Co dopiero wytykałem Pitchforkowi, że czternaście z dwudziestu ich zdaniem najlepszych albumów mijającej dekady narodziło się w Stanach (w całym Top200 napis Made in USA pojawia się 114 razy), a już objawił nam się „Uncut” z jeszcze ciekawszym zestawieniem 150 płyt lat zerowych.
Oszczędźmy sobie tym razem wykresu, bo głupio robić tort podzielony rasowo. Rzecz w tym, że na liście „Uncut” pierwszy czarny artysta pojawia się na 45. miejscu. Jest to rock’n’soulowiec Solomon Burke z albumem „Don’t Give Up on Me” z 2002 roku.
Żeby było zabawniej, Burke wykonuje na nim piosenki Wielkich Białych Muzyków: Briana Wilsona, Toma Waitsa, Boba Dylana (dwa razy w Top10!), Van Morrisona, Elvisa Costello…
Przy tym zjawiskowym fakcie prawie zauważyłem, że „Kid A” wylądowało za debiutem Arctic Monkeys i inne tego typu ciekawostki. Niestety przedtem odkryłem, że całe zestawienie wygrało, o ironio, The White Stripes niejakiego Jacka White’a.
W tej intencji rytualnie puszczę domowej roboty split Suffocation/Living Colour/Blasphemy i założę na głowę wywrócony na lewą stronę czarny spiczasty kaptur.
Uncut postawiło na bezpieczne pozycje, cenione przez większość periodyków Brytyjskich czy Rolling Stone’owo podobnych.
Wystarczy spojrzeć na ich TOP 10 i wszystko jest jasne (pozwolę sobie na krótkie komentarze przy nich).
10 – Fleet Foxes Fleet Foxes (To jest świetny album, więc w 10-ce jak najbardziej powinien być)
9 – Ryan Adams Heartbreaker (Niezły, ale ma lepsze. Swoją drogą, żaden z nich nie jest materiałem na pierwsza 30 wg. mnie)
8 – Bob Dylan Modern Times (Dwa Dylany w 10-ce to przesada, tym bardziej, że ten odstaje od swoich poprzedników)
7 – The Arcade Fire Funeral (Wyżej stawiam Neon Bible, ale ok, jest to b. dobra i ważna płyta)
6 – Robert Plant & Alison Krauss Raising Sand (Coś z innej bajki, ale aż na 6 miejscu? Kolejny błąd.)
5 – The Strokes Is This It (Brak słów. Najbardziej przereklamowany zespół 21 wieku znowu wysoko. Banda pozerów.)
4 – Brian Wilson Smile (Świetny album, który w sumie ma prawo tu być, ale trochę za dużo tu starszych panów, nieprawdaż?)
3 – Wilco A Ghost is Born (Wolę Yankee, choć tego też lubię. Ale nawet do 200 by się nie załapał u mnie.)
2 – Bob Dylan Love and Theft (Najlepszy album Dylana od czasów „Desire”, ale pierwsza 20-tka byłaby w sam raz)
1 – The White Stripes White Blood Cells (Nieporozumienie, mówiąc delikatnie. „Elephant” jest 50 razy lepszy, ale i tak by nawet się na top 30 nie załapał u mnie)
Wnioski? Jeszcze słabsza lista niż u Pitchforka. Widzę, że na razie dziennikarze dają czadu ostro :P
Zapomniałem dodać, że szkoda mi czarnych muzyków. Tak boleśnie ich omijają czy po prostu wykluczają z tych podsumowań, że wydaje się to skandaliczne :(
Skoro rozpiętość stylistyczna listy, to „folk, indie i trochę rapu dla osłody”, to trudno się było spodziewać innego rozkładu rasowego.
Ja chciałbym poznać rozkład rasowy głosujących.
Ale o co halo? Parę osób sobie zagłosowało i tak im wyszło… lista jak każda inna…
Sugerujesz, że w muzyce jest oceniany kolor skóry, a nie twórczość? Nie wydaje mi się…
Od niepamiętnych czasów :-)