sierpień 2017

A gdyby Offa nie było

A gdyby Offa nie było

W miniony weekend po raz pierwszy przyłapałem się na takim pytaniu. Zrodziło się, podejrzewam, z połączenia tegorocznego line-upu Off Festivalu z bardzo piknikową w te upały atmosferą, gdy ludzi zgromadzonych w ogródkach gastronomicznych i przysypiających gdzieś pod lasem już nie chwilami, ale w zasadzie stale więcej było niż pod scenami.

Off Festival przez te wszystkie lata był tym „obowiązkowym” wydarzeniem, na którym nie wypadało nie być. Pamiętam którąś edycję, gdy ten sam weekend musiałem/chciałem spędzić w górach. Mimo to wsiadłem w pożyczony samochód, przejechałem sam 222 km, obejrzałem kilka koncertów i przejechałem z powrotem 222 km. Byle nie było, że nie byłem, bo na Offie trzeba było być. No właśnie: było?

Rola Offa oczywiście musi ewoluować, bo wraz z Arturem Rojkiem nadrobiliśmy to, co było do nadrobienia. I tak jak obowiązkowy Off co roku przyciągał obowiązkowymi koncertami, to w tym roku najbliżej do tego miana było reaktywowanemu Łoskotowi i PJ Harvey. Ten pierwszy historycznie może ważny i muzycznie bardzo dobry, ale czy do wspominania? Ta druga grywała u nas ostatnio, a koncert tylko i aż „profesjonalny”. Już zeszłorocznej Brodce bliżej było do miana wydarzenia wiekopomnego, o Wodeckim nie wspominając.

Można było w ogóle odnieść wrażenie, że większe zaskoczenie/zainteresowanie niż program festiwalu budziły – jak na innych, zwykłych festiwalach? – nowości w foodtrackach.

Być może Off staje się więc festiwalem zwykłym, na którym fajnie być, ale można też nie być, szczególnie gdy znajdzie się w miarę sensowne alibi (dawniej nieobecność usprawiedliwiały tylko jakieś topowe zachodnie alternatywy). I stąd pewnie niebezpieczne, ale jakoś kuszące pytanie – staje się festiwalem, którego mogłoby nie być? Co by się wtedy stało? Gdzie byśmy pojechali? Kto i z czym wskoczyłby w to miejsce?

Oczywiście życzę Offowi kolejnych 88 lat, spędziłem świetny weekend w pięknej okolicy, spotkałem sporo starych znajomych i jeśli mam jechać na jakichś openerowy festiwal za rok, to pewnie znów będzie Off. Ale już bez poczucia, że tam dzieje się muzyka, że jest niezbędny choćby w wymiarze lokalnym. Może się mylę.

*

Głupio się powtarzać, ale dla odnotowania: na liście najlepszych występów w tym roku są znowu nieanglosascy, czyli;

  • Noura Mint Seymali – zaczynała przed pustym namiotem, a kończyła jako wodzirej imprezy dnia; ona tańczyła dłońmi, a publiczność naprawdę, i to mimo słonecznej jeszcze pory
  • Kikagaku Moyo – perfekcyjna retropsychodelia Japończyków idealnie połączyła się z popołudniowym leżakowaniem i dla mnie był to bodaj najprzyjemniejszy moment całego festiwalu, mogliby tak grać cały dzień

Gorzej wypadli „udawani” nieanglosasi, czyli Helado Negro i Janka Nabay, ściągnięci ze Stanów. Ten pierwszy na początku jakoś cieszył, ale w dużej mierze dzięki towarzystwu dwóch złotych yeti.

Fine.


30 utworów z lipca

30 utworów z lipca

Tajlandia, Gruzja, Islandia, Estonia, Filipiny, Japonia, Włochy, Rosja, Ukraina, Finlandia, Liban, Australia, Brazylia itd. itp.

Do posłuchania na Soundcloudzie i wciąż tylko po części na Spotify.

Fine.