Krawe paradoksy

„Muszę przyznać, że przesadziliśmy trochę z ceną CD, bo byliśmy przekonani, że wersja winylowa z CD oraz linkiem do wersji cyfrowej jest znacznie lepsza. Pakiet winylowy miał naprawdę atrakcyjną cenę i wiesz co – sprzedał się najlepiej”. 

Kevin Shields w najpewniej mocno wybłaganym, bo przekładanym aż kilkanaście razy – „żaden czas nie wydawał się właściwy” – wywiadzie dla Pitchforka.

Łatwo zapomnieć, jakich absurdów dożyliśmy. Zespół My Bloody Valentine wydaje nowy album poprzez własną stronę internetową (czynna od 2003 roku), informując o tym na chwilę przed premierą na Facebooku (2004) i udostępniając materiał poprzez YouTube (2005), tylko po to, by ostatecznie sprzedać (szacuję) kilkaset tysięcy nieporęcznych nośników z ery przedkomputerowej.

„To był w tym wszystkim wielki sukces: winyl nie jest marginalnym formatem. Dla nas to podstawowy format.

I mówi to ten sam człowiek, który w dalszej części ciekawej skądinąd rozmowy dissuje Kraftwerk i chwali Skrillexa, bo woli giętkich od sztywniaków. Jakby dla potwierdzenia tego na koniec pozwala sobie nawet zażartować:

„Ale główny plan na przyszły rok to nagrać nową płytę.

.

Fine.




2 komentarze

  1. marek pisze:

    „I mówi to ten sam człowiek, który w dalszej części ciekawej skądinąd rozmowy dissuje Kraftwerk i chwali Skrillexa, woli bowiem giętkich od sztywniaków.”

    To w sumie dziwne, ale muzycy cholernie często mają bardzo zły gust.

  2. Mariusz Herma pisze:

    Jednym mnie zaskoczył: przyznaniem się – bardziej nawet niż samym faktem, bo wielu pewnie tak robi – do skrupulatnego monitorowania opinii o „mbv”. Postać tak niezależna i tak oderwana od zachcianek opinii publicznej czy mechanizmów rynkowomuzycznych najmuje gościa, aby streszczał mu nasze wypociny. I jeszcze otwarcie o tym mówi! Nie tacy zarzekają się, że nigdy, przenigdy nie czytają recenzji. Tyle że potem urządzają jakieś żenujące tyrady na twitterze albo skarżą się w wywiadach na sterowanych odgórnie zawistników bez ukończonych studiów i koniecznieniespełnionych muzyków. Otwartość Shieldsa poniekąd świadczy i o jego klasie, i o tym, że rzeczywiście bardziej chodzi tu o ciekawość niż zastrachany narcyzm.

Dodaj komentarz