Zakuwając nuty (Kiosk 1/2013)

Na rozgrzewkę po dłuższej przerwie (sorry) zacznijmy od przewodnika po pięknych sklepach płytowych, aż nadto udanej ściemy z nową okładką Vampire Weekend – w istocie zadania domowego – krótkiej historii playbacku inspirowanej reinauguracją Obamy, twórczego zużycia winyli, rosyjskiej kpiny z korekty studyjnej, klubowej instrukcji traktowania kobiet, londyńskiej taksówki muzycznej, osadzonego w realiach grającego globusa, wybitnie wystrzałowych instrumentów, muzykującej kostki Rubika, jabłecznych głośnikosłuchawek, gwiazd słów ostatnich i finału konkursu na najgorszą koszulkę fanowską.

Ludzie ponadto animują dzieje muzyki w GIF-ach – chyba że akurat prześwietlają owoce i warzywa – przymierzają gwiazdom fryzurę Skrillexa, komponują myślą, układają sushi w Rolanda TB-303, pocieszają bezrobotnych, samodzielnie drukują winyle, automatycznie generują zupełnie przyzwoite recenzje audiofilskie (każde F5 = nowy tekst), czytają 6128 książek, piszą na perkusji i tłumaczą sieci pajęcze na dźwięki. Poważna prasa nawija rapem, metalowcy ostro sie promują, Szwedzi odstraszają Chrisa Browna, a klubowicze z Miami DJ-a Shadowa.

Czarnoskóry fan białego indie przyznał: łatwo nie było. Pete’a Cashmore’a z depresji wyciągnęły potyczki rapowe, a Keerila Makana – komponowanie. Dla Seana T. Collinsa światłem w mroku okazali się gorzcy Godspeed You! Black Emperor, gdy beztroską Ulicą Sezamkową torturowano w Guantanamo. Nieistniejący już twitterowy profil I Hate Indie Rock przypomniał niezrealizowane postulaty punku, a w końcu sprowokował do refleksji nad powinnościami odbiorcy sztuki w ogóle. Gdy Simon Reynolds dissował obsesję remiksu broniąc oryginalności, innowacji i geniuszu, Juno dociekało samych źródeł mody na dekonstruowanie klasyków.

Z punktu widzenia ekologii 27 streamów albumu szkodzi podobno tak samo, jak jedno CD. Doświadczeniami z pierwszego roku abonamentowego streamingu podzielił się Rob Weychert, a wątek podjęli między innymi Elliot Jay Stocks oraz – najkrócej i najciekawiej – Frank Chimero. Oryginalne spojrzenie na cyfryzację okazał się mieć także muzyczny archiwista. Jak w tym kontekście dochodzi się do sławy? Village Voice dostrzegł trzy drogi. O latach świetności i schyłku blogów z muzyką nieznaną dyskutowali pionierzy procederu.

Przez chwilę głośno było o czarnych kobietach w black metalu oraz o białych piszących o czarnych. Nowojorska socjolog podzieliła się pięcioletnimi obserwacjami obsesji autentyzmu, którego ewolucję prześledził Stephen Graham. Atlantic domaga się edukacji rockowej, którą można zacząć od porównania dnia muzyka rockowego z dniem fana. Wykonawcy podzielili się doświadczeniami z trasy. Krytycy skrytykowali pedałowanie w słuchawkach. Literaci wyznali, do jakiej muzyki piszą, a dzięki solówkom Milesa Davisa jeden z nich odkrył, że w jego fachu mniej znaczy więcej.

Niełatwo było utrzymać w tajemnicy prace nad nowym albumem Davida Bowiego, którego okładkę tłumaczył autor Jonathan Barnbrook – a Guardian chwalił za radykalizm. Samego Bowiego dekada po dekadzie zgrabnie streścił Telegraph. David Stubbs po rocznicowym koncercie postawił warunki Stonesom, a z okazji maratonu w Tate Modern opowiedział o Kraftwerk, które notabene wygrało z hip-hopem batalię o dwie sekundy. Zabawnie czyta się recenzje klasycznych singli punkowych pióra Chucka Berry’ego oraz wspomnienie Raviego Shankara autorstwa innego Raviego Shankara.

Mocarny tekst o Grateful Dead z perspektywy zaginionych bootlegów popełnił New Yorker. Pod tym samym logo Sasha Frere-Jones opisał Bikini Kill, czyli matki chrzestne Riot Grrrl, a przy okazji wznowień zestawił bluesrockowe potęgi Zeppelinów i Stonesów. Nitsuh Abebe w długą opowieść o Grizzly Bear włączył kwestie utrzymania. Pośmiertną karierą Aaliyah zajął się Atlantic, który rozstrzygnął również pomiędzy André 3000 a Big Boiem. Po fragmencie „Unknown Pleasures”, pamiętnika Petera Hooka z Joy Division, już widać, że będzie tyleż fascynujący co niepewny.

Zdaniem niektórych punk zaczął się w Peru, inni wyśledzili mizoginię w industrialu oraz związki dubstepu z metalem i funkiem. Dubstepowe zmainstreamowienie opisał Spin, a historię gatunku The Verge rozpoczął od prapoczątków. BoingBoing przyjrzał się globalnemu basowi, wprowadził w drone oraz hauntologię. Guardian uczcił dziesięciolecie grime’u, Stereogum zmartwił schyłkiem chillwave’u, a brytyjski kornecista przypomniał, jak jazz przegrał z Beatlesami. A właśnie: po 50 latach Paul McCartney ogłosił, że Yoko Ono nie jest winna rozpadu grupy. Za to sam zespół, zdaniem producenta The Simpsons, jego serial i wszelkie animowane bestsellery.

Salon przyjrzał się być może szkodliwej roli standardów w jazzie, Economist jego pociągowi do pociągów, NPR niegasnącemu czarowi składanek, zaś WSJ – zaglądając przy okazji na warsztat – remasterów. Skąd w polskiej muzyce tyle outsourcingu masteringowego – wyjaśnił Paweł Franczak. Zainspirowany wirtualnym oprotestowaniem Rihanny za romans z seapunkiem Max Perpetua usprawiedliwił mainstream z podkradania pomysłów undergroundom, Guardian zaproponował 7-stopniowy cykl boysbandowy, a tak w ogóle to pop podbija pogrzeby.

Na gangnamowej fali – polecam przyjemny akustyczny kower – New Yorker rozpisał fenomen K-popu na osiem fascynujących stron. Nad specyfiką koreańskiego rynku muzycznego pochylił się The Stool Pigeon. Zachód podbili w samą porę, bo w Japonii zaszkodziła im polityka. Slate wyraził nadzieję na więcej nieanglojęzycznych piosenek na liście Billboardu, a zmęczeni popem południowokoreańskim mogą odreagować nieskażonymi XXI wiekiem przebojami sąsiadów z Północy.

W Afganistanie zadebiutowała pierwsza raperka, Idola w RPA w końcu wygrał czarnoskóry, Emicida i Criolo sprawili, że swój moment w Brazyli ma rap. Po ostatnich zmianach politycznych pierwszą damą Chin została pierwsza dama tamtejszego folku. Specyficznie funkcjonuje scena muzyczna na Alasce, podobnie jak w Tokio, gdzie tępią taniec. Mniej lub bardziej popularni od Massive Attack po Kronos Quartet polecają utwory z Mali, a pożytkami darmowego zdalnego kursu muzyki świata podzielił się jeden z absolwentów.

Kaszlemy w filharmoniach nawet dwa razy częściej niż przy innych zajęciach – stwierdził jeden z niemieckich naukowców. Noworoczne życzenia dla poważnych środowisk zebrał NPR, a świeżo mianowany szef klasycznego Universalu polecił orkiestrom wyluzować, jeśli za parę lat chcą jeszcze grać. Z czym niektórzy polemizują, sugerując jednocześnie, że klasyce – inaczej niż muzyce rozrywkowej – przydałaby się kompresja. Warto by za to zrezygnować z zakuwania nut, w których Brahms ukrywał ludzi.

Przewodnik Toma Service’a po współczesnych poszerzył się o Luigiego Nono, Meredith Monk, Mortona Feldmana, Steve’a Reicha, Philipa Glassa, Corneliusa Cardew, Terry’ego Rileya oraz – sto lat – Witolda Lutosławskiego. Z okazji innej setnej rocznicy NYT przypomniał pierwszą wizytę London Symphony Orchestra w Nowym Świecie. Howard Goodall cokolwiek na wyrost wypomniał muzyce popularnej stare długi. Atlantic zebrał tematy szczególnie lubiane przez kino, którego etatowcy wyżywają się twórczo w grach wideo. Informacje o zarobkach rosyjskich solistów mogą zdziwić prawie tak jak inspirowane losami Beethovena koncerty dla dzieci z wadami słuchu.

Z „pięciu rzeczy, których nie wiesz o Schumannie” autorstwa jego biografa Fredericka Jensena faktycznie dowiedziałem się, że jeden z najpiękniejszych utworów fortepianowych kompozytor napisał na moment przed tym, jak zbzikował. Pianista Jonathan Biss wyznaje, że Schumann pomógł mu poznać samego siebie, a gdzie indziej rozbraja negatywne stereotypy dotyczące kompozytora – według niego Schumann wymyślił za to muzyczną retromanię. Łatki przyszywane Wagnerowi odpruł Alex Ross. NPR rozpracował pierwsze cztery nuty Piątej Beethovena. Dyrygenci okazali się obiektywnie przydatni,

Wciąż nieprzekonanych do „good kid, M.A.A.D.” nawróci może wyznanie świeżo oświeconego. Salon zajął się wyznacznikami statusu w hip-hopie, czyli drogą od Adidasów przez Maybacha do Warhola. Drew Millard wyróżnił sześć typów rapowego wywiadu. Time w związku z 25-leciem Public Enemy przypomniał kluczowe momenty ich kariery, a LAWeekly serią artykułów uczciło 20-lecie The Chronic. GZA zaangażował się w projekt uczenia rapem.

Resident Advisor podpytywał i podglądał, jak Mount Kimbie, Apparat czy Bass Clef zmagają się z laptopową nudą sceniczną. W dyskusję o ekranach na scenach włączył się PopMatters, a także Matthew Perpetua broniący wciskających play. Spin zwrócił uwagę, że podwójny przymus produkowania i didżejowania szkodzi całej scenie. Blackdown graficznie rozrysował typy setów didżejskich, a pewien sympatyczny audiofil podniecił cyfrowymi nowinkami hi-fi. Gdy BBC gawędziło z wynalazcą, uczciwie oceniono 30-letnie już MIDI.

Windy Weber z grupy Windy & Carl w osobistym poście opowiedziała o życiu z muzyką, marzeniach, rozczarowaniach i schyłku. Fascynującą rozmowę z Andrzejem Korzyńskim przeprowadził Jacek Skolimowski. Conny’ego Planka, producenta Kraftwerk, Neu!, Ash Ra Tempel czy Ultravox wspomnieli wspólnie Brian Eno i Holger Czukay. Eno przyznał, że sadzi dźwięki gdzie popadnie, a na łamach Guardiana spotkał się z koreańskim ekonomistą. Max Richter tłumaczył, co wyrządził Vivaldiemu, a Björk z wydanych niedawno remiksów i sensu życia.

W serwisie Kids Interview Bands muzyków przepytują dwie jedenastolatki. Resident Advisor dopadł nasze Catz N’ Dogz, z całym Redditem czatowali Sigur Rós między innymi o płycie przygotowywanej, a tę już wydaną z Japan Times konsultował z Shugo Tokumaru. Davidowi Byrne’owi z powrotu do majorsa spowiadał się Trent Reznor. Rozmawiano także z Gilberto Gilem, współwynalazcą New Jack Swingu z okazji ćwierćwiecza, a na 20-lecie wytwórni Thrill Jockey z założycielką. Economist natrafił na szczególnie zdeterminowanego organistę.

Że spodziewał się sukcesu, przyznał Kendrick Lamar i wyspowiadał z 25 ulubionych płyt. O longplayach swego życia opowiedzieli również James MurphyChilly Gonzales oraz Michael Gira – tutaj jest akcent polski – a bohaterów młodości wyjawił Ed Droste. Odnalazła się nawet odręczna lista ulubionych płyt Kurta Cobaina. Stylem (nie)udzielania wywiadów zaimponował mi Lee „Scratch” Perry, a skoro jesteśmy przy weteranach: Library of Congress zaczęła udostępniać słynne wywiady Joego Smitha z lat 80. m.in. z Bowiem, Beatlesami i Rayem Charlesem.

Naukowcy donoszą, że najniebezpieczniej prowadzić przy klasyce. Ton preferowanej muzyki oddaje ducha czasów, granie obniża ciśnienie i tętno, choć śpiew, taniec i walenie w bębny podnoszą poziom endorfin czyniąc nas szczęśliwszymi. Zresztą muzyka działa jak dragi. Ustalono ponadto, że fałszującym nie brak słuchu, lecz głosu, dźwięki i zapachy się komponują, a melodii uczymy się jak tańca, sportu i innych czynności motorycznych. Gusta nastolatków zapowiadają późniejszy stosunek do porządku. Zmarły niedawno Dave Brubeck dobrze robił na głowę. Soliści umierają młodziej.

Pewien muzyk udostępnił cały swój dorobek za darmo na dobę i pokrótce opisał, co z tego wynikło (zarobił krocie). Bandcamp wprowadził profile fanowskie, zamieniając kupowanie w promowanie i pozytywny lans. Stereogum próbował wykoncypować, jak niezależni mogą wyjść na finansową prostą. Gdy jedni grają po domach, z hasełkiem „nie marudź, ruszaj w trasę” wojuje Maura Johnston. Pitchfork sprawdził, ile w rapie znaczy sprzedaż (niewiele), Stool Pigeon rozważał sens przedpremierowych odsłuchów, a Kickstarter okazał się kolebką muzycznych filmów dokumentalnych. RIAA wykoncypowała tymczasem, że liczba zawodowych muzyków zmalała o połowę,

99 nieszczęść przemysłowi muzycznemu wypunktował serwis Digital Music News. Brytyjczycy opublikowali i ładnie oprawili listę wszystkich (123) milionerów singlowych ostatnich 60 lat – prowadzi Elton John. Listę krezusów wszech czasów otwiera niejaki Andrew Lloyd Webber. Spencer Manio opowiedział o tym, jak wstawia muzykę do reklam i hipermarketów, a kwestią muzyki handlu zajął się również Jan Błaszczak. Przy okazji zaręczyn Beyonce z Pepsi przyjrzano się dziejom mecenatu, a sukces ostatniej płyty Taylor Swift wytłumaczono rozmachem marketingowym.

Gdy Chińczycy budują dolinę muzyczną, szef brytyjskiego Live Nation zrzuca winę za zapaść koncertową na wybrednych słuchaczy. Na festiwalu Coachella wciąż jednak zyskują wszyscy dokoła. Współzałożyciel Netscape’a tłumaczy, czemu postanowił zainwestować 15 mln dolarów w Rapgenius, którego fenomenowi przyjrzał się również New York Times. Hypebot przekonuje o wadze wytwórni kasetowych na przykładzie Opal Tapes, którą odwiedził Resident Advisor. Wydawcy książek wiele mogliby się podobno uczyć od wytwórni indie.

Własny serwis streamingowowy szykuje duet Trent Reznor – Dr. Dre, podobnie jak BBC oraz Microsoft, przy czym ten ostatni obiecuje 30 milionów utworów. Pojawił się streaming dla didżejów, a własną platformę dla muzyków uruchomił WordPress. Podsumowano 11 lat i tyleż etapów iTunes, niezależne wytwórnie wściekły się na MySpace, że puszcza ich muzykę na lewo, wróciły kontrowersje związane z handlem używanymi empetrójkami, a pojawiły wokół nowej metodologii Billboardu. Sony sprytnym zabiegiem wydłużyło swoją władzę nad wczesnym Dylanem, zrezygnowało za to z produkcji walkmana.

Ortodoksyjną listę 50 hip-hopowych utworów wszech czasów z introdukcją ?uestlove’a ułożył Rolling Stone. Village Voice przygotował dziesięciopłytowy niezbędnik freejazzowy, a między rozmaitymi podsumowaniami 2012 – najpopularniejszych utworów na Spotify czy też najlepiej zarabiających muzyków tudzież kobiet – zawieruszyły się zestawienia piosenek najczęściej występujących w literaturze, szczególnie irytujących zachowań koncertowych, najlepszych rockowych trylogii oraz indie-dokumentów. I kapeli metalowych, których skład uległ całkowitej wymianie.

25 zespołów nazwanych na pohybel redaktorom wytypował AV Club, a Flavorwire uzupełnił celowo kontrowersyjnymi. Ten sam serwis przyszykował czarującą kolekcję negatywnych recenzji klasycznych – jak się miało okazać – płyt pióra poważanych mimo tego krytyków. A także listę dziwnych karier, wyprodukowanych przez speców od elektroniki albumów rockowych i vice versa, a także zestaw wczesnych demówek przyszłych gwiazd. Complex wytypował 50. najlepszych fotografów muzycznych i dorzucił ich jeszcze ćwierć setki.

W połowie stycznia Kwadrofonik wraz z licznymi gośćmi zagrał „Music for 18 Musicians” Reicha podobno po pierwszy w czysto polskim składzie. Kto nie zdołał obejrzeć na żywo, może nadrobić online. Pewną piosenkę skomponowało aż 2601 osób, 250 najlepszych filmów według IMDB ktoś wcisnął w 2,5 minuty, radosna ekipa CDZA streściła zaś historię muzycznych przesłyszeń. Nowy miks dla Glissanda popełnili Matmos i Wobbly, Lance’a Armstronga zmiksowano z Creep, znanych uchwycono w pozach prozaicznych.

Wyciekła minuta, podczas której młodzi Stonesi kowerują największych rywali. Kylie Minogue cofnęła się do „Locomotion”, a w ponadgodzinnym wywiadzie Nas aż do „Illmatic”. Al Jazeera nakręciła dokument o mongolskim rapie. Mark Fell z SND wydobył muzykę z ruchu cząstek, a ktoś inny odtworzył Rolanda TR-808 ze sprzętów analogowych. Co poza tym? Nieletnie japońskie ksylofonistki rządzą. Koreańskie słonie mówią. Morskie wobble’ują. Za oknem odwilż, a ja i tak zapraszam do komponowania.

Calvinowi na śniegu fantazji nie brak.

.

Fine.




13 komentarzy

  1. marek pisze:

    Dzięki szczególnie za ten artykuł Clelanda o punku. Jest bardzo zły i zupełnie nietrafiony, ale wreszcie mam się z kim po cichu (w myślach) pokłócić.

    Polecam jeszcze artykuł o poniedziałkowych podwyżce w USPS i wiążącymi się z nią problemami niezależnych labeli:
    http://stereogum.com/1247822/deconstructing-how-the-usps-is-killing-indie/top-stories/lead-story/

  2. Mariusz Herma pisze:

    Szkoda, że po cichu.

    „The funniest thing about „punk rock” is its almost total dependence on alcohol and drugs, the two most capitalist industries going.” :-)

  3. marek pisze:

    Wrzuciłem link do wątku o najśmieszniejszym muzykopisaniu na forum TermBo. Myślę, że się im spodoba.

    Niezła też była teza o seksizmie w czasach hipisów. Facet nieironicznie pyta: „Myślicie, że ówczesna filozofia >>free love<< była czymkolwiek innym niż sposobem facetów na zaciągnięcie do łóżka większej ilości dziewczyn?". Klient jest kopalnią takich cytatów.

  4. Mariusz Herma pisze:

    Przy czym ten mój cytat akurat z I Hate Indie Rock. Ale to tylko pokazuje, jak łatwo w dyskusji upodobnić się do rzekomego adwersarza – tutaj w kwitowaniu jednym zdaniem kwestii godnych doktoratu.

  5. marek pisze:

    Chodziło mi tak o IHIR, jak i zalinkowany tekst. Ten pierwszy śmieszy swoją nieporadnością – bo kogo obchodzi komercjalizacja indie rocka? Jest faktem – to oczywiste, zdradza to nawet istnienie określenia „mainstream indie”. Jeśli kogoś rzeczywiście taka sytuacja uwiera, powinien raczej przenieść się na pola undergroundowe i tam opisywać zjawiska. Po co tracić czas? Takie podejście rodzi później idiotyzmy pokroju: „there are practically no truly independent record companies of any import left in the USA or UK”. To automatycznie zdradza zerową wiedzę autora na ten temat.

    Natomiast artykuł Clelanda jest niemądry w jeszcze ciekawszy sposób. Facet postawił świetną tezę: czy punk się udał? Tak jak piszesz, rzecz na doktorat, może książkę. Co za temat – można prześledzić rozwój proto-rocka, bardzo wczesnej garażówki (np. Kit and the Outlaws – są na ten temat niezłe opracowania), aż po hipisów i ruchy undergroundowe. Od kultury zinowej/komiksowej, po scenę psychodeliczną i pierwszych punków – The Fugs, Holy Modal Rounders, VU, Red Krayola, etc. Można sprawdzić jak broni się scena ’77, post-punk i HC z lat osiemdziesiątych, śledzić jak w latach 90-tych pojawił się crossover z metalem, duże pieniądze w kalifornijskim pop-punku, wzrost college-indie i kolejna fala dobrej garażowki. Później powolny rozkład indie rocka i pojawienie się scen metalcore/math-core, które znów przeszły w post-rock. Wreszcie: „renesans” punku w latach ’00, nastolatkowie rozkręcający miniaturowe labele (niektóre działają do dziś), scena opisywana przez wspomniane TermBo, etc. Taka masa materiału, nic tylko wybierać. A gość zamiast tego wybrał do analizy Japandroids, The Hold Steady, The Black Keys i Titus Andronicus, opisując kto „gra politycznie”, kto tylko ironizuje i czy p-rock jest seksistowski. Welp, czyste dziennikarskie złoto – tak w doborze opisywanego materiału jak i wnioskach.

    Wybacz, że zapycham komentarze. Uwielbiam takie tematy.

  6. Mariusz Herma pisze:

    To masz gotowy konspekt tegoż doktoratu, promotor się znajdzie :-)

    Ostatni akapit faktycznie wybaczę.

  7. Pablo Renato pisze:

    Korekta obywatelska: mizoginia w industrialu.

    Czuwaj!

  8. Mariusz Herma pisze:

    Dzięki. Czytam te kioski po trzy razy, ale przy takiej masie – korygujcie.

    El Topo – doskonałe. „Perfect Sound Forever”.

  9. Pablo Renato pisze:

    BTW: to najlepszy kiosk ever!

  10. Mariusz Herma pisze:

    Zbiory z 4 miesięcy… Ale to chyba nie jest dobry rytm.

  11. Łukasz pisze:

    mam nadzieje ze zamierzasz obejrzec dokument Sugar Man – nie pisze, ze licze na notke o tym filmie, bo po seansie bedzie to oczywistością. ciekaw jestem Twoich spostrzeżeń ;) propsy za recenzję Kendricka – mówiłem że płyta roku ;)

  12. Mariusz Herma pisze:

    Tak, niedługo będę miał okazję go obejrzeć.
    @ Kendrick – mówiłeś ;-)

Dodaj komentarz