Dziwne sprawy wokół rozprawy Joela Tenenbauma

foto z: www.isiria.wordpress.comJeśli macie ochotę podyskutować o ściąganiu muzyki z sieci jako takim, to odsyłam do pirackiego wątku na blogu Jarka Szubrychta i równie ciekawej kontynuacji u Bartka Chacińskiego. Jak łatwo zauważyć: ile głów, tyle opinii. I tym razem nie chodzi o „ci Polacy!”, tak jest wszędzie. Sama złożoność tej materii i jej  dynamika powinny hamować radykalizm sądów – niezależnie od tego, po której stronie barykady się stoi. (Szczęśliwie ta barykada z jednej strony się rozlatuje, z drugiej gnije, a od spodu ją rozbierają).

Ale radykalizm sądów (w obu znaczeniach) w Ameryce chleb powszedni. (Polecam artykuł Maćka Jarkowca: „Sprawiedliwość po amerykańsku”). Najświeższym tego przejawem jest kolejna bezmyślna  pokazówka przeciw „piratom”, niczym na zlecenie RIAA. A niestety w takich sprawach świat patrzy właśnie na USA.

W dużym skrócie: tydzień temu Joel Tenenbaum, 25-letni doktorant fizyki Uniwersytetu w Bostonie, oberwał grzywną 675 tysięcy dolarów za to, że jeszcze w college’u ściągnął, a następnie udostępnił 30 utworów za pomocą programu Kazaa. Od Green Day, Red Hot Chili Peppers i Nirvany po Goo Goo Dolls i OutKast. Kara: po 22,5 tysięcy zielonych za utwór.

Absolutely surreal. It has no bearing to reality or any sort of market price of anything. (Wszystkie cytaty pochodzą z wywiadu, jakiego Tenenbaum udzielił New Yorkerowi).

Sędziowie nie byli zgodni. Jedni chcieli Tenenbauma mocniej uderzyć po kieszeni, inni – wprost przeciwnie. Poszli na kompromis, spotkali się w środku (ale chyba nie złotym). W dotychczasowych wyrokach za piractwo w USA jeden utwór wyceniano na kwotę od 750 do 150 000 dol., symboliczna rozbieżność. Gdyby średnia wieku sędziów nie przekraczała 174 lat, wyroki zmierzałyby ku tej niższej kwocie – chyba że zamierzamy doprowadzić do bankructwa połowę amerykańskich gospodarstw (dura lex sed lex). A tymczasem biją nowe rekordy.

Cenne doświadczenie skryte pod siwizną? Nie jestem taki pewny, czy w tym akurat kontekście doświadczenia sprzed epoki pomagają. Czy tak jak na rozprawie dotyczącej Pirate Bay trzeba było sędziemu tłumaczyć, co to jest torrent? Tego nie wiem. Za to nie obyło się bez dowodzenia krok po kroku,  że „skradzione” piosenki  da się pojedynczo kupić na iTunes i że faktycznie kosztują tylko 0,99 centów. Dobrze, że wynalazek płyty kompaktowej trzecia władza już zna.

In a world of flagrant disregard for copyright, they argue this will scare/educate people into respecting it. The majority of people will only get music through legitimate sources.This all ignores the fact that music is essentially free now. They’d prefer not to compete with free, but I think iTunes does this quite well.

Wymiar sprawiedliwości ma dbać o sprawiedliwość, ale nie dostrzegam jej choćby w identycznym wycenianiu wszystkich kawałków – weźmy „By the Way” RHCP i „Come As You Are” Nirvany oraz „New Skin Incubus” i „Look to Your Orb For The Warning” Monster Magnet. To drugie kojarzę tylko dzięki „Matriksowi„.

Albo utwory mają swoją konkretną cenę – i wtedy wypada spytać o nie rynek, bo jeszcze dojdzie do sytuacji, że wytwórnie będą zarabiać na utworach nie poprzez ich sprzedaż, ale przez szukanie kandydatów do pozwania za ściąganie owych dzieł. Albo też piosenki ceny nie mają, wówczas proponuję piracki ryczałt, a nie loterię o dwustukrotnej rozpiętości wyników.

When an entire generation has been raised without supervision on music as a post-scarcity resource, it effectively becomes free, and it’s a little late for an incredibly small but immensely powerful minority to impose its will and alter the norms of an entire generation. It won’t work and it’s wrong to try.

Dla mnie różnica pomiędzy ściągnięciem utworu wystawionego na Rapidshare a słuchaniem go na YouTube, gdzie trafił równie nielegalnie, jest bardzo nikła. Co więcej, za pomocą legalnego narzędzia keepvid.com z legalnego serwisu YouTube można sobie ów kawałek zgrać na dysk albo do mp3. To już będzie nielegal? A jeśli zapiszesz rzecz wrzuconą legalnie? A VHS-y z filmami z TVP albo CD-Ry „Trójkowymi” koncertami z lat 90. są moje? To grząski temat – im więcej bezmyślnej szarpaniny, tym głębiej toniemy w bagnie.

Tymczasem na rozprawie jeden ze świadków demonstrował możliwość „ściągania z YouTube”. Natenczas Matt Oppenhein, prawnik i były wiceprezydent RIAA (amerykański ZAiKS), wyskoczył z ławy ratować swoich klientów (wytwórnie) przed kolejnym naruszeniem ich praw. I to w sali sądowej! Na tydzień przed ogłoszeniem wyroku Oppenheim pisał na Twitterze: „My prediction: $2 million against Joel. Anything less is wrong”. W dniu ogłaszania kary chciał ją podnieść do 4,5 mln dolarów – 150 tys. dol. od piosenki. W domu wszyscy zdrowi?

They are „educating” a generation about how „wrong” file-sharing is. Hold me up high enough and people will stop sharing music out of fear.

Wracamy to błyskotliwego pomysłu: ukażmy Joela i paru innych absurdalną karą, aby odstraszyć miliony. To sprawiedliwość czy edukacja? Już lepiej nałóżmy grzywnę na całe społeczeństwo – skoro prawie połowa internautów ściąga to i owo, to przynajmniej skuteczność karania sięgnie 1/2, a nie 2/307088000. Ten drugi to Jammie Thomas-Rasset. W 2007 roku za 24 piosenki dostał 222 tys. dol., ale niedawno poprawiono mu na 1,92 mln dol.

Tak więc Joel Tenenbaum ściągnął i udostępnił 30 utworów. Z całego akademika chłopak musiał być ostatnim w kolejce po piracką przepaskę na oko (na ucho). Ale nawet nie w tym rzecz. Bardziej chamskie jest wykorzystywanie przypadkowego gościa jako narzędzie machiny propagandowej RIAA. Gdy za parę lat wszystkie te prawne i moralne dylematy trafi wreszcie szlag, to sędziom będzie bardzo, bardzo głupio.

 

I’m not saying file-sharing is wrong. I’m not saying file-sharing is right. I’m saying that file-sharing is.




Dodaj komentarz