Mówiące pianino, grające schody (Kiosk 9-10/09)

Mówiące pianino Petera Ablingera

Zacznijmy od absurdu roku: nowojorski sąd federalny uznał, że jeśli zadzwoni wam komórka, to jeszcze nie znaczy, że urządzacie koncert. Uznał oczywiście mądrze, chodzi o sam pomysł. ASCAP (Amerykańskie Stowarzyszenie Kompozytorów, Autorów i Wydawców), które najwyraźniej ściga się z RIAA o tytuł najbardziej upierdliwej organizacji na świecie, chciało pobierać tantiemy za każde „publiczne wykonanie” telefonicznego dzwonka. Wow.

Sasha Frere-Jones podpytał Jonny’ego Greenwooda o jego zdanie na temat formatu mp3. Na stronie „New Yorkera” znajdziecie też zabawną dyskusję w temacie rozpadów grup muzycznych (przesłanki) i modnych ostatnio reaktywacji (po ilu latach reunion się liczy).

Ile kasy generują dla swych regionów niezależne festiwale zbadało „NME”, a przy okazji przyznania chłopakom z Fucked Up tegorocznej Polar Prize „Village Voice” podsumował zmagania z nazwą grupy poprawnego politycznie „New York Timesa”. No i mamy kolejne badanie, które pokazuje, że tzw. piraci wydają najwięcej na muzykę. I znów nie wiadomo, czy okradają artystów, czy jednak ich utrzymują.

Miłośnikom dłuższych analiz polecam esej Music & Theory Simona Reynoldsa. Rzecz dotyczy świętej wojny pomiędzy krytyką muzyczną nieco wydumaną i żurnalizmem typu „kawa na ławę”. Nie dość, że ciekawe to i – jak przystało na Reynoldsa – lekkim piórem pisane, to jeszcze podrzuca kilka nazwisk wartych sprawdzenia (niezależnie od tego, po której stronie barykady się stoi). Potem możecie odreagować przy generatorze nazw metalowych.

Pewnie już wiecie, że Sufjan Stevens się załamał i stracił wiarę w sens nagrywania albumów, a nawet piosenek. Mam nadzieję, że mu się odwidzi, bo wydane niedawno quasi-orkiestralne „BQE” nie jest dziełem szczególnie fascynującym. Przeprowadził za to wywiad z Nedelle Torrisi, kumpelą z wytwórni, jakiego nie zrobiłby żaden dziennikarz.

„Najfajniejszy jest ten kompozytor. Jest taki na maksa kompozytorowy!!! Lekko rozwichrzony włos, trochę jak Chopin, znak szczególny w postaci tajemniczego uzębienia i ten cudowny zblaz w mówieniu” – skomentowała moja znajoma (kompozytorka), kiedy pokazałem jej gadające pianino imitujące mowę ludzką bez żadnych wspomagaczy. A skoro jesteśmy przy klawiszach, to polecam też grające schody (i całą serię The Fun Theory).

Kończę sympatyczną fotką i kolejnym rozczarowaniem Calvina.

o1Więcej Kiosków

Fine.




5 komentarzy

  1. pszemcio pisze:

    Znalazłem cos dla siebie:)

    „At home, I prefer CD or vinyl, partly because they sound a little better in a quiet room and partly because they?re finite in length and separate things, unlike the endless days and days of music stored on my laptop. „

  2. matziek pisze:

    przeczytałem w końcu Reynoldsa. puenta tego tekstu niszczy obiekty :-)

  3. macio pisze:

    fun theory – genialne!!!!!!

  4. Piotr Grzegorzewski pisze:

    Broniłbym „BQE”. To prawda, w porównaniu chociażby z „Illinois” wypada dosyć blado, ale to jednak wciąż Stevens. Na pewno załapie się do pierwszej dziesiątki moich płyt tego roku (mimo że rok mamy naprawdę udany). A to załamanie i utrata wiary to mam nadzieję, że przejściowe. W każdym razie nie przyjmuję tego do wiadomości ;).

  5. zajefajnyx pisze:

    Chcemy wiecej :D

Dodaj komentarz