Gazeta Magnetofonowa

Gazeta Magnetofonowa

Nie pamiętam, kiedy Jarek Szubrycht po raz pierwszy wspomniał o swoim wielkim marzeniu, czyli pomyśle stworzenia papierowej gazety muzycznej. Kiedy on sam po raz pierwszy o tym pomyślał? Pewnie sam tego nie pamięta. Ale wydaje się, że warto było zaczekać do teraz. Nie tylko dlatego, że w ciągu 7 godzin można dostać od internautów 7 tysięcy złotych.

*

W ubiegłym tygodniu serwis Porcys opublikował swoje zestawienie 100 najlepszych polskich singli XX wieku. Jeszcze parę lat temu wstrząsnęłaby całą blogosferą, byłaby wszechstronnie komentowana, wyśmiana, pojawiłyby się liczne kontrpropozycje. Na pewno byśmy się jarali. Tak jak w przypadku konkurencyjnego Screenagers, może pojawiłyby się nawet artykuły w poważnej prasie.

Tamta lista doczekała się kilkuset szerów i ponad tysiąca lajków. Nowa Porcysowa na fejsbuku serwisu ma na ten moment jeden szer.

pitchfork google trends

Gdy przyglądam się słabnącej pozycji najważniejszych polskich i światowych serwisów muzycznych, gdy spotykam kolejne osoby – także na konferencjach muzycznych! – którym muszę wyjaśniać, czym jest Pitchfork, czuję potrzebę przepisania artykułu sprzed lat o upadku prasy muzycznej. Zamieniając „prasy muzycznej” na „portali muzycznych”. No i blogów. Z kilkudziesięciu, które linkowałem w prawej szpalcie poprzedniego szablonu Ziemi Niczyjej, ostało się może pięć.

Przyczyn schyłku pewnie jest wiele. Z jednej strony przyszła jeszcze nowsza nowoczesność. Agregatory ocen i fejsbukowe „się wie” – co się ogląda, co czyta, czego słucha – dają nam ogólne pojęcie o ważnych premierach bez zasięgania opinii u ekspertów. Tym bardziej że sami eksperci wsłuchują się dziś w głos ludu (np. liczniki YouTube) i adekwatnie reagują. Kiedyś wyznaczali, a przynajmniej wyprzedzali trendy.

Z drugiej strony warto przypomnieć sobie praprzyczynę mediów muzycznych: gospodarkę niedoboru. Recenzenci doradzali, na co wydać comiesięczne kieszonkowe. Dziś mogę przesłuchać wszystko. Kilkoma skipami sprawdzić, czemu warto poświęcić więcej czasu. Prościej i szybciej niż przedzierać się przez sterty recenzji, których nadprodukcja bywa równie uciążliwa, co zalew dzieł kultury.

*

Wydaje mi się – bo trudno ogarnąć całokształt rzeczy – że szeroko rozumiana „prasa muzyczna” wchodzi w kolejną fazę. Kilkadziesiąt lat temu powstała głównie po to, by informować, kto i co wydaje, kiedy i gdzie gra, o czym się mówi. No i służyła za doradę zakupowego.

Kilkanaście lat temu zaczęła się era portali. Przemądrzali młodzi zbierali się w paczki i zakładali tysiące lokalnych pitchforków. Nie chodziło o byle „warto kupić” („warto ściągnąć”), ale o nawracanie na własną narrację okołomuzyczną. Ocenianie zjawisk bieżących, przewartościowywanie przeszłości, przewidywanie czy nawet kształtowanie przyszłości. Do swej misji blogosfera podchodziła jeszcze poważniej, niż wcześniej „profesjonalni” papierowi krytycy.

Teraz obserwujemy odwilż. Nowe inicjatywy internetowe są nadzwyczaj wyluzowane, raczej podrzucają info niż opiniują – chyba że w granicach „gorąco polecam”. Niektórym młodym nie chce się nawet zakładać strony internetowej czy bloga. Wystarczy profil na fejsie, playlisty na Soundcloudzie, kanał na Spotify.

Nie są dziennikarzami ery papierowej (przede wszystkim szerzenie informacji). Nie są krytykami ery blogosfery (ferowanie wyroków). Są po nowemu rozumianymi kuratorami. Bez zadęcia, w jakim tonęliśmy u szczytu popularności pitchforków globalnych i lokalnych. Ale i bez tamtych aspiracji, przekładających się na jakość dawnych publikacji.

*

Jakie w tym miejsce dla „Gazety Magnetofonowej”? To się dopiero okaże, ale gdy dodać opisywany od wielu lat boom winylowy oraz drugie życie druku i pomnożyć sumę przez niebywałą płodność młodej polskiej sceny – to wynikiem oczywistym wydaje się właśnie stworzenie oldskulowej papierowej gazety poświęconej muzyce polskiej.

Przy czym może się okazać, że spełnia ona potrzebę innej frakcji muzycznego krwiobiegu niż poprzednie wcielenia mediów muzycznych. Te dawne papierowe służyły przede wszystkim czytelnikom. Te cyfrowe przede wszystkim samozwańczym krytykom, którzy szukali ujścia dla swoich fascynacji i ambicji. Ta „magnetofonowa” – może najpierw samym artystom, by poczuli się przez chwilę jak ich idole sprzed lat i mogli spojrzeć na siebie w kontekście całej lokalnej sceny?

Na razie jak nikt inny zachęcają do datków.

Fine.




10 komentarzy

  1. yarpen pisze:

    Trzymam kciuki. Wcześniejszy magazyn M/I był zbyt nieżalowy, prawie niczego tam nie znałem, czuć było, że spełniane są ambicje samych redaktorów. Tutaj jest spokojniej, nie to, że bardziej mainstreamowo, ale skoro i tak mam całą muzykę świata w internetach, chciałbym poczytać o czymś co już kojarzę. Marzę o drugiej „Machinie” która była po prostu fajna; Piotr Metz pisał kiedyś że robią ją bardziej jako gadżet. I tego Wam życzę, bo polska muzyka jest już wystarczająco fajna :)

  2. Mariusz Herma pisze:

    Tak, osobiście – jako czytelnik i w niewielkim jednak wymiarze autor – odbieram ten pomysł jako dodatek do fascynująco rozwijającej się sceny: przyjemny, pożyteczny, ale niekonieczny. Bez poczucia, że to jakiś niezbędny jej do życia element.

    Wątpliwość mam jedną: żyjemy w czasach eklektyzmu, słuchamy wszystkiego, element polski to niezły łącznik – ale czy rzeczywiście fani Off Festivalu zaakceptują strony o Shakin’ Dudim – i vice versa? Ciekawe!

  3. wieczór pisze:

    „Wcześniejszy magazyn M/I był zbyt nieżalowy, prawie niczego tam nie znałem, czuć było, że spełniane są ambicje samych redaktorów. ”

    a widzisz, mieliśmy sporo głosów, że jednak za mało awangardy. nie dogodzisz ;)

  4. Dawid pisze:

    M/I był/jest jaki był. Bez szału, ale tak jak napisał yarpen czasami niezalowy aż do wyrzygania. Dobra inicjatywa, ale w gruncie rzeczy o wiele lepsza w necie jak na papierze. Tutaj bardzo mocno trzymam kciuki i nie widzę szans na niepowodzenie. Musi się udać.

  5. [m] pisze:

    Ach, która to już taka inicjatywa, jak miło widzieć ten zapał do pracy! Szkoda, że na wysokości 2-3 numeru zawsze zaczynają się problemy finansowe (magazyn jakoś nie schodzi), rodzą się konflikty wewnątrz redakcji i kolejne pismo po cichu zwija manatki…

    Nie chcę prorokować, ale…

  6. Mariusz Herma pisze:

    Będą czytelnicy, będzie i gazeta. Nie będzie czytelników (a zatem funduszy), gazeta oczywiście padnie. Czasy cały czas się zmieniają, łatwiej zarobić na winylu niż na streamingu. Zobaczymy.

    O konflikty przy współczesnym trybie pracy – w pełni zdalnej – raczej bym się nie obawiał. Tym bardziej że „GM” nie jest jakimś przedsięwzięciem grupowym/demokratycznym, gdzie ścierałyby się różne frakcje ze swoimi ciągotami, tylko pomysłem Jarka Szubrychta. Który niejedną już redakcję muzyczną prowadził.

  7. [m] pisze:

    Konflikty rodzą się zwykle na tle finansowym…

  8. Mariusz Herma pisze:

    Jeśli masz na myśli jakieś problemy z honorariami, to powtórzę: Jarek niejedną redakcję muzyczną prowadził. A jeśli na honoraria zwyczajnie zabraknie, to pewnie zabraknie też gazety – ale to będzie też znaczyło, że prawie nikomu jej nie będzie żal. Na razie licznik zbliża się do 20 tys. zł…

  9. bdg pisze:

    Jeden nowy magazyn ma ciągle czytelników- Noise Magazine. Mnie osobiście eklektyzm trochę odstrasza. Z drugiej strony jest świetny PopUp w necie, gdzie znajduję co lubię.

  10. Mariusz Herma pisze:

    Choć naczelny Noise’a przyznawał niedawno w radiu, że lekko nie jest i przetrwanie do każdego kolejnego numeru to pewne wyzwanie.

Dodaj komentarz