The Cisterian Monks Of Stift Heiligenkreuz – Chant – Music For Paradise

The Cisterian Monks Of Stift Heiligenkreuz – Chant – Music For Paradise (Universal)

 

Potrzebny chór śpiewający chorał tak, jak należy go śpiewać” – brzmiało ogłoszenie, które wytwórnia Universal zamieściła na początku roku w prasie religijnej. Po sukcesie pobrzmiewającej chorałem gry „Halo” na konsolę Xbox o jednogłosy coraz częściej rozpytywali miłośnicy strzelanki, a jest ich już ponad 16 milionów. Zgłoszeń było kilkaset.

Speców z wytwórni rozbroił krótki film z YouTube zmontowany przez mnichów ze Stift Heiligenkreuz, czyli Opactwa Świętego Krzyża założonego w 1133 roku. Wkrótce zakonnicy z podwiedeńskich lasów mieli podpisany kontrakt z największą wytwórnią na świecie. – Wydajemy w tej samej wytwórni co Eminem, ale nie mam pojęcia, kim on jest – rozbrajająco szczerze tłumaczył ojciec Karl Wallner. Jego współbraciom zaniepokojonym o śluby ubóstwa obiecano, że honoraria wesprą edukację przyszłych zakonników. – Nasz sukces to cud – podsumował Wallner.

Ćwierć miliona sprzedanych płyt to jednak nie skutek nadprzyrodzonej interwencji, lecz profesjonalizmu wykonawców i tysiącletniej tradycji zakonu. Z 76 mnichów wybrano garstkę najlepszych śpiewaków, a nagrań dokonano w klasztornej kaplicy, w której zakonnicy codziennie przez trzy–cztery godziny odśpiewują chorałem liturgię godzin. Cystersi są więc zaprzeczeniem tandetnych boysbandów w kapturach, a niekłamane uduchowienie wyróżnia ich także w mrowiu świeckich wydawnictw z jednogłosami. Krystaliczny hymn „Veni Creator Spiritus”, antyfona „In Paradisum” czy „Salve Regina” to najbardziej ponadczasowe przeboje Zachodu. Wciąż są regularnie wykonywane, chociaż pochodzą z czasów, gdy zamiast nut zapisywano neumy, i to nie na pięciolinii, tylko – w najlepszym wypadku – na liniach czterech.

Choć austriaccy cystersi nie chcą słyszeć o trasie koncertowej, nie musimy się martwić. Wystarczy w porze nieszporów zajrzeć do krakowskich dominikanów albo benedyktynów w Tyńcu. – Nie tylko chrześcijanie znajdą ukojenie w tej muzyce – podkreśla Wallner. – To ostateczny chillout, który zabierze cię z pędzącego świata w pewne odległe miejsce.

„Przekrój” 34/2008

 

Fine.




Dodaj komentarz