Z ciekawości

Czy ktoś z czytających tego bloga był na tegorocznym Open’erze?

.

Fine.




27 komentarzy

  1. Ja nie. A szanowny redaktor?

  2. aga pisze:

    nie, i nawet mi nie żal szczególnie.

  3. Szubrycht pisze:

    tak

  4. Tomasz2D pisze:

    Ja byłem w sobotę.

  5. airborell pisze:

    Masz jakiś uraz do Openera.

  6. Mariusz Herma pisze:

    Ano nie byłem, choć Kendrick kusił.

    @airborell – Hmmmm? Pytałem bez cienia złośliwości.

  7. blind pisze:

    Byłem. Kendrick miał dobry zespół i wypadł bardzo dobrze. Za to Cave z Bad Seeds genialni.

  8. Szadi pisze:

    Byłem, nawet grałem.

  9. Mariusz Herma pisze:

    Nagroda wędruje do pana z gitarą.

    @ Blind – a publiczność Kendrickowa? Jest już i u nas Bogiem?

  10. wieczór pisze:

    nie, zabrakło mamony.

  11. miłość pisze:

    nigdy nie byłem :D

  12. blind pisze:

    Stałem w takim miejscu, że ciężko mi to ocenić. Natomiast była dość spora co mnie lekko zdziwiło.

  13. b. pisze:

    zaskakujące, bo Lamar miał sporą i zaangażowaną publiczność znającą teksty piosenek. i na pewno nie byli to ludzie, którzy odpuścili sobie vienia. supportujący lamara blur to swoją drogą ciekawy zespół ;)

  14. michal pisze:

    byłem! ;)

  15. Mariusz Herma pisze:

    A jego własna prezencja? Jeszcze good kid czy już Yeezus?

  16. b. pisze:

    z wyglądu good kid, ale „moi rodzice wyjechali z chicago do kaliforni żeby począć boga”.

  17. Przemek Skoczyński pisze:

    ja byłem 2 dni (środa , czwartek):

    Blur – imprezowi, idealni na letni festival, mimo średniego nagłośnienia (nie słyszałem chórków) i fałszów Albarna (ale tylko momentami, głównie podczas interakcji z publiką) – strasznie charyzmatyczni, fantastyczny występ.

    Nick Cave – zaskoczył wszystkich, którzy nigdy nie byli na jego wystepie. Fantastycznie zaaranżowane klasyki. Warren Ellis jak szaman, Cave – wariat, obłęd w oczach. Myślę, że wielu spodziewało się spokojnego wystepu z pianinem, a dostali pełen bluzgów teatr. Ogromne przeżycie, widziałem reakcję mojej żony, której nigdy taki klimat nie pasował – była zachwycona

    Tame Impala – zrobiono im wielką krzywdę, to jeszcze nie jest zespół na dużą scenę. Nieśmiali chłopcy, występ poprawny, ale dupy nie urwało. W namiocie byłoby duzo lepiej.

    Arctic Monkeys – oj… nigdy nie kumałem fenomenu, ale spodziewałem się jednak troche brudu i gówniarstwa jak z czasów debiutu. Dostaliśmy wystylizowanego na Elvisa gościa co odgrywał perfekcyjnie swoje wypieszczone pozy. W ogóle nie robiło to na mnie wrażenia, duzo publiki.

    Podsiadło – poprawnie, bardzo dobre nagłośnienie miał w namiocie. Naturalnie mu przychodzi śpiewanie po angielsku, w ogóle zero spinki, przyjemnie, ale piszczące nastolatki pod sceną trochę psuły ogólny odbiór

    Alt J – ciągle słyszę jak cudowny to występ, nie poczułem tego. Po pierwsze – to oni mieli iść na główną, bo w namiot nie dał rady takiej ilości publiki. Po drugie – oni tylko stali, niby liczy się muzyka, ale TAK CIĄGLE STAĆ?! Nie wiem jak w środku, ale na zewnątrz basy masakrowały uszy, maniera wokalisty na żywo niestety trochę jak parodia.

    Kim Novak – wynudziłem się strasznie

    Savages – rewela! Żadne tam nieopierzone czy coś. Świetnie wygladają, jeszcze lepiej brzmią, czerwone szpilki wokalistki co wygląda jak żeński odpowiednik Curtisa i nawet trochę improwizacji. Byłem oczarowany

    Editors – nudne, przewidywalne coś

  18. Mariusz Herma pisze:

    Przemek, dzięki ogromne. 3-4 udane strzały w ciągu dwóch dni to chyba niezły wynik. Mam jeszcze pytanie o publikę: średnia wieku pozostaje okołostudencka, jest następstwo pokoleń?

  19. Ja byłem tylko na jednym dniu. Kendrick był na scenie około 56 minut. Nie jestem pewny czy ludzie znali słowa. Zdaje się, że dlatego pytał czy znamy tutaj jego płyty…Tak czy siak występ był niewiarygodny. Czapka z logiem LA – trochę good kid trochę Yeezus.
    Świetny występ Savages – zgadzam się z powyższym komentarzem. Wydawało mi się, że jest tak jak zawsze – większość to okołostudenci.

  20. Przemek Skoczyński pisze:

    Rozstral wieku średni, z tymi studentami to nie jestem przekonany, ciągle mam wrazenie że największa grupa to ludzie około 30, czyli tacy juz zarabiający, co sobie w końcu moga pozwolić

  21. Przemek Skoczyński pisze:

    „Rozstral wieku średni” – miało byc SZEROKI:)

  22. Łukasz pisze:

    No to chyba byliśmy na innym festiwalu, bo ja tam widziałem prawie wyłącznie gimbaze i same niewinne twarzyczki. Albo może po prostu tak mnie to irytowało, że tylko na nich zwracałem uwagę..
    Byłem na całym festiwalu, w ogóle to po poprzednim sobie obiecałem że już nie przyjade, ale po ogłoszeniach typu Kendrick, Modest Mouse, czy Tame Impala jednak się skusilem. Czy było warto? I tak i nie, wiem że na 90% nie pojadę w przyszłym roku. Zaliczyłem w ostatnich latach małe festiwale w osobach OFFa i Taurona, taka kameralna formuła bardziej mi odpowiada, że przyjeżdża się dla muzyki i obcuje się z ludźmi z podobnymi pobudkami, a nie dla lansu, hipsterstwa czy swagu.

    a koncerty chronologicznie tak:
    1.
    Mikromusic – widziałem już ich 2 czy 3 razy, ten najlepszy, zaskakująco dobre nagłośnienie jak na opener, widać że zespołowi żarło w ten dzień

    Blur – byłem ok 50 minut, fajny, poprawny koncert, srenio-slabe naglosnienie, albarn zaskakująco dobry na wokalu (słyszalem jakieś straszne pogłoski o jego wystepach live), publika szalejąca (ciekawostka: podsłuchana rozmowa 2 nastolatek, że „song 2” zagrali i ze na to czekały cały koncert i że orgazm – opinia znamienna dla hof2013)

    Kendrick – wraz z Cavem moj faworyt festiwalu, nie był to może jakis imponujący koncert pod każdym względem, ale bylem bardzo nastawiony i miałem duże oczekiwania a Kendrick je z czystym sumieniem spełni, więc to mówi samo za siebie. Co do publiki, pojawiliśmy się pod sceną 15 min przed koncertem i w ogóle nie mielismy problemu z dotarciem pod prawie same barierki, ogólnie czułem troche wstyd przed gościem z LA. na szczęscie przed samym koncertem miejsce się dosyć zapełniło.

    Crystal Castles – poszedlem raczej z ciekawości i sentymentu. występ poprawny, ale w znanym z filmików na yt stylu. troche bez duszy i iskry.

    Marcin Czubala – słyszalem duzo dobrego o tym kolesiu, wyszedłem o 3:15 z beat stage troche rozczarowany.

    2.

    Tame Impala – tez uważam ze lepiej by wypadli w namiocie. troche sie leniwie snuli, zwaliłem to na styl zespołu.

    Pianohooligan – jak na każdym koncercie na openerze, dupy dał nagłosnieniowiec. Nie wiem, tak trudno jest nagłośnić jednego człowieka z jednym fortepianem? wysokie dźwięki jeszcze spoko, za to niskie, zero selektywności, jak przed drzwiami das lokalu.

    Drekoty – troche zbyt to internetowe i szkicowate. fajnie jednak że dziewczyny coś próbują.

    Nick Cave – świetny koncert, mógłbym wpisać te same laurki, ktore już tutaj wymieniano na jego temat.

    Maria Peszek – dziewczyna strasznie naciskała, dlatego musielismy się urwać ze świetnego Nicka ( ;( ), na Peszkową, do ktorej mam stosunek obojętny. Dlatego koncert naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. Swietna energia, ludzie w ekstazie, cały namiot spiewa, no no, mysle sobie, jest niezle. moze troche za duzo było epatowania symbolami wprost i zbyt nachalnie, ale to chyba taka juz jej uroda.

    Adam Zasada – świetny set, naprawdę utalentowany typ, który dostrzega publike i gra dla niej a nie dla siebie. wielki +

    3.

    k44 – świetnie, klasa, myślałem ze to skok na kasę i wyskoczą z dj i gramofonem grając zachowawczo a tu proszę, duża sekcja, grać potrafili przednio, publicznośc wiedziała ocb, wszystko grało, tylko brak zwrotek magika zauważalny, doskwierał. aha, z rzeczy wkurzających to rege wstawki gutka i rege aranże niektórych kawałków.

    Skuknk Anansie – widziałem ich poprzednio na HOF, widzialem teraz, grają równo, dla ludzi, energicznie, spoko, chociaz nie słucham już takiej muzyki.

    Nas – byłem, widziałem, mogę umrzeć w spokoju

    Hey – typowa nosowska, wzruszający rozczulający klimat, fajne do posiedzenia na tyłach namiotu.

    Disclosure – i tutaj największe ROZCZAROWANIE openera. równie dobrze moglibyśmy zastąpić braci Disclo na scenie, co za sztuka wcisnąć play i kilka razy uderzyć pałeczką w elektroniczną perkę. Koncert wypruty z emocji, normalna impreza w klubie ze słabej klasy djem. Za to ludzie w ekstazie, nie wiem co było dla mnie większym „WTF?!” – zakładam że to obnizona srednia wieku. Spodziewalem się o wiele więcej, nie ma co porównywać do zeszłorocznego SBTRKT, nie ma podjazdu. przehajp.

    Envee – śmieszny, wyskoczył w stroju misia i zapodawal polamane bity, na koncu próbował sklecić remix na zywo, wykorzystując aplauz ludzi, nie wiem czy mu to wyszlo bo poszliśmy spac

    QOTSA – nie byłem, ale kolega był. nie pisał bym o tym, gdyby nie fakt, że ów kolega trafił na backstage z zespołem – tak im się podobał koncert, ze postanowili spędzić jeszcze 2h na osobności z grupą fanów, w oparach whisky, tequili i wodki.

    4.

    Mount Kimbie – o wiele lepiej im poszło niż disclosure, i o wiele słabszą godzinę wystepu otrzymali, zamieniłbym ich z Devendrą, ale co ja tam mogę. Fajny koncert, nagłośnienie na minus oczywiście.

    Devendra Banhart – przynudzał troche, bez werwy, bez iskry, tak poprawnie, grzecznie

    Animal Collective – slyszalem ze mają poryte psychodeliczne koncerty, ale nie wiedzailem że az tak. mialem wrazenie ze grali duzo z nowej plyty, dlatego nie bawiłem się dobrze. tylko kawalki starsze, znańsze spowodowały uśmiech na mojej twarzy. koncertowa aranzacja My Girls bardzo na plus.

    podsumowując: mizerna praca nagłosnieniowców przy prawie kazdym koncercie, denerwujący ludzie (panoszące się wszędzie lany del rey w kusych szortach i chlopcy w fullcapach)

  23. Przemek Skoczyński pisze:

    „Zaliczyłem w ostatnich latach małe festiwale w osobach OFFa i Taurona, taka kameralna formuła bardziej mi odpowiada, że przyjeżdża się dla muzyki i obcuje się z ludźmi z podobnymi pobudkami, a nie dla lansu, hipsterstwa czy swagu.”

    to ciekawe, bo za każdym razem jak czytam/słucham o tych festivalach, to pojawia się włascnie temat hipsterów, którzy nie znaja wykonawców (bo prawie nikt ich nie zna), a są tam bo nalezy być. O wykonawcach Openera nie da się powiedziec że są nieznani, więc hipsterka mniejsza;)

  24. Mariusz Herma pisze:

    Łukasz – ukłony. Jeśli nagłośnieniowcy tak zgodnie dawali ciała, to może jest to jakaś szersza opene’rowa koncepcja, tak jak zaprzysięgłe zabijanie uszu na Nowej Muzyce.

    A Disclosure przyszli zobaczyć ich rówieśnicy :-)

  25. Łukasz pisze:

    Przemek Skoczyński – tam przynajmniej można się bawić bez kompleksów, z większym luzem, nikt na Ciebie nie patrzy z politowaniem.

    Wydaje mi się że to właśnie opener to takie miejsce idealne dla lansu, strasznie to tam widać, nie tylko na miejscu (bo to oczywiste), ale może nawet bardziej przed i po festiwalu.
    Poza tym jesli większośc zapytywanych przeze mnie ludzi jako koncertowe cele jednym tchem wymienialo Arctic Monkeys w pakiecie z Kings of Leon to nie może być to dobry festiwal pod względem publiczności.

  26. Natalia pisze:

    Byłam. Mój pierwszy taki duży festiwal.

  27. Mariusz Herma pisze:

    I jakie wrażenia?

Dodaj komentarz