O większą dosłowność względem nazwy własnego zespołu – naprawdę trudno. Plemienne zaśpiewy, trybalne bębny, a nawet same tytuły utworów trzeciego albumu Tomahawk mówią same za siebie. Patton przeszedł samego siebie, dodając do i tak już eklektycznego stylu Tomahawk indiańskie inspiracje, oczywiście z typowym dla niego poczuciem humoru. Koncept albumu trio zawdzięcza jednak Denisonowi.
Kilka lat temu napatrzył się na rezerwaty indiańskie i grające tam kapele – kojarzące się raczej country albo new age niż z żywiołowymi plemiennymi rytuałami. Nie dał za wygraną: doszukał się pożółkłych transkrypcji oryginalnych pieśni rdzennych Amerykanów, a te przeniesione w dzisiejsze czasy i przetworzone przez szaloną wyobraźnię całej trójki zaowocowały wymykającą się wszelkim klasyfikacjom płytą „Anonymous”. Warto już dla samych dedykowanych słońcu wokaliz Pattona.
Machina