali się bohaterowie poprzedniego sezonu: Grizzly Bear, Flying Lotus, Robert Glasper, El-P, Aesop Rock, Tame Impala czy Kapela ze wsi Warszawa. Wreszcie drugą, a w niektórych przypadkach trzecią młodość przeżywali emeryci. W rezultacie do reprezentacji 2012 roku często wystawiano Boba Dylana (71), Neila Younga (67), Bruce’a Sprinsteena (63), Lee Fieldsa (61), Dr. Johna (72) czy Leonarda Cohena (78).

Sam też wychodzę z wrażeniem świetnego roku, mimo że – a może dlatego że – połowicznie spełniłem życzenie Marcina Staniszewskiego. O wiele mniej recenzowałem i prawie nie rozmawiałem, chyba że na potrzeby artykułów. Pozwoliło to jednak popracować nad przyswajaniem i wydawaniem, któremu zawsze grozi pomylenie którejś z liter. Po grudniowym maratonie odsłuchowym z reguły mam po uszy mijającego roku. Teraz mimo tygodni wracania i nadrabiania w ogóle nie czuję potrzeby, by witać rok numer 2013. Nie mam też ochoty rozstawać się z towarzystwem Kendricka, Franka, BJ-a, Jessie, Fiony, Vijaya, Julii, Steve’a, Andy’ego, Maxa, Scotta, Roberta czy Marcina, ani nawet Jae-sanga.

.

Fine.