Minimalistycznie o minimal techno

Najbardziej transowy odłam elektroniki to studnia bez dna w studni bez dna. Mimo że łaskawi koledzy z muzycznych list dyskusyjnych już w liceum zaszczepili u mnie słabość do takich postaci jak Oval, Aphex Twin, Plastikman, Astralasia czy Global Communication, nigdy nie próbowałem być na bieżąco z nowościami nawet tych najbardziej artystowskich odmian techno – zbyt łatwo tutaj o przykre pomyłki.

W nadrabieniu zaległości pomagają coroczne podsumowania bardziej oddanych i zawsze czujnych miłośników muzyki programowanej. Po przefiltrowaniu tytułów powtarzających się w rankingach 2008 roku, reklamuję trzy, które rozmaitym częściom psychiki zapewnią doznania czasem nietypowe, czasem kojące, a kiedy indziej będą w stanie całkowicie zdezorientować wasz aparat słuchowy.

Shed - Shedding The Past (Ostgut Ton, 2008)

Shed – Shedding The Past (OstGut Ton, 2008)

True. Techno. Music.

Shed sprowadza ideę techno do minimalistycznej esencji. Przez ponad dziewięć minut „That Beats Everything!” raczy nas prymitywnym 2/4 na stopkę i werbel, a o jego poczuciu humoru świadczy nie tylko tytuł, ale i nieliczne kilkusekundowe przerywniki. Albo Shed zasygnalizował w ten sposób swój radykalizm i tęsknotę za prapoczątkami gatunku, albo nie zdążył po prostu dograć syntezatorów. Na ogół jednak bardziej koi niż męczy zgrabnie łącząc wpływy Berlina i Detroit, pomiędzy którymi zwykł regularnie kursować. Album przejrzysty w strukturze, ciepły w barwie, a z tym jednym wyjątkiem powyżej – nader przyjemny w odbiorze.

Move D And Benjamin Brunn - Songs From The Beehive (Smallville, 2008)

Move D And Benjamin Brunn – Songs From The Beehive (Smallville, 2008)

Minimal > Techno

Tytuł przyjemnie skojarzył mi się z „Secrets of the Beehive” Davida Sylviana i w jednym punkcie było to skojarzenie niegłupie: i Sylvian, i David Moufang mają fioła na punkcie mieszania muzyki ambientowej ze wszystkim, co im się nawinie pod rękę, a to zawsze owocuje projektami licznymi i rozmaitymi. Moufang przygarnął tutaj nieco mniej znanego Benjamina Brunna i sklecili razem ścieżkę dźwiękowa do jednej z tych kosmicznych wypraw, które nigdy się nie odbyły. Nieraz trzeba tu czekać dobre kilka minut, zanim pojawi się puls stopki. I to najwięcej mówi o proporcjach elementów składowych ich wspólnego dziełka, przez wielu okrzykniętego numerem jeden ubiegłego roku.

? - Oleva (Sähkö, 2008) Mika Vainio – Oleva (Sähkö, 2008)

Mnml tchn

Mniej więcej w połowie nowej płyty Miki Vainio z etykietki minimal techno ostaje się tylko pierwszy jej człon. Wtedy to zanika rytmiczne mistrzostwo Fina, który od lat porusza się nie tyle w cieniu, co jakby równolegle do Autechre. „Oleva” najbardziej spodoba się wszystkim stęsknionym za „Amberem”. Zresztą czy już okładka się wam nie kojarzy? Rarytasem bardzo swoistym jest elektroniczne „Set the Controls for the Heart of The Sun”, najdziwniejszy (i najlepszy!) kower Pink Floyd, jaki słyszałem.

Po siedmiu utworach mrocznego, jakkolwiek intuicyjnego minimal techno, Finowi przypomina się chyba ojczyzna i jej śnieżnobiały krajobraz. Płynnie przechodzi w sterylne, ambientowe pomruki wprost z niedawnej księżycowej wycieczki Biosphere. Rezygnuje i z rytmu, i z melodii. Kulminacją tego odzierania muzyki z kolejnych warstw aranżacji jest fragment, który w zachwycie samozwańczego producenta nieopatrznie zaprezentowałem postronnym osobom. W połowie „Kaussaliton” Vainio zaczyna wypuszczać pojedyncze piski – wąsko filtrowane dźwięki o częstotliwościach z przedziału 13-15 kHz (zerknijcie na widmolink wygasł, sorry!). A te w samotności są absolutnie destrukcyjne dla uszu (gdy głośne) i ludzkiej psychiki (nawet gdy ciche).

I tutaj dopiero zaczyna się prawdziwy minimalistyczny odlot.

Fine.




3 komentarze

  1. JaZ pisze:

    złapałem tylko „Intro” Shed’a na lastfm, brzmi przyjemnie. A to co piszesz o „Kaussaliton” mnie nieco przeraża…na tyle, że nie będę tego szukał w necie ;) Ciekawe, że zamieszczasz takie rzeczy jak widmo (ciekawe na plus)

  2. flaing hund pisze:

    I fajnie że to piszesz bo żadna z nich do mnie nie dotarła.

    U mnie dłużej z tych okolic gościły (z tego co pamiętam odrazu ):

    Machinefabriek – Dauw

    kapital band 1 – Playing by Numbers.(które zresztą ci polecałem i średnio ci leżało)

    Byetone – Death Of A Typographer

    Też akurat trzy :P …

    Z okolic (chodź też nie całkiem) czekam na nowe radian… cały 2008 myślałem że lada dzień wyjdzie i raz w miesiącu przynajmniej sprawdzałem strone…Nie doczekałem się.W tym roku też już sprawdzałem:/

  3. flaing hund pisze:

    ps. ale dwie ierwsze to raczej ambient a dopiero death of typographer to dopiero glicz o_- .

Dodaj komentarz