. Dälek – Gutter Tactics (Ipecac)
– What Malcolm X said when he got silenced by Elijah Muhammad was in fact true. America’s chickens… – krzyczy pastor Reverend Jeremiah Wright. Publiczność nawet nie czeka z oklaskami, aż Wright dokończy zdanie (…are coming home to roost) i zacznie co do jednego wyliczać liczne hipokryzje Amerykanów. Półtoraminutowe otwarcie „Gutter Tactics” to najlepszy fragment płyty, za którym zatęsknicie już po kilku kolejnych utworach.
Muzykę współtworzoną z producentem Oktopusem MC Dälek lubi nazywać hip-hopem w czystej formie, ale wszyscy wiemy, że zalicza się do tej samej ponadhiphopowej elity co cLOUDDEAD. „Hip-hop dla tych, którzy nienawidzą hip-hopu” – powiadają krytycy, ale to określenie z kolei bojkotuje sam raper i ma w tym niemało racji. Bo jeśli komuś nie po drodze z typowymi raperami, to nijak nie zniesie też muzyków tak upolitycznionych jak duet z New Jersey. I to nawet gdyby swoje gorzkie przesłanie ubrali w chillout, a nie posępne, eksperymentalne aranże wymykające się gatunkowym podziałom.
Piąty album w dziesięcioletniej karierze Dälek przywraca hip-hopowi z wschodniego wybrzeża dosadność i polityczny ciężar. Dla młodych Amerykanów w okresie dziejowej Zmiany będzie to płyta ciekawa i ważna, chociaż same rozliczenia są spóźnione o kilka lat. A przynajmniej o jedno głosowanie, którego rezultat wszelako nie zrobił na MC Däleku specjalnego wrażenia: „A black president don’t ensure the sunshine”.
Problem w tym, że jakoś mnie te wszystkie żale nieszczególnie ruszają. Moich odległych kuzynów w Stanach nie widziałem na oczy, szukam więc za tą rozliczeniową zasłoną dymną samej muzyki. A ta – w przeciwieństwie do ciętego języka MC Däleka – uległa stępieniu. Oktopus wykazuje zadziwiającą obojętność na wysiłki produkującego się partnera. Bywa, że go zagłusza. Można więc odnieść wrażenie, że uprzednio sam przygotował podkłady, a rapowanki dograno później. Te zresztą, jakkolwiek ze wszech miar rasowe, bazują na jednym i tym samym pomyśle, więc wpadamy w monotonię podwójną. Co na to sam MC Dälek? – I don’t give a shit if you find me mildly entertaining – mówi przewidująco, co by znaczyło, że zgrzeszył świadomie.
. Squarepusher – Numbers Lucent EP (Warp)
Groźbie zafiksowania się na własnej specjalności Tom Jenkinson kilka miesięcy temu sprytnie umknął, wkraczając na obcy sobie teren chwytliwych melodii i stabilnych rytmów. Ubiegłoroczny „Just a Souvenir” był pierwszą płytą w dorobku Squarepushera, którą bez większych obaw mogłem puszczać w obecności przypadkowych osób. Długo zastanawiałem się, jak zdołał sobie poradzić bez perkusyjno-basowych akrobacji, swojej głównej specjalności. Odwyk? Zdrada?
Płonne nadzieje/obawy. Próbując dotrzeć do mas (taki żart), Jenkinson wprawdzie oczyścił ostatni longplay z drum’n’base’owych łamańców, ale znalazł dla nich schronienie na tej oto kolorowej EP-ce. Destrukcyjna natura Jenkinsona znów złowrogo wyziera z głośników i nagle czujemy, że wszystko jest na swoim miejscu. Przynajmniej przez chwilę, bo gdy już umysł pozbiera się po entropii „Illegal Dustbin”, musi nadejść ta zgorzkniała myśl: ale to już było.
. Minty Fresh Beats – Jaydiohead (www.jaydiohead.com)
Nie przepadam za remiksami, kowerami, w ogóle muzycznym recyklingiem. Ale Max Tannone nie miesza tylko dla zabawy, popisu czy też udowodnienia kolegom z didżejskiego podziemia, że Radiohead i Jay-Z powinni grać w jednym zespole. (Ten ostatni pasuje resztą do wszystkiego, co udowodnił sensei Danger Mouse i jego uczniowie). Tannone tworzy nową jakość, kawał dobrej muzyki jakiej świat jeszcze nie znał. Robi to na tyle błyskotliwie, że niejeden rockowy czy hiphopowy nowicjusz da się nabrać, iż Brytyjczycy faktycznie spotkali się z brooklińskim raperem na wspólnej sesji.
Zasadnicza przyjemność obcowania z „Jaydiohead” to oczywiście szansa usłyszenia znanych na pamięć motywów Radiohead w nowym kontekście. Tanonne sprawił, że jeszcze bardziej doceniłem bogactwo ich instrumentalnych pomysłów, o jeden szczebel podniosło się też uznanie dla Jaya-Z. Trochę się tylko o Maksa martwię, bo dosyć mocno wykroczył poza ramy „dozwolonego cytatu”.
Jakże to tak?! Dälek gorszy od jakichś polepionych na kolanie przebojów? Ja protestuję!!! BTW, z tym hip-hopem dla ludzi nienawidzących hip-hopu coś jest na rzeczy, bo Dälek to chyba najpopularniejszy (jeśli tu w ogóle można mówić o jakiejś popularności) skład hh wśród metalowców. Choć może nie tyle ze względu na muzykę, co osobę wydawcy…
Szacun za nicka :-) Chociaż wczoraj się dowiedziałem od pewnego trend-settera, że teraz nie będzie się mówiło szacun, ale: synchron.
Zawsze stawiałem na to, że metalowcy kochają Cypress Hill. W lokalnym myślenickim sklepiku z ostatnimi kasetami i nagrywanymi na miejscu CD (na zamówienie – była lista!) mieli zwyczaj wystawiania ich w oknie i straszenia przechodniów. Sam długo byłem przekonany, że grają metal – okładki, logo, tytuły w rodzaju „Black Sunday” i „Temples of Boom”… Całkiem poważnie wyglądali przy Opeth.
„Gutter Tactics” rzeczywiście słabowita. Trudno się zmusić, żeby włączyć play po raz drugi, ba – za pierwszym razem trudno wysiedzieć przy niej do końca. A politykowanie Amerykanów zupełnie mnie nie obchodzi. Mogliby nawijać o produkcji parówki „cycówy”, byleby to się broniło muzycznie. Ale dzięki nowej płycie przypomniałem sobie „Absence” i okazuje się, że nadal grzeje zwoje jak kiedyś.
?Hip-hop dla tych, którzy nienawidzą hip-hopu” – tak jak napisałeś, krzywda. Jakiś slogan, żeby co bardziej zakute pały nie czuły się źle słuchając hip-hopu (no bo wstyd przecież!).