Maseckiego „Mazurki”

Maseckiego „Mazurki”

O muzyce Marcina Maseckiego mówiło się ostatnio w kontekście „estetyki pomyłki”, którą z kolegą zamieniliśmy kiedyś na erroryzm. Czyli starannie zaplanowane i wyćwiczone potknięcia. Po premierze jego „Mazurków” należałoby, przez analogię, mówić o amatoryzmie.

Po Studiu im. Lutosławskiego głośniej rozchodziło się samo walenie w klawisze pianina niż to, co Masecki wydobywał nimi ze strun. Wszystkie utwory zaczynał kwadratowo i tak też je kończył – tyle że znacznie głośniej. Ale pod tymi wprawkami upakował bodaj wszystkie swoje dotychczasowe doświadczenia. Polskę ludową przerabiał w granie a to Bachowe, a to Reichowe, w improwizacje jazzowe i w transy parkietowe. Żartował stale, acz z umiarem – głównie zresztą prawą nogą, która wyrywała mu się do tańca. Na bis zdekonstruował mazurek Chopina.

Nie sprawdzałem jeszcze, jak będzie się tych zmasakrowanych mazurków słuchało z wydanej przez For Tune płyty, bez oglądania amatorskich męczarni i uniesień. Na żywo było to doświadczenie równie intensywne, jak wykonania zeszłorocznej Symfonii nr 1 „Zwycięstwo” z zacną Orkiestrą OSP w Słupcy. Dobra wiadomość: obecnie ćwiczą razem kompozycję „Swag”.

Zapowiadając koncert, Mariusz Adamiak powiedział, że każdy swój pomysł Masecki zamienia w sukces. Nie wiem, czy to właściwe słowo, na pewno w przeżycie.

Fine.




Dodaj komentarz