Portishead – Third

Portishead – Third (Universal)

 

Zanim brytyjskiej publiczności objawiło się trio złożone z barowej śpiewaczki, gitarzysty jazzowego oraz specjalisty od manipulowania taśmami, trip-hop istniał od dobrych kilku lat. Tyle że mało kto o nim słyszał – poza mieszkańcami Bristolu, ówczesnej kolebki eksperymentalnych brzmień wywodzących się z hip-hopu. Gdy w połowie lat 90. nowy gatunek podbijał listy przebojów, głównymi sprawcami tego byli już Beth Gibbons, Adrian Uttley oraz zaledwie 20-letni wówczas Geoff Barrow, który dorastał nieopodal Bristolu w miasteczku Portishead. Ta właśnie trójka nadała trip-hopowi właściwą barwę (czerń), fakturę (aksamit) i zapach (dymu papierosowego).

Paradoksalnie rozgłos był ostatnią rzeczą, jakiej zespół sobie życzył. Po sukcesie debiutanckiego „Dummy” z 1994 roku grupa na trzy lata zamilkła. Ucieczka od wrzawy otaczającej triphopowy boom pozwoliła zdystansować się od watahy nieudolnych albo bezczelnych naśladowców. Trudno jednak w podobny sposób uzasadnić aż 11-letnią przerwę, jaka nastąpiła po premierze drugiego longplaya, czyli „Portishead”.

Kaliber płytowego powrotu grupy dowodzi jednak, że muzycy tego czasu nie zmarnowali. O tak dojrzałym, emocjonalnie angażującym, a zarazem zdumiewająco swobodnym dziele jak „Third” nawet najbardziej doświadczone zespoły mogą tylko marzyć. Zjawiskowy jest już sam rozmach aranżacyjny rozciągający się od delikatnych zwrotek „Huntera” i przyjemnej elektroniki w „The Rip” po paranoiczne serie automatu perkusyjnego w singlowym „Machine Gun”. Jednak pierwszy plan należy do głosu Beth Gibbons, która niepokoi, wzrusza i daje ukojenie w rotacji charakterystycznej dla pełnych temperamentu kobiet. Za matowe, przytłumione brzmienie „Third” tradycyjnie odpowiada konserwatyzm Geoffa przedkładającego taśmę magnetyczną nad pamięć komputera.

Bieg historii zazwyczaj zmienia się pojedynczym rozbłyskiem i Portishead nie powtórzą już sukcesu „Dummy”. Nie posądzam ich zresztą o takie ambicje. Ważne, że trio poradziło sobie z brzemieniem oczekiwań i sezon na najpiękniejsze utwory Portishead dopiero może się zacząć. Pod warunkiem że okresy milczenia nie będą się wydłużać w postępie geometrycznym.

„Przekrój” nr 19/2008

 

Fine.




Dodaj komentarz