Mars Volta – The Bedlam in Goliath

Mars Volta – The Bedlam in Goliath (Universal)

 

Najpierw wyznanie: gdy Mars Volta grała w Warszawie, po którejś z przejmujących solówek (trwała okrągły kwadrans) chyłkiem opuściłem gmach Stodoły przed końcem koncertu. Podobna pokusa nachodziła mnie przy każdorazowym odsłuchu „The Bedlam in Goliath”.

Czwarty krążek kalifornijskiego kolektywu to w stosunku do świetnego, i tak już połamanego debiutu, czterokrotnie więcej zmian metrum, rwania tonacji i podciągania strun dalece poza możliwości progów, zwykle przy adekwatnie podkręconym tempie. W ten sposób Mars Volta próbuje nam wmawiać, że po pięciu latach eksplorowania tej samej niszy coś świeżego uda się jeszcze z niej wycisnąć.

Powiedzmy szczerze: najbardziej zaskakującym elementem pozostaje podlegający ciągłej zmianie skład zespołu. Dla miłośników siłowego przesuwania granic i wyznaczania nowych ekstremów w muzycznej akrobatyce będzie to najlepsza płyta od debiutu. Mnie przypomina się powiedzenie znajomego: młoda panna i panna młoda to nie to samo. Tak też progresywny rock i rock progresywny.

Machina

 

Fine.




Dodaj komentarz