1 na 50

Kieran Hhebden / Four Tet - Groove Magazine

Kieran Hebden nie udziela wywiadów. Przy okazji premiery ostatniego albumu Four Tet zrobił jednak wyjątek i porozmawiał z niemieckim pismem „Groove”. Parę perełek:

Kilka lat temu zostałem ojcem i postanowiłem przewartościować parę rzeczy. Wyeliminować z życia te, które wydawały mi się głupie, które wchodziły w drogę muzyce lub ojcostwu. Na szczycie listy znajdowały się media. Jeden na 50 wywiadów ma jakikolwiek cel, reszta jest bez sensu.

O mówieniu nie:

Wycofałem wszystko ze Spotify. Dostaje mi się za to, bo panuje przekonanie, że w tej chwili jest tylko jeden sposób na robienie rzeczy. Ale ja nie identyfikuję się ze Spotify. Nie używam go i niespecjalnie mnie do niego ciągnie, więc się wypisałem. Obecnie ludzie strasznie boją się powiedzieć „nie” dużym korporacjom. Dla mnie to całkiem normalne.

O poczytalności:

Wydałem „Pink” bez wersji CD. Sam od kilku lat nie kupuję płyt i nie czuję się z nimi związany. Za kilka lat będą zalegać na wysypiskach śmieci. Dystrybutorzy uznali, że oszalałem. Ale ja prowadzę wytwórnię, z której misji usunąłem dążenie do sprzedaży nagrań. To daje niebywałą wolność do podejmowania dziwnych decyzji. Wolumen sprzedaży nie jest żadnym priorytetem. Priorytetem jest moje zdrowie psychiczne i spokój życiowy.

O przykładzie Justina Vernona:

Przez rok mieszkaliśmy w Nowym Jorku, ale potem uznaliśmy, że znacznie lepiej czujemy się w Woodstock i tam spędzam obecnie sporą część roku. Zatrzymuję się w osamotnionej chatce w lesie. Tam powstaje wiele z moich nagrań. I jestem tam naprawdę wydajny. W ciągu dwóch miesięcy nagrywam tyle, co w ciągu roku w Londynie.

O sprzęcie nagraniowym:

Wszyscy, którzy zaczynają kupować syntezatory modularne, przestają wydawać nagrania (śmiech). Tak to wygląda. Bo potrzeba tygodnia, żeby wydobyć z nich dźwięk. A ja trzymam parę głośników w Londynie i parę w Woodstock. Poza tym wszystko mam na laptopie. Żaden z utworów, które nagrałem w ciągu ostatnich 5-6 lat, nie miał masteringu.

O głupocie:

Wykazałem się naiwnością, wymyślając tytuły w rodzaju „Kool FM”. Ludzie od razu zaczęli gadać o jungle. Byłem głupi. Należało przewidzieć, że się tego uczepią. I teraz ciągle słyszę: „Kieran bawi się w jungle revival, to jego najbardziej klubowy album“. A dla mnie to najmniej klubowy album od lat.

O byciu Burialem:

Ten maniak, który prowadzi stronę satyryczną, napisał jakiś artykuł i od tego zaczęła się cała plotka. Przeprosił mnie potem. Bo w ogóle się nie spodziewał, że to rozejdzie się po sieci. (…) W Anglii to już żart, żadna wielka sprawa. Gorzej z tymi, dla których angielski jest drugim językiem. Ilekroć wyjeżdżam teraz za granicę, koszmar zaczyna się od nowa. W ten weekend byłem w Hiszpanii. I setki ludzi podchodziło i mówiło: „Och, wiedziałem od początku!” albo „Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś Burialem!”. To się wyrwało spod jakiejkolwiek kontroli.

W związku z czym:

Organizatorzy festiwali uderzają do mnie i proponują jakieś dzikie kwoty za koncert Buriala. Moja odpowiedź brzmi zawsze tak samo: „O czym ty mówisz? To nie ma ze mną nic wspólnego!”.

.

.

Fine.




6 komentarzy

  1. jjj pisze:

    Piękne, dzięki. Głupio się przyznać (bo oczywiście znam tę płytę) ale nie miałem pojęcia, że Pink nie miało wersji CD.

  2. ma chłopak łeb na karku

  3. kkuba pisze:

    ej, z tymi wywiadami to wcale nie prawda, chyba że to się zmieniło po „there is love in you”. ale przy okazji tej właśnie płyty bardzo miło sobie pogawędziliśmy http://www.popupmusic.pl/no/27/artykuly/307/four-tet-kieran-hebden—wywiad

  4. Mariusz Herma pisze:

    Zmieniło – przez wspomniane ojcostwo – choć brak dał się pewnie odczuć dopiero przy okazji ubiegłorocznego „Beautiful Rewind”. Ciekawe skądinąd, czy oceny tej płyty byłyby cokolwiek przychylniejsze, gdyby jednak promocji nie olał.

  5. emszi pisze:

    o Four Tecie to w ogóle ostatnio jakby trochę głośniej (jakiś split singiel się szykuje), a poza tym on sam potwierdza, że zdolny z niego facet – http://www.factmag.com/2014/01/15/watch-four-tet-make-a-beat-using-only-samples-from-michael-jacksons-thriller/

  6. Mariusz Herma pisze:

    Najzabawniejsze, że do 5-6 minuty w ogóle nie dotyka klawiatury. Wszystko robi jedną ręką (jednym palcem). No i brzmi to bardzo fourtetowo pomimo warunków i źródła sampli.

Dodaj komentarz