Jeszcze lubimy słuchać płyt

Jeszcze lubimy sluchac plytWyciągnięte z badania przygotowanego przez theleadingquestion.com na tegoroczne targi Midem, czyli największy spęd biznesowomuzyczny. Ciekawe tylko, w ilu z tych przypadków za deklaracjami idzie faktyczne słuchanie. Informacji o widełkach wiekowych niestety brak.

Fine.




5 komentarzy

  1. pszemcio pisze:

    no ja też jestem w większosci. do tego stopnia, że wręcz nie potrafię słuchać pojedyńczych piosenek. w czasach singli umieszczanych na CD, kompletnie nie rozumiałem po co wydawać taki twór. dziś ewentualnie myspace czy jutjub, ale też bardziej na zasadzie sprawdzenia kapeli niż samego słuchania dla słuchania. innymi słowy, jestem zwolennikiem przebijania się przez długasne albumy, choć pojęcie „długaśny” to nadużycie – ideał dlamnie to 45 minut. CD trochę spieprzył sprawę, bo zaczęto pakować na płyty mnóstwo zapchajdziur żeby dobić do 70. W ten sposób spaprano kilka porządnych tworów

  2. szubrycht pisze:

    razom nas bahato, nam ne podolaty! \m/

  3. verne pisze:

    cos cięzko uwierzyć w takie wyniki. swoja droga sporo mam płyt do których często wracam, a których słucham mimowolnie przerzucając twory, które mi jakos przeszkadzają w odbiorze całości. ze wspomnę tu klasyka beatlesów, z którego odpada „come together” czy np. „statek kosmiczny” maćka cieslaka i kolegów, który zwykłem zaczynać od piosenki nr 3.

    pzdr verne

  4. Mariusz Herma pisze:

    Z owego klasyka tylko „Here Comes the Sun” broniłbym bardziej, niż „Come Together” :-)

    U mnie 95% czasu to wciąż słuchanie albumów w całości, bez skrótów. A z pozostałych 5% większość to i tak internetowe próbowanie wycelowane w odnajdywanie nowych płyt.

  5. Kamil pisze:

    No ja również rzadko słucham pojedyncze utwory, bo za bardzo kocham albumy jako całość. Jak Mariusz daje 95% to ja daję 98 % :P

Dodaj komentarz