Głuchy Telefon Tel Aviv

Charles Cooper, (foto: Mike Greenberg, www.telefontelaviv.com)Będę szczery: właśnie szykowałem miażdżącą krytykę nowego albumu Telefon Tel Aviv, „Immolate Yourself”. Przystopowała mnie oficjalna strona chicagowskiego duetu, która od kilku dni składa się z jednej tylko czarnej planszy z napisem:

Charles Wesley Cooper, III: April 12, 1977 – January 22, 2009

Równo dziesięć lat po tym, jak Cooper zaczął grać z Joshuą Eustisem, niemal w dniu premiery ich trzeciej wspólnej płyty. Nie sposób jej za cokolwiek pochwalić, oddajmy więc grupie honor przynajmniej za dzieła wcześniejsze: pionierskie poniekąd „Fahrenheit Fair Enough” z 2000 roku i wydane cztery lata później, przystępniejsze już „Map of What Is Effortless”.

Pomiędzy zwolennikami obu albumów toczą się identyczne dyskusje, jak między fanami Múm: czy lepszy był instrumentalny debiut, pełen pogmatwanej laptopowej elektroniki, czy jego rozśpiewany następca? Osobiście w obu przypadkach zwykłem wybierać opcję bogatszą, dojrzalszą, bardziej nastrojową i kompleksowo angażującą. U Amerykanów jest tak od pierwszej sekundy, bo instrumentalne otwarcie „Map of What Is Effortless” i wokalna odpowiedź pod koniec płyty to jedna z najpiękniejszych albumowych klamer ostatnich lat. Słowa klucze: melodie i emocje.

Doskonale zdaję sobie sprawę z kosztu takiego zabiegu: jest nim zejście ze szlaku szlachetnych innowatorów, co po przesłuchaniu „Map of What Is Effortless” potwierdzi każdy słuchacz zaznajomiony z dorobkiem Dntel.  Ale własnego, unikatowego stylu Telefon Tel Aviv odmówić nie sposób, podobnie jak niebywałej sprawności w łączeniu przyjemnego z zagadkowym. Nagrali tę płytę, mając tyle lat, co ja obecnie. Podziwu nie kryję, a za osamotnionego Eustisa trzymam kciuki.

Fine.




19 komentarzy

  1. lewar pisze:

    Oł:/
    Niefajno.
    A w święta słuchałem „Farenheit Fair Enough” w kółko. I myślałem sobie – nie zestarzała się, nadal jest wspaniała. I ja należę do tych, co właśnie debiut cenią najbardziej.
    Bardzo smutna wiadomość.

  2. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to w tym kontekście głupio, ale od lat mój dzwonek w kolejnych telefonach, to właśnie Telefon Tel Aviv. I choćby z tego powodu mam sentyment do tej formacji…

  3. Mariusz Herma pisze:

    Ano smutna. Żal zespołu, żal też Eustisa, który wywiesił planszę i zamknął się gdzieś na cztery spusty, nie mówiąc nic o okolicznościach (pewnie słusznie).

    Henn – z którego kawałka TTV udało Ci się wybrać cokolwiek na dzwonek? Nie kojarzy się ta muzyka z pogromczynią ulicznego zgiełku.

  4. Jest taka strona Toneshared.com
    I na niej są kawałki skomponowane specjalnie na dzwonki przez m.in. TTA, Caribou, Triosk, Luomo, Gudrun Gut i innych, których już nie pamiętam.

  5. Mariusz Herma pisze:

    Pokłócił się z dziewczyną, potem zniknął na kilka dni i znaleziono go już martwego. Trochę więcej na ten temat (spekuluje się o samobójstwie) na
    http://cbs2chicago.com/local/charles.cooper.musician.2.918857.html

  6. bo pisze:

    jejku no a ja dorwałem wczoraj imolate yourself i nie moge przestać słuchać…nie wiem więc w jakim kontekście była zamierzona ta recenzja…płyta zupełnie inna niż Map of What Is Effortless..z ukłonami w stronę new romatic
    bardzo smutna wiadomość :-(

  7. ryszard23 pisze:

    Szkoda faceta, zespolu, muzyki…wielka strata…

    Co do ostatniej plyty.Hmm ja ja slucham na okraglo, widac ze panowie szukali czegos nowego.Co w niej zlego jesli mozna wiedziec?

  8. Mariusz Herma pisze:

    Szczerze mówiąc to ja mam Was ochotę spytać: co w niej widzicie dobrego? :-)

    Poszukiwanie nowej formy samo w sobie bardzo mnie cieszy. Ale moim zdaniem po prostu im przeskok stylistycznie nie wyszedł – a raczej wyszedł kiepski elektroniczny chill-out, beznamiętny i nieoryginalny. Telefon Tel Aviv kojarzyłem i ceniłem za to, że muzyką tła zdecydowanie nie jest, angażuje i umysł, i emocje. Tego mi na jedynie „poprawnym” Immolate Youself bardzo zabrakło.

  9. brain damage pisze:

    To jest po prostu kwestia gustu, nic więcej. Mnie osobiście 2 pierwsze albumy nudzą. Jak dla mnie są poprawne ale bez emocji. Z kolei ich ostatni album słucham bez przerwy. Według mnie jest w nim właśnie dużo emocji i smutku. Czyli odbieram to dokładnie odwrotnie:) Nie wiem, po prostu odpowiada mi nawiązanie klimatem do new romantic, czy synth popu. No ale trzeba lubić te gatunki i zapomnieć o 2 pierwszych płytach. Pozdrawiam

  10. bo pisze:

    moim zdaniem bardzo interesująca inteligentna muzyka. Dużo w niej smutku i nostalgii, także za czasami minionymi..jest po prostu ..właśnie ..piękna. Dojrzała, ociekająca znakomitą subtelną elektroniką ale i popowym powiewem a la cuts copy. ja nie mogę się jej oprzeć…moim zdaniem recka jest skopana…i tyle.

  11. Mariusz Herma pisze:

    Ale recki wcale nie było :-)

    Zachęciliście mnie swoimi komentarzami do dania płycie drugiej szansy – jeśli i mnie zachwyci, obiecuję reckę napisać.

  12. bo pisze:

    Po kilkunastu dalszych przesłuchaniach, mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że Telefon Tel Aviv uniosło ciężar konwencji jaka została pdojęta na Immolate Yourself – świadomie czy nieświadomie- udało się. Z czym kojarzy się ta płyta?, skojarzenia przywołują się niemal od razu- choćby z nostalgią podobną do tej, która towarzyszy nagraniom junior boys- wynika to przede wszystkim z podobnej eksploracji gatunkowej- fascynacji analogowym brzmieniem lat 80-tych, w tym kontekście nie jest to jednak zarzut, zwłaszcza, że utwory stworzone przez TTA uniknęły jednostajności w jaką często wpada muzyka przywołanych Junior Boys. Z czym jeszcze? z szeregiem noworomantycznych płyt lat 80-tych, szeroko rozumianym synthopopem. Doprawiono to wszystko odrobiną słodyczy spod znaku Cuts Copy- nutą bezpretensjonalności i wdzięku, która jak makijaż, podkrerśla dyskretnie przebojowe frazy albumu. Do tego dochodzi wspaniały, pełny polotu i głębi – ambient- czyli to czym TTA znane i szanowane.Nadaje to tej specyficznej mieszance szlachetności, pobłysku wycyzelowanego brzmienia z którego słyną wcześniejsze dokonania TTA. I właśnie wypośrodkowanie tych elementów sprawia, że płyty świetnie się słucha, nie popadamy w monotonie, płyta zdaję się wielowymiarowa, również realizacja wokali zaskakuje na szczególną uwagę, niezwykle precezyjna, czasem nieznośnie techniczna, współgra by zaraz potem wysnuć się na plan pierwszy lub płynnie zintegrować ze ścianą dźwięku. Wokal nie jest tu najważniejszy, a już na pewno nie zawsze. Po raz kolejny okazuje się również, że potęga elektronicznych brzmień z lat 80-tych zdaje się być niewyczerpalną formułą, w zestawieniu z nowoczesną realizacją tworzy intrygujący i wpadający w ucho kolaż dźwiękowy. I nie jest to pierwszy ze znakomitych przykładów (the knife, junior boys, cuts copy)na potwierdzenie tej tezy. Zaskakujące jak bardzo daleko w odkrywaniu muzyki zawędrowali Panowie z TTA. Wygląda na to, że praca zostanie przerwana w połowie. Wielka szkoda.

  13. Mariusz Herma pisze:

    No i w końcu Ty napisałeś za mnie recenzję – dzięki! Masz słuszność w tym, że godny podziwu jest (był :-( ) upór, z jakim TTA próbowało na nowo się definiować. Każda płyta w innym duchu, innej estetyce. Zawsze to godne podziwu, brawa za odwagę i nieeksploatowanie sprawdzonych pomysłów.

    Jest w tym jednak łyżka dziegciu: debiutem Telefon próbował wpisać się w laptopowo-klikowy nurt. Udało im się, oryginalnie, z klasą, a przede wszystkim zawczasu. Drugą płytą weszli w zyskującą nagle popularność estetykę w duchu Dntel – znów z powodzeniem, aczkolwiek dla niektórych byli już zbyt blisko pionierów (dla mnie – nie). Z łapaniem się na syntetyczne odświeżanie lat 80. jednak trochę się spóźnili, bo Junior Boys nie debiutowali przed rokiem, ale lat temu pięć. Od tego czasu zbyt wiele się w tym odświeżaniu zdarzyło, by relatywnie prosty przepis zrealizowany na „Immolate Yourself” zabłysnął tak, jak zrobiły to poprzednie albumy.

    Ale skoro znajdujesz w niej to wszystko, co opisałeś, to wypada mi jednak pokiwać głową i przyznać im: Są ludzie, których kolejny raz zachwyciliście, dobra robota.

  14. bo pisze:

    Myślę, że oczekiwanie od nich pionierstwa jest wygórowanym żądaniem- zwłaszcza, że sam wybór konwencji skutecznie to uniemożliwił. Pytanie na ile Imolation Yourself jest konwencją ,a na ile tym co muzykom w duszy grało. Muzycznie, TTA ameryki nie odkrywają, ale nie odkrył jej również Junior Boys.Płyta poza oczywistymi ukłonami w stronę brzmień lat 80-ych tworzy nową wypadkową -współczesne elektroniczne brzmienie, nieco z pozoru tylko przybrudzone- bo jak się wsłuchać to każdy element ma tam swoje miejsce i znaczenie – i to już czyste mistrzostwo TTA- niezwykła wprost sprawność w łączeniu różnych stylistyk czyli po prostu wyrafinowany gust muzyczny.Jak zwał tak zwał.Imolation Yourself jest po prostu pięknym albumem i wcale nie musi błyszczeć nowatorstwem – wystarczy że urzeka formą i treścią.

  15. Ziemiański pisze:

    Eustis się otrząsnął i przyjedzie do Polski na festiwal Audioriver!

  16. Irmin pisze:

    widziałam wczoraj, było wstrząsająco, wzruszająco i pięknie…

  17. Łukasz pisze:

    Potwierdzam, bardzo dobry koncert. I chyba jednym z jego najważniejszych momentów było zagranie niemal na koniec nieprezentowanego dotychczas utworu (brzmiał rewelacyjnie), którego wydanie zapowiedział wczoraj Eustis. Trzymam kciuki.

  18. Mariusz Herma pisze:

    O, zazdroszczę Wam! A powiecie coś o składzie wykonawczym? Wszystko z laptopa czy wręcz przeciwnie – cały zespół?

  19. bo pisze:

    na youtube
    http://www.youtube.com/watch?v=LzVJglMch7k
    i cosik tam więcej nawet, ale nędza jakościo

Dodaj komentarz