Grając na pograniczach

Grając na pograniczach

Warszawski festiwal Skrzyżowanie Kultur jest zapewne jednym z tych, które spłodziły w mojej głowie pomysł na bihajpa. Pamiętam te całotygodniowe maratony w namiocie ustawionym pod Pałacem Kultury, podczas których co roku przynajmniej kilka razy zapierało dech.

Ostatnio festiwal skrócił się o połowę i przeniósł do pałacowego teatru, ale i tak we wrześniu będzie kogo posłuchać – o czym piszę w nowej Polityce. Przy okazji polecając też czerwcowy EtnoKraków i lipcową Globaltikę.

Co do skrzyżowań, ostatnio odpaliliśmy kolejną regionalnę playlistę bihajpową na Spotify, tym razem zasłuchaną w jakże różnorodnej Azji.

 

Fine.


Aby eksportować, trzeba importować

Aby eksportować, trzeba importować

Tytułowe przekonanie stoi za decyzją o zorganizowaniu Music Week Poland, wyczekiwanego także przeze mnie (od wielu lat) polskiego odpowiednika znakomitych festiwali showcase’owych w rodzaju MENT Ljubljana czy Tallinn Music Week. Czyli pierwszej rodzimej imprezy jednoznacznie nastawionej na eksport – no i import, bo jak ty ich nie zaprosisz, to oni ciebie też niekoniecznie.

O genezie i celach imprezy miałem przyjemność porozmawiać z Tamarą Kamińską, dyrektorką generalną MWP, oraz Jarkiem Szubrychtem, szefem artystycznym. Esencję tej rozmowy znajdziecie w nowym numerze kwartalnika ZAiKS na stronie 94 – albo bez scrollowania całego (ciekawego!) pedeefa pod tym linkiem.

Jarek w wyborze polskiej reprezentacji na festiwal (około 30 wykonawców) słusznie postanowił wesprzeć się sugestiami innych dziennikarek i dziennikarzy. W oficjalnych ogłoszeniach z przyjemnością znalazłem także moje eksportowe typy, jak też z równą radością – parę nazw i nazwisk, które znałem ledwo lub w ogóle.

O Music Week Poland pewnie jeszcze będę miał okazję pisać, bo do powyższych aktywności doszła fascynująca przygoda z mentoringiem trzech ekip występujących na festiwalu. Ale tutaj dopiero jesteśmy na półmetku. Co już wiem, to że na takiej współpracy korzystają obie strony.

Fine.


Słuchanie bez słuchawek

Słuchanie bez słuchawek

Do pociągu wsiadło dwóch facetów. Jeden nie tyle koledze, co całemu wagonowi ogłosił od razu, że idzie spać. Ale do zasypiania włączył z telefonu sobie audiobook „Wiedźmina” na cały regulator.

Wprawdzie dopiero po kilku minutach, ale ktoś – ojciec małych dzieci, więc zapewne w trosce o ich komfort – zdecydował się jegomościa upomnieć. I to był chyba jedyny raz, kiedy widziałem tego rodzaju interwencję.

W nowej „Polityce” piszę o tym coraz powszechniejszym słuchaniu bez słuchawek w środkach transportu i miejscach publicznych – oczywiście nie tylko w Polsce.

 

Fine.


Świat równoległy

Świat równoległy

Z okazji 20-lecia YouTube piszę w majówkowej „Polityce” o tym niesamowitym i niedocenianym medium bez precedensu w historii naszej błękitnej planety.

Chodzi nie tylko o jego niedorzeczne zasięgi – z YouTube korzysta 2,7 mld osób, czyli 1/3 ludzkości. Ale także różnorodność kanałów, którymi do nich dociera: przez stronę (druga najczęściej odwiedzana na świecie, po google.com), aplikacje, telewizory, auta, zegarki. I różnorodność treści, można by litanii z jej typów i tematów złożyć cały taki tekst.

Chodzi mi też o fakt, że wszystko to odbywa się jakby poza wieloma radarami, od instytucjonalnych po medialne, wyczulonymi kiedyś głównie na Facebooka czy Twittera, a teraz na TikToka. A przecież YouTube jest większy.

Też go nie doceniam, co uświadomiłem sobie na konferencji poświęconej temu 20-leciu, którą zorganizowano w biurze Google w Zurychu. Przez dwa dni niemal opustoszałym, nasza dziennikarska grupka spotykała tam niemal wyłącznie kolejnych speców serwisu – od trendów, technologii, prawa, muzyki.

A potem nagle zrobiło się tłumnie i nerwowo. Oto bowiem na urodziny YouTube zjechali z całej Europy rozmaici creators, youtuberzy z milionowymi zasięgami. Co oznaczało ściągnięcie na miejsce ochrony z psami i wygonienie ze strefy twórców dziennikarzy, abyśmy tych gwiazd współczesnego showbiznesu bez wcześniejszych uzgodnień nie zaczepiali.

Sam nikogo z nich nie zaczepiałem, bo nikogo z nich też nie znałem.

 

Fine.


Lubię być w zespole, ale lubię też być zespołem

Lubię być w zespole, ale lubię też być zespołem

Adrian Belew to niebywały profesjonalista. I nie chodzi mi tylko o jego grę na gitarze (choć sam deklaruje: „Nie uważam się za kogoś wybitnego, na świecie jest mnóstwo znakomitych gitarzystów”) ani kompetencje wokalne, lecz także o udzielanie wywiadów. Każde zdanie zasługuje na spisanie.

W nowym numerze „Polityki” zmieściły się więc tylko najciekawsze fragmenty naszej rozmowy, w tym historia o tym, jak niespodziewanie dla siebie („Dorwali mnie na schodach”) wylądował studiu Talking Heads, by dołożyć się do ich – jak się miało okazać – najważniejszej płyty.

Okazją do rozmowy jest jego wspólna trasa z Jerrym Harrisonem z Talking Heads. Po wieloletniej covidowej przerwie wracają do Europy, a przyjazd ten obejmuje majowy koncert Warszawie, zdominowany rzecz jasna przez materiał z „Remain in Light”.

Fine.


Tytułem wstępu

Tytułem wstępu

Przypomniałem sobie niedawno o recenzji płyty „Illinois” Sufjana Stevensa autorstwa Jakuba Radkowskiego opublikowanej w serwisie Screenagers, którą swego czasu nawrócił mnie na ten album – przy pierwszym kontakcie wydał mi się wręcz zbyt doskonały, „wyrysowany od linijki”, dzięki Kubie odkryłem w nim duszę. Przez te lata nic a nic nie stracił (tak jak i recenzja), wydaje wręcz jednym z ostatnich arcydzieł anglosaskiej alternatywy.

Teraz w tekście Kuby zwróciło moją uwagę to, jak komplementuje otwierający płytę utwór „Concerning the UFO Sighting…”. Bo także dla mnie to znacznie więcej niż dwuminutowy wstęp do właściwej Sufjanowej symfonii. To raczej fraktal całej tej barwnej mozaiki, który mimo minimalizmu sygnalizuje rodzaj oraz intensywność piękna całego materiału, jest obietnicą – jakże spełnioną.

Dla mnie z tego fraktala można byłoby jednak wyjąć jeszcze mniejszy: otwierające utwór akordy fortepianu. Zdarza mi się po włączeniu „Illinois” przyłapać na myśli, że po kilkunastu sekundach spędzonych z tymi naśladującymi echo akordami mógłbym przerwać odtwarzanie, a i tak odczuwałbym satysfakcję z przesłuchania całego albumu.

*

Takie zachwycająco-streszczające powitania zdarzają się wcale nieczęsto, na szybko w pamięci zdołałem wyszukać ich w głowie ledwie garść. Radiohead opowiedzieli sporą część „Kid A” w kilkunastu pierwszych taktach, podobnie jest z „I Am a Bird Now” Antony’ego, „Alligator” The National, „Lightbulb Sun” Porcupine Tree, a po ciemnej stronie mocy postawić można „Lateralus” Toola i „Deliverance” Opeth – że wspomnę tylko tytuły z ostatniego ćwierćwiecza i tylko takie, które potrafię zagrać w głowie w pełnej krasie.

*

„The Colour of Spring” Talk Talk zaczyna się fraktalem bodaj najbardziej niesamowitym. Bo przez ponad 30 sekund – a tyle w epoce streamingu uznaje się w zasadzie za odsłuchanie całego utworu, skoro od pół minuty przysługują tantiemy – towarzyszy nam tylko automat perkusyjny. Mimo to już on przy corocznym odsłuchu na powitanie wiosny robi robotę. A gdy po chwili dołączy akustyczny bas, fortepian i wtręty żywej perkusji, mamy całą płytę. No dobra, Mark Hollis jeszcze się załapał na pierwszę minutę.

Jakże tym początkiem „The Colour of Spring” kontrastuje z debiutem Talk Talk, „The Party’s Over”. Niby to właśnie wstęp tej drugiej płyty wykłada wszystko na stół, atakuje dyskotekową ścianą dźwięku, a jednak to nie to. Za to już wokalizowany wstęp płyty „It’s My Life” zdradza dokładnie tyle na temat reszty, ile powinien. Zapewne wiele osób rozpływa się już na samym progu „Spirit of Eden”, przy tej trąbce i smykach. Ja się rozpływam.

A „Laughing Stock”? W kontekście wszystkiego, co napisałem wyżej, no właśnie jakaś kpina. 17 sekund niczego, gdzieś tam cicho buczy wzmacniacz niczym odległa lokomotywa. A po tej przedłużającej się, niepokojącej wręcz ciszy dostajemy… jeden akord gitary. A jednak ta cisza i ten jeden akord to fraktal nad fraktale. Opowiadają nie tylko cały album, ale dla mnie w zasadzie całe Talk Talk, przynajmniej ten najcenniejszy, zawierają całą ich wrażliwość, ewolucję, intencje.

Rzecze Hollis:

I think silence is an extremely important thing. It isn’t something that should be abused. And that’s my biggest worry because of the whole way that communications have developed, that there is a tendency just to allow this background noise all the time rather than thinking about what is important. The silence is above everything, and I would rather hear one note than I would two, and I would rather hear silence than I would one note.

Można się smutno uśmiechnąć, bo ten komunikacyjny szum, który męczył go ponad trzy dekady temu, był przecież nieśmiałym wstępem do obecnego, choć może też już rysującym ciąg dalszy fraktalem.

Tymczasem postanowiłem pójść za radą Hollisa i zapauzowałem „The Colour of Spring”, naruszając marcowy rytuał. By należycie docenić, jak w pobliskich drzewach i krzakach nadejście wiosny wyśpiewują zięby i szpaki.

*

O Talk Talk w 2024, 2023, 2022, 20212020, 20192018, 2017, 2016, 2015, 20142013, 2012, 20112010, 2009.

 

Fine.


Playlisty regionalne

Playlisty regionalne

Zasadniczy sens bihajpa najlepiej oddaje nasza główna playlista na nieszczęsnym Spotify, bo przecież o tę globalną lokalność od początku chodzi.

Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie każdemu musi podobać się przeskakiwanie między kolumbijską cumbią a wschodnioeuropejskim postpunkiem, między polskim i koreańskim popem i z powrotem.

Stąd pod koniec ubiegłego roku odpaliliśmy playlisty z Ameryką Łacińską oraz Afryką, a teraz także dedykowaną playlistę skupioną na Europie. Tak mały kontynent, a tak wiele języków.

Przy okazji – o tego typu sprawach w pierwszej kolejności informujemy w naszym oszczędnie dawkowanym newsletterze, do którego zapraszam. Emaile w tych nowoczesnych czasach wciąż pozostają najpewniejsze.

 

Fine.


Rozmowa o bihajpie

Rozmowa o bihajpie

Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy poprzednio udzielałem wywiadu do papierowego periodyku. I wygląda na to, że była to rozmowa z niezapomnianym Robertem Sankowskim dla „Gazety Wyborczej” tuż po tym, jak beehype wystartował, zresztą bodaj dzięki niej o serwisie poinformował też TVN i wtedy po raz pierwszy padł nam serwer.

Teraz mam przyjemność wrócić na papierowe łamy za sprawą greckiego „Astralón Times”, odpowiadając na pytania o to, jak to się zaczęło i do czego nas doprowadziło. Jest też wersja niematerialna.

 

Fine.


Haczyk na słuchaczy

Haczyk na słuchaczy

Odkryłam program, w ramach którego Spotify współpracuje z siecią firm produkcyjnych dostarczających platformie – jak to ujął jeden z byłych pracowników – korzystną finansowo muzykę.

Odkryła to Liz Pelly i opisała w wydanej właśnie książce „Mood Machine”. Przy tej okazji w nowej „Polityce” piszę o artystach-widmo, którzy zalewają Spotify i oficjalne playlisty serwisu z tzw. muzyką tła. Tracą prawdziwi twórcy, a kto zyskuje?

PS. Wkrótce po publikacji artykułu dostałem anonimowego maila: „Fejkowa muzyka jest też tworzona w Bielsku Białej na gigantyczną skalę od jakiś dziesięciu lat przez [nazwa firmy]. Z tego, co pamiętam, jeden zespół muzyków studyjnych „tworzy” tam 50 albumów dziennie”.

 

Fine.


Wideoklipy z 2024

Wideoklipy z 2024

Co roku wahamy się na bihajpie, czy po prezentacji najlepszych albumów skrzykiwać się jeszcze w sprawie teledysków. Bo po pierwsze zmęczenie po końcoworocznej mobilizacji, a po drugie niepewność, czy zbierze się dość rzeczy wartych uwagi. A potem okazuje się, że jest ich aż nadto.

Mamy więc znów kilkanastu wideofaworytów w różnych konwencjach i emocjach, a pod nimi kilkadziesiąt innych w jakiś sposób wyróżniających się klipów (prawie zawsze z dobrą muzyką).

Po publikacji jeden z naszych korespondentów napisał mi, że gdy przyjdzie mu umierać, to chciałby to robić w polskim szpitalu. A ja ze swojej strony zwracam uwagę na podobieństwo teledysku Lasów do propozycji białoruskiej. Może muzyka faktycznie wskrzesza.

 

Fine.