.
W styczniu rozmaite zakątki sieci nawiedził temat naszych drogich polskich koncertów. Euro było jeszcze o złotówkę tańsze i jak na dłoni było widać, że melomanią o połowę taniej jest parać się w takich Niemczech. Były dyskusje na blogach i forach, pisało o tym kilka portali, ale zwykle rozmowę kończyło pojechanie po agencjach koncertowych. Co nie dziwi, bo stoją na pierwszej linii frontu i mają jakby najwięcej do powiedzenia.
W tymże styczniu postanowiliśmy w „Przekroju” sprawie uważniej się przyjrzeć. Na ile nam się to udało, możecie sprawdzić sami. Główne założenie: zamiast powtarzać domysły, namówmy agencje, aby same wytłumaczyły się z cen biletów. Jednych takowa możliwość ucieszyła (ci cytowani w artykule), inni z góry założyli, że będzie to kolejna pojechanka i mniej („Pytania są tendencyjne!”) lub bardziej uprzejmie podziękowali, uznając, że „nie warto nam poświęcać kilku minut ich cennego czasu”.
Dzisiaj o 20.10 będziemy rozmawiać o koncertach w radiu Vox FM. Oprócz dziennikarzy, w drugiej godzinie ma gościć któryś z promotorów, toteż będzie okazja poznać temat z obu stron. Dorzucam jeszcze parę ciekawostek, które do tekstu się nie nadawały bądź nie zmieściły. Nieautoryzowane, więc autorów nie podaję. Zgadzać też się nie trzeba.
„Gdy Jan Paweł II był w złym stanie zdrowia, wszyscy wiedzieliśmy, że w przypadku jego nagłej śmierci wszystko siądzie. I tak się stało: imprezy odwołano, a sprzedaż płyt niewiarygodnie spadła. Teoretycznie jest ubezpieczenie, ale nigdy nie wiadomo, jak to będzie z wypłatą. Ubezpieczyciel broni się na wszelkie sposoby. Odrębną kwestią jest widzimisię artystów. Jedna z topowych czarnych wokalistek podczas występu w Serbii wyszła na scenę i powiedziała, że dopóki nie zobaczy swoich czarnych braci przed sceną, dopóty koncert się nie odbędzie. Ale skąd w Serbii mieli się oni wziąć? I tyle po koncercie”.
„Jest grupa artystów, która otrzymała w Polsce wygórowane honoraria i nie chce przyjechać dopóki nie otrzyma porównywalnej oferty. Są i tacy, którzy wystąpili za niższe honoraria niż w innych krajach. W ten sposób artysta i jego management otwierają sobie nowy rynek, licząc na to, że przy kolejnej trasie propozycje finansowe będą wyższe”.
„Nie jesteśmy Rosją, gdzie w wyniki licytacji stawki dochodzą do astronomicznych kwot. Ale czasami byliśmy traktowani jak przedsionek Moskwy, gdzie można zrobić złote strzały. Przez lata telewizyjny Sopot był przykładem możliwości zarobienia gigantycznych pieniędzy, niekiedy dochodziło do kupowania gwiazd za straszne kwoty. Tina Turner czy Jean Michel Jarre to przykłady artystów, o których promotorzy okrutnie się ścigali„.
„Sporą barierą jest brak ciekawości muzycznej Polaków. W innych krajach , nawet w sąsiednich Czechach, ludzie chodzą często i na różne koncerty, mają szersze horyzonty muzyczne. Kolejną barierą jest nasza stopa życiowa. Ci, którzy chcą chodzić na koncerty, zwykle nie mają pieniędzy, a tych, których na nie stać, interesują gwiazdy z najwyższej półki. Żeby namówić publiczność na coś mniejszego, trzeba zrobić dużą promocję, wykreować towarzyskie wydarzenie”.
„Ze względu na drogie euro kontrakty podpisane z artystami kilka miesięcy temu mają teraz zupełnie inną wartość. Potraficie wyobrazić sobie skrzywdzoną przez drogie bilety publiczność? A teraz spróbujcie sobie wyobrazić promotora, który jest zmuszony dopłacić do wyprzedanego koncertu. To nie fantazje, to rzeczywistość. Robienie koncertów to nie kraina Eldorado!”
„Z radością obserwuję rosnącą popularność niedużych koncertów klubowych dla kilkuset osób w coraz większej liczbie miast. Nie przeszkadza ich duże zagęszczenie, nawet jednego dnia. To już nie są czasy, gdy potrzebowaliśmy tygodniowych odstępów. Do Polski ściągani są artyści bardzo awangardowi ledwie zaczynają coś robić na świecie, jeszcze zanim zdobędą sławę. Spora w tym rola mediów, dziennikarzy, internetu i samych słuchaczy, którzy wytwarzają taką potrzebę„.
„Według moich obserwacji wciąż bardzo wielu ludzi chodzi na koncerty. Odbiorcy indywidualni kultury wciąż są aktywni, a kryzys wręcz wzmaga to, że ludzie chcą odreagować z rodziną czy znajomymi, powracają do swoich pasji. Jest coś w tym, że trudne czasy to okresy rozkwitu kultury”.
@Ci, którzy chcą chodzić na koncerty, zwykle nie mają pieniędzy, a tych, których na nie stać, interesują gwiazdy z najwyższej półki.
to glebszy problem mlodosci. na starosc sie nie chce w ogole, weic po co wyzsza polka;p
no i jak widac, promotorzy nie sa bez winy – nakrecili spirale wysokich stawek i teraz mamy sytuacje podobna do pulapki zadluzenia: trzeba dorzuca kase dalej i wiecej by system dzialal.
Abstrahując od merytorycznych powodów interesuje mnie to tak samo jak ceny płyt czy filmów DVD. Koncerty to coś bez czego każdy może się obyć więc nie ma nic przeciwko temu, żeby agencja czy ktokolwiek ustaliła cenę biletu na poziomie nawet 1000 zł. Więc myślę, że nie sensu drążyć tego tematu bo kto chce to zapłaci i tyle.
Koncert w filharmonii kosztuje 25-40 zł i jak domyślam się każdego stać na bilet. Podobnie koncerty jazzowe w małych klubach.
Ja np. chcę chodzić na koncerty, mam na to pieniądze i mimo, że na starość chce mi się chodzić to nie mam po prostu czasu. Tak więcej jestem w podobnej sytuacji gdy ktoś nie chodzi z powodów finansowych czyli i On i ja nie chodzimy.
Jedną z tez agencji jest to, że jednak nie można ustalić dowolnej ceny, że jednak trzeba znaleźć ten punkt przegięcia, ale nie przegiąć, bo będzie wpadka. Pokazał to nie tylko wspomniany w artykule Kravitz, ale choćby kilka ubiegłorocznych „czarnych” koncertów w Kongresówce, która kilkukrotnie świeciła pustkami. A to kosztuje znacznie więcej niż „zbyt tanie” (albo zbyt mało drogie) wypełnienie całej sali. Inna sprawa że najwyraźniej nie wszyscy uczą się na błędach, albo jednak warto ryzykować.
Madonna tak, U2 tak, Woody Allen też, ale w klasie średnio-wyższej nie jest takie pewne, czy można narzucić dowolną cenę. Szalejące euro chwilowo przyhamowało pielgrzymkowy proceder, ale Polacy liczyć potrafią i jeśli w Berlinie czy Pradze koncert wychodzi dwa-trzy razy taniej, to po prostu tam się jedzie. Chciałbym wiedzieć, ilu mieszkańców zachodnich województw na Antony’ego pojedzie do Berlina zamiast do Warszawy.
Jerry, te dwa światy chyba nie do końca da się porównać. Jeśli koncert organizuje filharmonia, to nie płaci za salę, nie płaci za wynajęcie/dowiezienie sprzętu, płaci wprawdzie całej orkiestrze, ale suma ich honorariów pewnie sięga 10 proc. tego, czego sobie życzą średniej klasy gwiazdy. Zresztą Madonna czy U2 najpewniej przyjadą z kilkoma „orkiestrami” wszelakich asystentów.
Nie bez znaczenia jest i to, że zysk, chociaż na pewno się liczy, jednak nie jest oczkiem w głowie filharmonii, które zazwyczaj mają licznych i hojnych sponsorów, realizują tzw. misję.
Z kolei najdrożsi jazzmani ledwie sięgają pięt takiemu Kravitzowi, a przy tym przyjeżdżają sami, bez większej obstawy i jakiegokolwiek show. Niewielu jest takich Zimermanów, którzy wożą ze sobą fortepian :-)
zaczynam się martwić o bilety na u2 i morrisseya, przy takim kursie podpisywane umowy muszą wyglądać strasznie..
>ale suma ich honorariów pewnie sięga 10 proc. tego, czego >sobie życzą średniej klasy gwiazdy.
I właśnie o tym mówię. Jeśli artysta żąda za koncert tyle i tyle co przekłada się na sumę 200 zł za bilet to mówię, nie dziękuję nie skorzystam. Głosuję nogami. Ale nie psioczę na cenę biletu bo świętym prawem artysty jest żądać za koncert tyle ile ktoś mu zapłaci. Nie podoba mi się to wybieram się na koncert np. Kroke za 60 zł. Na koncert Kravitza poszedłbym ewentualnie jakby ktoś dopłacił mi 1000 zł (za uszczerbek na słuchu).
Dlatego wszelkie dyskusje na temat cen biletów uważam za kompletną stratę czasu :-)
I jeszcze o cenach biletów, zacieram ręce z radości kiedy widzę ceny biletów na U2, 190zł ? płyta stojąca 450zł ? sektory siedzące po bokach sceny 825zł ? sektory siedzące na przeciwko sceny. Obawiam się tylko, że niestety stadion będzie pełny bo przecież gra najlepszy zespół świata. W ramach ceny biletów proponuję obowiązkowo przypiąć każdemu rogi przed wejściem na stadion
Stadion będzie pełny, ale na polską flagę pieniędzy już nie starczy… 190 zł to ponad 6 egzemplarzy nowej płyty, nieźle.
„Posiadacze biletu Red Zone [1125 zł] będą mogli wejść na teren stadionu specjalnie oznaczonym wejściem VIP i zostaną przywitani przez hostessy Red Zone. Dla polepszenia komfortu oczekiwania na koncert w strefie Red Zone będą zamontowane miejsca siedzące.”
Kolega z redakcji właśnie stwierdził, że zamiast takiego biletu to on woli sobie ułożyć kostkę brukową przed domem. U2 albo bruk – wybór należy do ciebie!
[…] ? Dochodzenie w sprawie cen biletów koncertowych, czyli dlaczego tak drogo. Główny tekst w ?Przekroju?, post scriptum z podejrzanie anonimowymi wypowiedziami na blogu. […]