Jordi Savall – Jérusalem

jordi-savall-jerusalem-book . Jordi Savall – Jérusalem (Alia Vox / CMD)

Ocena 4/6

 

 

Jeśli istnieje gatunek muzyczny, którym można bez reszty fascynować się przez całe życie – byłaby to muzyka dawna. Przypomniał mi o tym wczoraj Jordi Savall, naczelny archeolog gatunku, który w pachnącej nowością Operze Krakowskiej pokazał swoje „Jérusalem” – wspólnie z ponad 30 unikatowymi muzykami z kilkunastu krajów i, sprawa kluczowa, trzech wielkich wyznań. Tak jak „Jérusalem” jest najszczególniejszym punktem festiwalu Misteria Paschalia (na zawsze zapamiętam uścisk, jakim obdarzyli się kantor żydowski z palestyńskim), tak też albumowe wydanie dzieła jest najpewniej najważniejszą płytą, jaka wpadła w moje ręce ostatnimi czasy. Uzasadnienie tego przypuszczenia i ogólne wyjaśnienie, czym „Jérusalem” jest, znajdziecie w rozmowie z Savallem.

Pokory mam dosyć, by zdawać sobie sprawę, że nie znam ani ułamka wyśmienitych nagrań rockowych, jazzowych, elektronicznych, już o klasyce nie wspominając. Jednak osłuchawszy się z jazzową czołówką, możecie do końca życia zachwycać się kolejnymi płytami, ale na dogłębne wywrócenie światopoglądu raczej nie ma co liczyć. Na 99% będą to mniej lub bardziej interesujące permutacje znanych już środków.

W muzyce dawnej co innego: co utwór, to zupełnie nowy świat. Bzdura, powiecie – bo jak tu ubogie środki muzyczne głębokiego średniowiecza porównywać z nie(u)znającą granic muzyką XXI wieku? A rewolucję pojedynczych dźwięków, które nie znały nawet pięciolinii, stawiać obok zmasowanego ataku międzygatunkowych miszmaszów i studyjnych trików? Ano można, tak jak „prymitywizm” Szekspira można śmiało postawić przy (ponad) wszystkich przełomowych sztukach rewolucyjnych dramaturgów współczesnych.

Jordi Savall z zespołem - festiwal Misteria Paschalia (źródło: misteriapaschalia.pl)Rozmaitymi akrobacjami próbuje się dziś dostarczać wrażeń, które anonimowie dawnych wieków osiągali przestawiając pojedyncze neumy. Wszystko, co jest w muzyce zachwyca: melodie, harmonie, emocje, przekaz, nastrój – potrafili zamknąć w dwugłosie, choć częściowo w domyśle. Ale czy nie jest tak, że właśnie wymagające domysłu, dopowiedzenia: wiersze, filmy, obrazy – również ceni się najbardziej? No a przecież jest jeszcze jednogłos.

Estetycznie „Jérusalem” (ubrane w 440-stronicową książkę jest, jak to ujął Bartek: „jedynym albumem muzycznym, którym można zabić”) to już nieco inna sprawa, niż jego przesłanie. W 2,5 godz. materiału jest tyleż momentów niezwykłych, co muzycznie przeciętnych. Szczególnie w porównaniu ze skarbami, które Savall już wcześniej wykopywał: od XIV-wiecznego mistycznego popu w rodzaju Stella Splendens (przesłuchaj raz, a nie uwolnisz się przez tydzień), aż po „Adoramus Te” – jeden z tych nielicznych momentów muzycznych, które w moim osobistym rankingu są w stanie konkurować z „Miserere Mei” Allegriego i „Requiem” Mozarta. Ale istota „Jérusalem”akurat nie w melodiach i nie w przedziwnych instrumentach tkwi, ale w słowach, ich kontekście i przesłaniu. I tutaj Savall konkurencji nie ma.

 

 

 

Fine.




9 komentarzy

  1. Kris pisze:

    Ciekawy projekt. Wobec tych wszystkich festiwali muzyki dawnej mam zresztą wrażenie (ale to nie zarzut, tylko stwierdzenie faktu), że zaczęła się jakaś „moda”. Jak dla mnie – rewelacja. Chętnie posłucham muzyki, wykonywanej w swoistym dążeniu do brzmienia, jakie obowiązywało, „zanim Bach zepsuł wszystko co dobre w muzyce”.

  2. Mariusz Herma pisze:

    Fragmenty koncertu (z komentarzami Jacka Hawryluka) są dostępne na
    http://www.polskieradio.pl/dwojka/misteria/filmy/
    Polecam od 4-5 minuty pieśń żydowskiego kantora i zabawny (przynajmniej muzycznie) duet od ósmej minuty.

  3. Przemysław pisze:

    „Mistyczny pop” pasuje – aż podejrzanie przebojowe – gdybym nie wiedział, zgadywałbym, że to jakaś dwudziestowieczna podróbka, jak Adagio „Albinoniego”. U mnie jedno przesłuchanie nie wystarczyło, za to przy kolejnych coraz bardziej wchodzi.

    Mam pytanie – czy chodzi o „Adoramus Te” Alfonsa V? Z tej płyty?:
    http://www.amazon.com/gp/product/B000QR3CL6/ref=dm_sp_alb
    Bo Adoramus Te jest ze dwadzieścia, m. in. Brahmsa (tę ostatnią opcję wyeliminowałem używając mojego super-mózgu). A po takiej reklamie we wpisie po prostu musiałem sprawdzić.

  4. Mariusz Herma pisze:

    To chyba nie ten Adoramus – ten „właściwy” jest jednoczęściowy i zdecydowanie nie jest antyfoną :-) Pojawiał się pewnie w różnych konfiguracjach, ja go dostałem (co za prezent) wraz z płytą „Harmonie Universelle”:
    http://www.dalga.pl/product_info.php?pasaz=nokaut&products_id=1736
    bardzo niedrogo jak na tak rzadki album

  5. Przemysław pisze:

    Krótkie śledztwo wykazało, że to jednak najprawdopodobniej ten sam utwór, tylko podzielony na kilka ścieżek :). A z tą antyfoną, to po prostu nie wiadomo, o co chodzi.

    Ten przykład dość dobrze ilustruje problem z muzyką dawną, czyli: dużo tego, a jeszcze połowa anonimowa. I trudno się połapać, dlatego wdzięczny jestem za takie polecanie konkretnych utworów.

    Muzyka dawna nie jest dla mnie łatwa w odbiorze – jak wszystko, co (paradoksalnie) nowe. Ale z doświadczenia wiem, że z nieznaną muzyką warto się na początku nieco pomęczyć – potem jest już z górki. :)

  6. Mariusz Herma pisze:

    To jednak inne utwory, bo tytuł jednej z antyfon to „Ecce Enim Propter Lignum”, a w „tym” Adoramusie takiego fragmentu nie ma, to zresztą bardzo prosty utwór i nie dałoby się go podzielić – trwa tylko 3:46 (z instrumentalnym wstępem).

    Co do konkretnych rzeczy – ten chorałowy hit z ubiegłego roku (reklamowany w TV i na billboardach) – The Cistercian Monks of Stift Heiligenkreuz – „Chant: Music for Paradise” – to naprawdę kawał dobrej dawności. Jednogłos, więc nie bardzo chwytliwy, ale to selekcja nad selekcje z prawie 10 wieków śpiewania, chorałowy „the best of”. Otwierająca go antyfona „In Paradisum” to taki średniowieczny absolut. A przy tym nagrane we właściwym składzie, we właściwym miejscu i we właściwy sposób (bez żadnej kosmetyki studyjnej).

  7. Kris pisze:

    Ja tylko nieśmiało dorzucę małe uzupełnienie w postaci płyt The Tallis Scholars. Jak dla mnie – absolutnie porywające wykonania różnych dzieł takiej muzyki. Może to oczywiste, ale skoro ich nikt tu nie wymienił, to podrzucę dwa tytuły:
    1) DVD: Live in Rome, z najbardziej „popularnym” materiałem zaśpiewanym idealnie we wnętrzach bazyliki Santa Maria Maggiore i…
    2) CD: Tenebrae Responsories For Holy Saturday Gesualdo Carlo.

    Obie wydane przez Gimell. Bezkonkurencyjne w swojej klasie.

    ps. Mariusz, mogę zlinkować cię na swojej stronie?

  8. Mariusz Herma pisze:

    „Miserere Mei” Allegriego w wykonaniu Tallisów jest moim ulubionym. A że Allegriego dzieło cenię najbardziej na świecie…

    Kris – nawet nie pytaj, ale na jakiej stronie? Bo nigdy się nie chwaliłeś.

  9. Kris pisze:

    Chyba najbardziej pasuje ona do tego akurat wątku. Nie chwaliłem się, bo jakoś nie było okazji.

Dodaj komentarz