O, czek(iw)anie!

sklepmuzycznyPodobno nikt już na płyty nie czeka. Na pewno nie masowo. Wyszło U2, wyszło Depeche Mode, wyszedł Morrissey i Antony z Johnsonami. I co? Skończyło się na paru krótkich recenzjach, a obyło bez opasłych biograficznych artykułów na kilka kolumn. Nawet w zagranicznej prasie reklamy były większe niż teksty czy wywiady. Żyjemy.

Czy czegoś brakuje? Ano, oprócz emocji zbiorowego oczekiwania, brak trochę dyskusji. Że każdy dzisiaj słucha czego innego – to wiemy. Ale nawet gdy zbierze się ta garstka fanów, to poznają płytę w innym czasie, a już najrzadziej w dniu premiery. Potencjalnie najaktywniejsi dyskutanci ściągną ją dwa miesiące wcześniej i majowe wydawnictwo już w kwietniu będzie dla nich przeżytkiem. Fani umiarkowani wysłuchają na tydzień przed na MySpace, a premiery doczekają tylko najwierniejsi tradycjonaliści. Przypadkowy słuchacz o tym doniosłym wydarzeniu dowie się pół roku później. Bo skąd miał niby wiedzieć? Nie odczuł singlowego ataku radiowego, nie natrafił na prasowe epopeje ani namiętne dyskusje w sieci, a koledzy na przerwach gadają o zupełnie innych rzeczach.

Przy wszystkich „społecznych” ubytkach powyższego stanu rzeczy, kończy on jednak niechlubną erę marketingowych baniek muzycznych, multiplatynowych siedemnastych płyt wykonawców, którzy od dekady nie wymyślili niczego godnego chociażby brązu, ale wytwórnia promocję zna od podszewki (z muzyką gorzej). Tworzą się wprawdzie bańki oddolne – tegoroczny casus Animal Collective – ale kto o tej (solidnej przecież) płycie rozmawiał w ciągu ostatniego miesiąca? Albo chociaż słuchał? Kiedyś przesadny entuzjazm chłodzono pytaniem: kto będzie o nich pamiętał za kilka lat? Teraz wystarczy zapytać o tygodnie.

Sara TavaresKłamać nie będę, niczym się nie różnię, ale strony kilku artystów monitoruję w tym roku na bieżąco. „From Here We Go To Sublime” The Field od kręcenia się w odtwarzaczu stępiło już krawędzie,  toteż premiery „Yesterday and Today” wyglądam od dawna. To już 19 maja, czyli część fanów musi znać płytę na pamięć. Trzy dni później nowy longplay The Car is On Fire. Jeśli nie będzie tak okropny jak tytuł („Ombarrops!”), to kasa wydana na amerykańskie studio i bilety lotnicze nie pójdzie na marne.

Na  Wilco nie sposób nie czekać (widzieliście ich razem z Fleet Foxes?), to i ja czekam. I to pomimo tego, że o „Sky Blue Sky” rychło zapomniałem. Zupełnie bezkrytyczny jestem za to w stosunku do Massive Attack, którzy uparcie pną się ku legendzie. Błyskotliwe początki, bardzo dojrzałe „Mezzanine”, wybitne „100th Window”. Chcę wierzyć, że zachowają tę logikę! A tak najbardziej, na kogo w tym roku czekam? Ten jeden raz zgodzę się z red. Kydryńskim. Panie i panowie, Sara Tavares.

portugal




26 komentarzy

  1. Marceli Szpak pisze:

    Ten brak oczekiwania, to jednak chyba nieprawda jest:) Przypomnij sobie, co się działo przed U2, nie tak całkiem dano temu przecież – dobra, obaj mamy spaczona perspektywę wiadomym forumem, ale przecież hype szło po wszystkich istotnych internetowych mediach. Tyle, że może to jest właśnie przypadek i właściwość kapel emeryckich, chowanych na etosie sprzed dekady i więcej, że trzeba jak najwięcej szumu narobić przed, bo nie daj buk, klient przegapi nasz produkt. A ci na których my czekamy, wiedzą tak właściwie, że wystarczy newsletter i wcale nie trzeba jakiejś wielkiej kampanii, żeby trafić do tych, do których się trafić chce. A brak dyskusji…, cóż, ci co lubili dyskutować, pozamykali się na własnych blogach:)

  2. Mariusz Herma pisze:

    Szczerze mówiąc nie wydaje mi się, żeby serwisy-przeklejanki (u nas Infomuzyka czy Onet) miały jakąkolwiek faktyczną siłę, to takie kolejne medialne złudzenie. A z poważniejszych tylko część raczyła płytkę zrecenzować – i to wszystko! Nawet byłem trochę rozczarowany kampanią U2, bo gdyby nie Trójka, ostoja tradycji, jako „przypadkowy słuchacz” pewnie bym ich przegapił. Przegapić taką premierę dziesięć lat temu?

    O tych blogach to nie chciałem wspominać, musiałeś.

  3. Marceli Szpak pisze:

    Ale przecież 10 lat temu, też o U2 dowiedzialbyś się z trójki, recenzje byłyby w przekroju, polityce (w machinie chyba nie, bo nie egzisted wtedy)i pewnie w Teraz Tylko Rocku oraz GW i to tyle. A rzuć oczkiem, ile razy chcąc nie chcąc od początku roku przewinęły Ci sie przez monitor różnorodne recenzje choćby tego animal collective (jak dla mnie tyle, żeby skutecznie po raz kolejny wzbudzić niechęć, a ja słabo przecież krążę po stronach promujących muzę pokroju AC:). Na promo teledysk musiałbys polować zappując po vivie, mtv i vh1, aż w końcu byś go dopadł, dziś po prostu masz tubę i możesz go zobaczyć natychmiast i się wrażeniem podzielić. I może to jest też powód tego wrażenia „braku dyskusji” – ona jest, tylko dużo bardziej rozproszona i sfragmentaryzowana: znaczy tak – nie masz jednego źródła, które eseistyczną recką objaśni ci, co właśnie słyszałeś, tylko masz mikro-recenzje, typu posty pod klipami na tubie, szybkie zajawki na forach, przeklejki z press-packów pod uploadem na rapidowych blogach, normalne blogi, takie jak Twój, gdzie zachodzi próba opisania zwartym tekstem i dopiero na końcu reckę medialną, rozbudowaną i wyposażona we wszystkie konieczne szykany. chcesz pogadać, wybierasz formę, która najbardziej ci odpowiada – as for me it’s blog & forum. Fakt, ze dziś wydobycie końkretów nieco większego zachodu wymaga, ale nie dlatego, że nie ma dyskusji, z których dałoby się jakiś konkretyzujący wniosek wyciągnąć, tylko wręcz przeciwnie – jest tych głosów rozproszonych tak dużo, że i tak w ostatecznym rozrachunku jesteś skazany na własne się podoba/się nie.

  4. Właśnie ostatnio też się zastanawiałem nad powodami zaniku dyskusji. I Twoja diagnoza wydaje mi się słuszna. Nie ma punktu zero, przed którym wszyscy grzeją silniki, gazują i smrodzą na linii startu. Posłucham sobie płyty dwa miesiące przed premierą, z hipokryzji nie otworzę dyskusji, bo przecież cedeka jeszcze nie ma, a po premierze już mi się nie chce gadać o czymś, co mnie jarało tygodnie temu. Choć brak dyskusji na wiadomym forum może nie do końca spowodowana jest właśnie tym, a bardziej wspomnianym przez Marcela gettem blogowiczów.

    Odpowiadając na tytuł – ja czekam na płyty. Pierwszy z brzegu przykład – pewnie w sobotę do sklepów trafi nowy Dylan. Swoją drogą nie wiem, jakim cudem do tej pory nie wyciekł – fenomenalnie zabezpieczona musi być dystrybucja; dziennikarze na przykład nie dostawali płyt, tylko byli zapraszani do sal odsłuchowych.

  5. Mariusz Herma pisze:

    Jest więc lepszy niż Oasis, bo tutaj też były zaproszenia na odsłuch, a i tak wyciekło.

    Marceli – pewnie trochę inaczej rozumiem słowo „dyskusja”, na pewno nie jako zbiór luźnych komentarzy pod Tubą, ale coś bardziej zwartego – choćby i na forum. Na blogach czy RYM pojawiają się recenzje godne niejednego papieru, jeno czytają to pojedyncze osoby, nie ma też „dialogu” między tymi opiniami. Ale może faktycznie to ma sens tylko nie sposób ogarnąć całości, i wtedy mamy tę Twoją celną puentę.

    Zanik dyskusji na „naszym forum” zwaliłbym jednak na kompleksowe rozproszenie: słuchamy czego innego i w innym czasie, nie pochylamy się nad tym samym, a pisać na forum bez perspektywy dyskusji trochę się nie chce. Nawet na zasadzie „polecam” – bo ludzie mają na dysku gigabajty w kolejce i nawet jeśli się zainteresują, to skomentują po roku.

  6. Marceli Szpak pisze:

    To co, wskrzeszamy odsłuch obligatoryjny?:) Typu jedna płyta na miesiąc, z rekomendem SF przedstawia/SF nie daje faka?:) z tuzin nas bedzie, więc na rok, przy rotacji 1 polecajacy/jeden album w miesiącu dałoby sie co z tego wyciagnąć. Do czasu aż ja albo Car nie wrzuclibyśmy czegos, czego nikt nie przesłucha:)

  7. Mariusz Herma pisze:

    Zawsze można zgodzić się na coś aktualnego, co połowa ludzi i tak by wysłuchała – tylko że w różnych momentach.

    Swoją drogą przypominają mi się rozmaite wieczorki odsłuchowe organizowane w Krakowie w latach 90., na których (zwykle dziennikarze) puszczali wygłodzonemu ludowi te wyczekiwane rzeczy. A dzisiaj – odsłuch nowego Depeche Mode w dniu premiery? Może gdyby był darmowy poczęstunek :-)

  8. Pamiętam takie wieczorki. Na sali było więcej ludzi niż dziś na koncertach puszczanych wtedy artystów.

    @Marcel – jestem za

  9. iammacio pisze:

    apropos to się szykuje nam małe listening party. jest nowe Tigercity, kolo ma linka, my przyjdziemy z butelka wina i zeszycikami i se odluschamy jak nowe U2;p a dyskusja jest – u mnie 95% czatow na gtalku dotyczy plyt i muzyki. trudno sie zejsc, ale dzieki sieci dyskusja trwa non stop. nie ma strumyka ktory obserwuja wszyscy, jest ogromna rzeka o jeszcze wiekszej przepustowosci. tylko nie wiadomo gdzie patrzec;ppp acz daleki jestem od teskonty za *romantycznym* obrazem tego jak bylo dawniej.

  10. ArtS. pisze:

    Jak tu dyskutować, skoro okazuje się, że najbardziej oczekiwaną płytą jest jakaś mało znana wokalistka z Portugalii?? No dobra, akurat poprzednią płytę Tavares słyszałem, ale mógłbym zapytać czemu nie Buika z Hiszpanii (http://www.youtube.com/watch?v=fpaOTWZUIgA), Simphiwe Dana z RPA (http://www.youtube.com/watch?v=cK4DoHE7VF0&feature=related) czy Rokia Traore z Malii (http://www.youtube.com/watch?v=CnHkkem6WJc)… a ile jeszcze jest takich wokalistek? Z jednej strony to fantastyczne: lokalne staje się globalne i wzbogaca nas w sposób nieznany wcześniej, ale z drugiej, takich dyskusji, jak chociażby w dwudziestoleciu międzywojennym, którymi żyły i pasjonowały się całe środowiska już nie uświadczymy. Ot, potęga mediów.

  11. Mariusz Herma pisze:

    Simphiwe Dana dlatego nie, że a) za bardzo podszywa się pod europejski pop, ze swojej kultury robiąc tylko ozdobnik b) jej poprzednia płyta (bardzo przyjemna) dotarła do Polski rok temu, więc nie zdążyłem zgłodnieć. A Tavares wałkuję od trzech lat, bez znudzenia!

    Na pozostałe dwa kobiece argumenty odpowiem jak już się doedukuję.. (albo dopiszę je do listy :-)

    Chciałbym poczytać artykuły sprzed wieku, gdy wchodził zapis audio. Czy też królowały czarne przepowiednie i słowo „koniec” – np. koncertów na żywo, społecznego odbioru muzyki, itd. To samo z radiem.

  12. Pjerry pisze:

    Ująłeś w krótką sentencję to o czym wielokroć dyskutowaliśmy na różnych forach. Częściowo obumarcie tych miejsc również jest jakąś przyczyną (a może skutkiem) braku rozmów w tym samym czasie i „miejscu”. Piszesz, że ukazał się nowy Antony, OK. Ale ja dopiero teraz poznałem dobrze Antonego i zachwycam się na razie pierwszą płytą :-)

  13. PeGie pisze:

    Hm… Coś za coś, powiedziałbym. Polaryzacja gustów, a w konsekwencji zanik dyskusji to cena, jaką płacimy za to, że podążamy własnymi ścieżkami i nikt nas już za rączkę nie prowadzi. O dyskusje najłatwiej w getcie – podejrzewam, że np. ortodoksyjni fani prog rocka nie mają tego problemu (a przynajmniej mają mniejszy).
    W kwestii zaniku zbiorowego oczekiwania… Ja w ogóle mam wątpliwości, czy kiedykolwiek tak naprawdę o tym oczekiwaniu można było mówić. Może w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych, kiedy wszyscy słuchali „Trójki” i faktycznie czekali na nową płytę Pink Floyd, bo pan Kaczkowski im wmówił, że trzeba na nią czekać. Dzięki, to ja już wolę być samotną wyspą, której średnio raz na kwartał zdarza się spotkać muzycznie z samotną wyspą o nazwie Herma czy samotną wyspą o nazwie Szpak ;-).

  14. Mariusz Herma pisze:

    „Obawiam się”, że nawet te legendarne getta się rozpadają – gdzie ta siła indie-rockowców? Na Screenagers i Porcys połowa recenzowanych płyt nie ma nic wspólnego z gatunkiem (co – zgaduję – pewnie przekłada się na wewnętrzną dyskusję, tudzież jej brak). Na Pitchforku już dawno są mniejszością.

    Fora jazzowe jeszcze jako-tako egzystują, bo to getto nad getta i wciąż preferuje odbiór z CD – a więc premiera ma znaczenie, jest ten „punkt zero”. Ale i tutaj zamiast kilku frakcji robi się kilkanaście i tylko patrzeć.

    Pewnie najlepiej trzyma się strefa techno (tego użyteczności publicznej, nie eksperymentalnego), ale tam się za wiele nie dyskutuje :-)

  15. Kris pisze:

    Dyskusja zanika bo na wszelkich forach dominują dominujący. Kiedyś był to red. Kaczkowski, dziś są to nicki, które kasują każdy inny punkt widzenia. Czasami pojedynczym słowem, czasami kontekstem, rzadko bezpośrednim atakiem.

    Pojawia się nowa płyta jakiegoś zespołu. Pojawia się na danym forum tzw. nowy fan (odkrył zespół / podoba mu się singiel promujący / znał zespół a odkrył forum = nieważne) – pojawia się i zazwyczaj dostaje kontrę. I przestaje pisać, bo po co ma wyczytywać co i rusz niezbyt przychylne opinie na swój temat(a w wersji light na temat swojego ulubionego wykonawcy).

    Forum zamiera, bo ostatecznie jest to kilka osób wzajemnej adoracji.

    Świat muzyczny nie zmienił się. My się zmieniliśmy.

  16. pszemcio pisze:

    Kris – nie zgadzam się. Właśnie traktowanie forum dyskusyjnego jako zbioru fan-clubóow, a wątków jak miejsca gdzie adorujemy dany album, zabija jakąkolwiek dyskusję. To to nie ma nic wspólnego z wymianą pogladów. Efekt – ktoś zakłada wątek o swojej ulubionej płycie, dostaje kontrę (a niby czemu nie?) i zamiast traktować to jako wstęp do rozmowy, reaguje w sposób: „dlaczego piszesz w tym wątku skoro ci sie nie podoba?” , „jesteś trollem”, „a co ty takiego nagrałeś skoro krytykujesz?”. I jeszcze sie obraża

  17. ArtS. pisze:

    Mariuszu, wydaje mi się, że w samych początkach nagrywania tego typu obaw nie było. Fonograf czy nieco późniejszy gramofon to były przede wszystkim swoiste kurioza, które budziły raczej ciekawość niż poczucie zagrożenia. Tym bardziej, że możliwości techniczne reprodukcji jakościowo odbiegały jednak bardzo od doświadczenia muzyki na „żywo”.

    Jednak już w latach 30., po pojawieniu się nagrań elektrycznych, pojawiły się obawy, że nagrania zastąpią muzyków. W 1942 roku American Federations of Musicians wydała walkę „mechanicznej muzyce”, doprowadziła do powszechnego bojkotu nagrań przez muzyków i w efekcie do założenia fundacji, utrzymywanej z dochodów firm płytowych, która miała działać na rzecz muzyki wykonywanej „na żywo”. Z kolei w latach 60. Glenn Gould napisał znany tekst, w którym przewidywał zanik koncertów ze względu na rosnące techniczne możliwości nagrywania i odtwarzania muzyki. Jako wielkiemu fanatykowi pracy w studio wydawało mu się, że nastąpi to już na początku XXI w. (jeśli dobrze pamiętam, bo nie mam tekstu pod ręką), co – jak widzimy – się nie sprawdziło. Tego typu głosy są więc znacznie późniejsze niż nam się może wydawać…

    PS. Co do wokalistek, to nie tyle chodziło mi o to, czemu akurat Ty preferujesz Tavares a nie jakąś inną panią, ale o sam fakt, że sięgamy po muzykę z miejsc, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu, które pod względem muzycznym wciąż są egzotyczne i mało znane. Wymieniając na koniec tę wokalistkę nieco paradoksalnie odtwarzasz to, co wcześniej zdiagnozowałeś w artykule.

  18. Mariusz Herma pisze:

    Te fonograficzne historie to piękna nauczka przede wszystkim dla dziennikarzy, żeby(śmy) się nie spieszyli z tymi „końcami”. Najwyraźniej muzyka dużo bardziej lubi początki.

    Swoją drogą jakieś 110 lat temu szef Królewskiego Towarzystwa Naukowego (UK) ogłaszał wszem i wobec, że radio nie ma przyszłości. Ciekaw jestem, co zdaniem naukowców nie ma chwilowo przyszłości.

    Kris, Pszemcio – moim zdaniem obie skrajności prowadzą do tego samego. Kompletne fanowskie zgadzanie się wyklucza dyskusję, a hegemonia „wiedzących” – dyskutantów.

  19. Marceli Szpak pisze:

    Kris – ale kiedy taki atak to jest świetny punkt wyjścia do dyskusji. Może mam jakiś odchył sadomasochistyczny, ale serio wole wątki, gdzie ktoś nagle jest zmuszony do obrony swojej entuzjastycznej zajawki i nagle okazuje się, że nie wystarczy parę ładnych słów, że warto sobie jednak solidniej poukładać w głowie zbiór myśli na temat danego albumu. Bez kilku (nastu) tego rodzaju dyskusji o paru (nastu) płytach wiedziałbym tylko sam dla siebie, że są fajne, a tak, broniąc ich musiałem sobie jakoś argumenty we łbie poukładać, żeby umieć wytłumaczyć dlaczego. Najgorszy jest właśnie brak tych kontr – nie chce mi się eksperymentować teraz, ale kiedyś spróbuję ogłosić jakieś niszowe arcydzieło na paru forach (coś czego zazwyczaj nie robię, prawda…)i mogę się generalnie założyć, że nikomu się nie będzie chciało nawet podważać słów typu arcydzieło, mistrzostwo etc. I tu jest jakby kolejna przyczyna upadku forów – jako lurker muszę mieć dyskusje, żebym sobie wyrobił jakąś ochotę lub niechęć na sięgnięcie po dany album, natomiast jeśli wątek generuje nie więcej niż 3 głosy, to raczej się nie zainteresuję, chyba, że kojarzę uczestników. a jak kojarzę to też nie czytam, bo mniej więcej wiem po np paru latach na forum, czego mogę się spodziewać po rekomendach Pszemcia, czy Mariusza. I vice versa też, chyba:)

  20. Kris pisze:

    Cóż, najpierw kwestia podstawowa. I Marceli, i pszemcio. Ja nie neguję możliwości krytyki albumu jakiegoś wykonawcy. A niech i dyskusja będzie taka, że wióry lecą.
    Zanikające na forach dyskusyjnych rozmowy na temat np. nowej płyty U2 to wynik dominacji osobowości związanych z danym forum (bo że zazwyczaj są takie, to chyba nie podlega dyskusji?). Dyskusja nad nowym albumem danego wykonawcy, ba, generalnie dyskusja na każde tematy, nie tylko muzyczne sprowadza się do możliwości prezentowania swojej opinii również przez osoby, które nie są specjalne osłuchane / obeznane z tematem. Sorry PeGie, że wykorzystam twój casus, ale idealnie pasuje on do tematu. Dajmy na to ukazuje się nowy album koncertowy Davida Gilmoura. No i na forum dyskusyjne o ?takiej muzyce? trafia człowiek, który a) ma np. 45 lat, wychował się na Trójce, p. Kaczkowskim i Pink Floyd lub b) młodzian, któremu ojciec zafundował wyjazd na koncert do Gdańska i nawet mu się podobało. I co? Po tekście, że ludzie w latach 70 ? tych lub 80-tych ?czekali na nową płytę Pink Floyd bo pan Kaczkowski im wmówił, że trzeba na nią czekać? osoby takie już na forum nie podyskutują. Ten z pkt a) ? bo poczuje się malutki i nie będzie mu się chciało przekonywać oponentów do p. Kaczkowskiego (właśnie personalnie, a nie do PF!!) i ten z pkt b) – bo skoro mądrzejsi mówią, że PF to byle co (tak to jest odbierane) to może rzeczywiście tak jest i nie warto się odzywać?
    Cały ten w sumie niepotrzebny przykład to tylko próba wyjaśnienia JEDNEJ z przyczyn zamierania dyskusji na forach. Efekt tego casusu jest taki, że na forum zamiast przybywać ludzi ich ubywa. Bo jedni odchodzą nie mając czasu, inni bo nie mają ochoty na sprzeczki bezsensowne, a jeszcze trzeci ? bo zaczynają pisać blogi. A nowych osób nie ma. I forum zamiera. Ot, co. Hm, Mariusz – jak zwykle zresztą – wyżej idealnie jednym zdaniem to podsumował, więc w sumie szkoda, że traciliście czas czytając, co mam do powiedzenia.

  21. PeGie pisze:

    Kris – zgoda, na pewno niektórzy ludzie nie biorą udziału w dyskusjach forumowych, ponieważ są onieśmieleni kategorycznością wypowiadanych tam sądów. Tyle że tacy ludzie istnieli zawsze. Nijak to nie tłumaczy, czemu fora obumierają właśnie teraz, a nie obumierały, powiedzmy, lat temu pięć. Może raczej idea forów dyskusyjnych jako otwartego miejsca wypowiedzi się przeżyła? Na blogach dyskusja jest jednak trochę bardziej „zamknięta” – a przy okazji i bardziej bezpieczna (już choćby dlatego, że nie zawsze wypada opieprzyć prowadzącego blog, bo to trochę tak, jakbyś wchodził do czyjegoś domu i opieprzał gospodarza). A poza tym wokół każdego blogu gromadzą się nieco bardziej „sprofilowani” odbiorcy i na ogół życzliwi prowadzącemu (wyjątkiem są blogi polityczne, ale to przecież nie o nich rozmawiamy).
    Co do podanego przez Ciebie przykładu – akurat tak się śmiesznie składa, że jestem niemal wypisz-wymaluj osobnikiem opisanym przez Ciebie w podpunkcie a) (no, trochę mniej lat mam, ale niewiele). I jeśli pisałem o Kaczkowskim, to nie dlatego, że mam coś do niego. Chodziło mi głównie o to, że NA SZCZĘŚCIE nie jesteśmy już skazani na gust jednego człowieka (jakkolwiek wspaniały by on był, zawsze będzie w jakiejś mierze ograniczony), który wmawia nam, że coś jest cacy, a coś be. Teraz takich ludzi coś nam wmawiających są setki. Ba, sami jesteśmy takimi ludźmi (różnica między nami polega na tym, że niektórym z nas za to wmawianie płacą, a innym nie ;-) ). I stąd ta polaryzacja gustów, stąd to ciągłe mijanie się nawet tych osób, które od lat zasiedziałe są na jednym forum.
    A do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia: zwyczajnie nie wszystkich ludzi udział w dyskusjach forumowych rajcuje, czego też zresztą jestem przykładem. Lubię wchodzić, lubię czytać, ale za nic nikt mnie nie nakłoni do tego, żebym się wypowiedział. To już jednak temat na zupełnie inną dyskusję ;-).

  22. Kris pisze:

    Ja nie mówię, że to jedyna przyczyna. To jeden z powodów. Pewnie, jakby nam się chciało, ustalilibyśmy całą listę.

    Wracając do komentowanego tekstu.Nie czekamy na nowe płyty znanych artystów często też dlatego, że nasze oczekiwania wobec tychże są zupełnie różne od ich możliwości. Nie będę czekał na nowe U2, bo to byłoby tak, jakbym czekał na nowy model telefonu Nokii. Mam wrażenie, że możliwości artystyczne tej grupy się wyczerpały już dawno. Dziś to już wyłącznie „sprzedaż”.

    Z racji naszego osłuchania bardziej logiczne jest podejście do poszukiwania nowej muzyki. Tyle, że jej ilość czasami zabija całą przyjemność poznawczą.

  23. airborell pisze:

    PeGie – nie jest prawdą, że fora obumierają właśnie teraz, a nie pięć lat temu. Ja się udzielam na różnych forach muzycznych od lat dziesięciu. Właściwie – udzielałem się, bo teraz mi się już za bardzo nie chce. Najbardziej inspirujące forum muzyczne, w jakim uczestniczyłem w życiu (właściwie to była lista dyskusyjna, ale mniejsza z tym), z którego znam się z Gospodarzem tego bloga i paroma innymi uczestnikami tej dyskusji) obumarło jakieś pięć lat temu. Właśnie z powodów, o których Kris mówił – brak świeżej krwi, brak nowych osób, które miałyby ochotę włączyć się do dyskusji, a brakowało ich w dużej mierze dlatego, że kilku „weteranów” zaczęło się wydurniać, kasować „nowych” i robić sobie z listy coś w rodzaju zamkniętego kółka. Podobnie umarła usenetowa grupa pl.rec.muzyka.rock, od której się chyba dyskusje o muzyce w sieci w latach 90. zaczęły.

    Dla mnie jako słuchacza jest to okropne zjawisko. Nic jak inspirująca dyskusja z osobami, z którymi mam w miarę zbliżony gust i oczekiwania (acz nie daj Boże zbieżny, bo to nie ma sensu) nie otworzy mnie na jakąś nową muzykę, nie zachęci do poznania nowej płyty. I jeśli dzisiaj słucham i odkrywam muzyki mniej niż te 5 lat temu, to właśnie dlatego.

  24. PeGie pisze:

    airborell – OK, przyjmijmy w takim razie, że fora zaczęły obumierać jakieś pięć lat temu i proces ten postępuje :-). A odnosząc się do ostatniego zdania Twojego komenta: u mnie akurat jest na odwrót. Mogę śmiało powiedzieć, że dzięki _blogom_ słucham i odkrywam więcej muzyki niż 5 lat temu.

    Kris – w moim odczuciu ilość może nie tyle zabija przyjemność, ile ją znacznie skraca. A co do rozmijania się naszych oczekiwań i możliwości artystów – pełna zgoda (świetne to porównanie U2 z Nokią).

  25. Mariusz Herma pisze:

    Na moje oko rozmywanie się dyskusji muzycznej (w skali internetowej i prasowej też) jednak pokrywa się z nagłym (!) rozproszeniem zainteresowań. Przełomem były okolice 2002-2003 roku. Ostatnim rzutem na taśmę przeszła „nowa rockowa rewolucja” – dzisiaj sobie tego (na szczęście) nie wyobrażam. Potem już wszyscy zainteresowani wiedzieli, jak korzystać z post-Napsterowych wynalazków, a dziennikarze zamiast inspirować – sami zaczęli czerpać inspiracje od słuchaczy.

    W takiej sytuacji faktycznie nawet niezłej płyty U2 nikomu się nie wciśnie jako hit roku – może hit dnia.

  26. Mariusz Herma pisze:

    Więc tak, w wydaniu SMS:
    – The Field – przyzwoicie, ale sporo poniżej oczekiwań wbrew początkowym wrażeniom
    – Sara Tavares – na razie podobnie, jeszcze testuję
    – Wilco – przyjemnie, ale pod poprzeczką
    – TCIOF – tu jest OK

    Wniosek: może jednak lepiej nie oczekiwać. A Massive Attack nie wiadomo kiedy.

Dodaj komentarz