Choć w sumie nie do końca mój, dlatego się z niego wyciąłem. Panowie pociągnęli rozmowę tak, że wystarczyło pilnować dyktafonu i tylko od czasu do czasu stuknąć krzesiwem.
Dla mnie to było tak naprawdę pierwsze spotkanie ze Zbigniewem Wodeckim – ostatnim był fenomenalny koncert na Off Festivalu. I jak sądzę w tym epizodycznym, ale jakoś uroczystym i niezwykle radosnym spotkaniu z artystą przy okazji jego powrotu do porzuconych marzeń nie byłem osamotniony.
Superową historię podarowali jemu i całej polskiej muzyce popularnej Mitch & Mitch tym swoim odkryciem i wydobyciem młodego Wodeckiego.
MORETTI: Czyli gdyby nie „Pszczółka Maja”…
WODECKI: Byłbym offowym artystą.