Najlepsze płyty 2009 wg Przekroju

Polska:

1. Kucz/Kulka „Sleepwalk”
2. Hey „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”
3. The Black Tapes „The Black Tapes”
4. Tomasz Stańko „Dark Eyes”
5. Gaba Kulka „Hat, Rabbit”
6. Paristetris „Paristetris”
7. Pustki „Kalambury”
8. Pablopavo „Telehon”
9. Kapela ze Wsi Warszawa „Infinity”
10. Tides From Nebula „Aura”, Indigo Tree „Lullabies of Life & Death”, Behemoth „Evangelion”

Świat:

1. The Flaming Lips „Embryonic”
2. Speech Debelle „Speech Therapy”
3. Grizzly Bear „Veckatimest”
4. Sonic Youth „The Eternal”
5. Yo La Tengo „Popular Song”
6. Tinariwen „Imidiwan: Companions”
7. The xx „xx”
8. K’naan „Troubadour”
9. Dave Matthews Band „Big Whiskey and the GrooGrux King”
10. Them Crooked Vultures „Them Crooked Vultures”


Fine.




25 komentarzy

  1. Piąty Bitels pisze:

    Mamo, tato, nie ma Animali.

  2. Mariusz Herma pisze:

    Bo nie premiujemy rozgłosu?

    Moim prywatnym rozczarowaniem roku jest to, że Animale – a jakże, bardzo fajni, ale jadący na jednym brzmieniowym patencie przez całą płytę – w niemal wszystkich innych podsumowaniach prześcignęli Grizzly Bear. Którzy w jedno „While You Wait for the Ohers” wpakowali więcej muzyki niż AC w całe „MPP”.

  3. Narażę się autorowi tego bloga znając jego sympatię do Speech Debelle;), ale zdecydowanie za wysoko umieściliście tę płytę. Sympatyczne granie, takoż denerwujące z tym wałkowaniem osobistych traum Speech przez całą płytę (niemal jak bunt z okresu dojrzewania), szału nie ma. Jak już to album na drugą dziesiątkę i to też tak przy końcu. Zamieszania wokół The xx nie rozumiem. Słuchałem pojedynczych utworów, raz, drugi… i nie rozumiem.

  4. Piąty Bitels pisze:

    Rozgłos i wkład jako taki swoją drogą, a zawartość muzyczna swoją. I choć rozumiem, że ktoś może Grizzly stawiać wyżej, dla mnie ? w porównaniu z tegorocznymi (dłuższymi) Animalami ? Veckatimest jednak dostaje po głowie (napisałem, że dłuższymi, bo EP-ka jest już od Veckatimest według mnie słabsza).

    No i ten jeden brzmieniowy patent. Niby się nie znam, ale nie zauważyłem czegoś takiego, a Merriweather słuchałem w tym roku dziesiątki razy.

    Pozdrawiam i cieszy mnie, że przynajmniej w kwestii ogromu Flaming Lips się zgadzamy. Szczęśliwego nowego roku.

  5. Mariusz Herma pisze:

    Ja dla odmiany z ogromem FL się nie zgadzam, ale podobnych niezgodzeń jak najwięcej w nowym roku – szczerze życzę.

    Łukaszu – xx to zdecydowanie rzecz albumowa.

  6. k pisze:

    że też o Them Crooked Vultures nikt nic nie wspomina ;-)

  7. ArtS. pisze:

    Patrząc na to podsumowanie, a także trochę na inne, myślę sobie, że w polskiej muzyce kiepsko się działo w tym roku. Kilka przyzwoitych płyt, ale właściwie nic nad czym mógłbym się pozachwycać.

    Generalnie dziwi mnie też tak wysoka pozycja Stańki, który nagrał całkiem dobrą płytę, ale żeby aż tak? Pewnie zadziałała tu magia nazwiska, bo w końcu dobre płyty nagrali też Maciej Obara, Mikołaj Trzaska, Horny Trees, Szamburski/Zakrocki czy Pater/Kamiński/Urowski/Gorzycki. Zastanawia mnie jednak na ile są to płyty znane wśród recenzentów „Przekroju”, a na ile mamy tu do czynienia z „syndromem Pitchforka”?

  8. Mariusz Herma pisze:

    I Włodek Pawlik dwie zacne płyty (improwizacje + muzyka do „Rewersu”), i Jacek Kochan z zespołem, i Artura Dutkiewicza Niemenowe „Improwizacje”… No pewnie, że nazwisko robi swoje i zahaczyć o Stańkę łatwiej nawet nie wnikając specjalnie w scenę. Ale ja też więcej radości wyciągnąłem ze Stańki właśnie, niż z wszystkich wyżej wymienionych (których znam). Może dlatego, że jazz „komponowany” bardzo sobie cenię (tu się chyba różnimy).

    Jeśli już nic innego, to w moim przekonaniu Kapela ze Wsi Warszawa zdecydowanie nagrała coś, czym można, wręcz wypada się pozachwycać. Ale jako że płyta tak naprawdę pochodzi z 2008 roku, podobnie jak debiut panny Marcell – plus Kings of Caramel, plus Jacaszka „Treny”, pop-majstersztyk Silver Rocket i fajne Voo Voo – to też 2008 rok widzi mi się dla Polski trochę lepszy. Tyle że w 2009 mieliśmy zalew ciekawych debiutów, z których niejedno może się wykluć. Coś się ruszyło.

  9. szubrycht pisze:

    Przepraszam, że przeszkadzam, ale co to jest „syndrom Pitchforka”? :-)

    I nie, to nie był słaby rok w polskiej muzyce.

  10. Hani pisze:

    syndrom Pitchforka? co z oczu, to z serca.

  11. pszemcio pisze:

    też zrobiłem sobie podsumowanie i z satysfakcją stwierdzam, że zgodni jesteśmy w (aż) dwóch typach:P

  12. Zuzuza pisze:

    z wieloma uwagami się zgadzam, ale Pustki powinny być zdecydowanie w piewrszej trójce w tym zestawieniu, to bardzo dobra płyta jest

  13. ArtS. pisze:

    @szubrycht

    Redakcja serwisu Pitchfork co roku recenzuje jedną (plus minus jedną) płytę jazzową, zazwyczaj sugerując, że reprezentuje ona to, co w danym czasie w jazzie najważniejsze lub przynajmniej ciekawe. Jednocześnie, poprzez dokonany wybór, przeważnie zdradza swoją niekompetencję i ignorancję odnośnie tego, co się w jazzie w ogóle dzieje. To oczywiście moja, choć nie tylko moja opinia. Poprzez „syndrom Pitchforka” rozumiem więc próbę wylansowania czy dowartościowania płyty z poza głównego obszaru zainteresowania redakcji, dokonywaną bez „świadomości gatunku”.

    Nie wiem, jak jest w przypadku „Przekroju”, ale uderzyło mnie, jak Mariusz napisał, że nie ma Animali, bo nie promujecie rozgłosu. Za to jest Stańko, najbardziej znany i hołubiony polski jazzman, który tą płytą rzeczywiście wydobył się z mielizny nudy i powtarzalności, ale chyba nadal nie zbliża się do poziomu swoich największych dokonań. Wniosek, jaki mi się narzuca, to że świadomość redakcji w kategorii pop/rock jest na tyle duża, żeby odrzucić Animali, ale na podobny gest w przypadku Stańki już tej świadomości nie starczyło. Pytanie: po co było wtryniać ten jazz?

    Dlatego wolę jednak podsumowania z podziałem na gatunki. Bo tak zaraz mi się robi przykro, że inne płyty z polskim jazzem, które moim zdaniem w niczym nie ustępują albumowi Stańki, nie znalazły się w podsumowaniu. Zaczynam się głowić nad tym, czemu nie ma ani jednej płyty z jazzem w podsumowaniu zagranicznym, czyżby w światowym jazzie nie działo się nic godnego podsumowania? Wreszcie, ubolewam nad tym, że osoby nie obeznane w jazzie nabędą przekonania, że Stańko to jedyne nazwisko warte poznania (w końcu jest aż na 4 miejscu!). Wiem, wiem – to tylko zabawa, a ja przepracowuję własne frustracje.

  14. Mariusz Herma pisze:

    Pitchfork podobnie postępuje z wieloma innymi gatunkami. Dlatego obok zwałów płyt z 2-3 sfer zawsze pojawi się coś metalowego (wiwat Mastodon), coś eksperymentalnego (nagle pół redakcji pała miłością do Basińskiego), itd.

    „Po co było wtryniać jazz?” – nie poznasz odpowiedzi, bo nasz ranking jest sumą głosów bez ograniczeń (i bez sugestii) gatunkowych. Żeby uniknąć Stańki, trzeba byłoby odgórnie jazz „wytrynić”, a to już jest rasizm. To może na przyszłość też bluesa, elektronikę? Metal, bo jest tylko osławiony Behemoth? Etno, bo znowu ta przereklamowana Kapela? Gdzie jest granica?

    To jednak zabawa i to podpisana nazwiskami, które stałym czytelnikom wystarczą za wyjaśnienie, dlaczego zestaw wygląda tak, a nie inaczej – zresztą mniej więcej oddaje proporcje całoroczne. Sam proponowałem podsumowanie z podziałem na gatunki, ale wówczas musielibyśmy zająć cały dział (internet szybko odzwyczaił nas od pamiętania o ograniczeniach papieru). W piśmie muzycznym – pewnie tak powinno być, choć jak dotąd podobnego przypadku nie odnotowałem.

    Jak to zrobiło „Wire”, bo jeszcze nie widziałem?

    Rozgłos na pewno pomógł i Animalom, i Stańce dostać się do uszu wszystkich / większości z nas, ale jednak nie wystarczył, by zapewnić miejsce w czołówce. Na wszystkich indywidualnych listach pojawił się tylko duet Kucz/Kulka – to trzeba się naprawdę chcieć, by do tej płyty dotrzeć.

    A tak naprawdę to i Stańkę, i Hey wrzuciliśmy na listę po to, by nie posądzano nas o antymejnstrimowy snobizm. Z zagranicą się nie udało – jedni chcieli U2, a inni Eminema.

  15. szubrycht pisze:

    @ Art S. – dzięki za wyjaśnienie. Niestety, nie jesteśmy tacy przebiegli jak Pitchfork. Za odrzuceniem Animali nie kryła się żadna strategia (bo też przed podliczeniem głosów nigdy bym nie zgadł, że się nie załapią), za uwzględnieniem Stańki też nie.
    Co do reszty – Mariusz już Ci odpowiedział. Jasne, że podsumowanie z podziałem na gatunki (w dodatku robione przez fachowców od danego nurtu, bo ja rzeczywiście o jazzie wiem tylko tyle, że jedna płyta mi się podoba, a inna nie – a Stańko mi się podoba) to fajna rzecz, ale w tygodniku nie ma na takie zabawy miejsca. Ta lista to po prostu wypadkowa gustów i zainteresowań recenzentów Przekroju, nie próba ustalenia obiektywnej prawdy o muzyce AD 2009. Choć wydaje mi się, że tak czy owak dużo o muzyce w minionym roku mówi…

  16. ArtS. pisze:

    Uświadomiliście mi, że moje narzekania są chyba po prostu głosem tęsknoty za porządnym pismem muzycznym na polskim rynku. Takim, które uwzględnia w miarę szerokie spektrum gatunków, także spoza mainstreamu, a przy tym jest dość fachowe. Koniec Diapazonu oznacza, że w krytyce jazzowej nie będzie już żadnej, nawet internetowej alternatywy dla skostniałego „Jazz Forum”, co napawa mnie smutkiem bezgranicznym.

    @ Mariusz
    „The Wire” robi jakby dwa podsumowania: jedno duże, gdzie jest lista bez podziału na gatunki (ale poza kilkoma wyjątkami zachowane jest kryterium „abstrakcyjności”, jak Ty to określasz ;)), oraz mniejsze gatunkowe, bez kolejności, coś w stylu Twojego blogowego. Ale u nich rzeczywiście styczniowa edycja jest niemal cała podporządkowana rozrachunkom z rokiem ubiegłym.

  17. Kris pisze:

    ArtS, a sądzisz, że takie pismo jest potrzebne? Ludzie raczej nie skupiają się na szerokim spektrum…

  18. ArtS. pisze:

    Powiem tak: mi by się przydało. :) A że musiałoby być niszowe, to nie ulega wątpliwości. Sądząc jednak po dotychczasowych losach wszystkich ambitniejszych przedsięwzięć tego typu w Polsce, od Anteny Krzyku po Glissando, szanse na powodzenie są niewielkie.

  19. Mariusz Herma pisze:

    OK, dotarłem i okazuje się, że znam kilkanaście pozycji – „The Wire” schodzi na psy :-)
    A poważniej, to miejscami raczej ideologia i punkty wspólne niż faktyczna kontroli jakości.

    Przy okazji podrzucam listę najgorszych płyt roku zdaniem czytelników Brainwashed:

    1. KMFDM, „Blitz”
    2. Grizzly Bear, „Veckatimest”
    3. Genocide Organ, „Live in Japan”
    4. Job For A Cowboy, „Ruination”
    5. The Horrors, „Primary Colours”
    6. Dying Fetus, „Descend Into Depravity”
    7. Boys Noize, „Power”
    8. Boy In Static, „Candy Cigarette”
    9. Animal Collective, „Merriweather Post Pavilion”
    („This album can only be bad in the sense that the group sets bad trends rather than follows them.”)

    Najlepsze tu: http://brainwashed.com/index.php?option=com_content&task=view&id=8001&Itemid=1
    (To dopiero ideologia).

  20. ArtS. pisze:

    Napisali, że to głosowanie czytelników, ciekawi mnie o jakiej liczbie głosów mówimy.

    Znam tylko dwa krążki z listy najgorszych i muszę przyznać, że też kusiłoby mnie wrzucenie na taką Animali. ;)

    Nie tylko Ty dotarłeś do listy „The Wire”, najwyraźniej redaktorzy „Pitchforka” również, bo od początku tego miesiąca nadrabiają braki, które u siebie po tej lekturze zauważyli.

    Nie wiem, jak sporządzane jest podsumowanie w „The Wire”, ale podejrzewam, że tak, jak wszystkie inne – przez sumowanie głosów redakcji, więc „kontroli jakości” pewno rzeczywiście nie ma.

  21. Mariusz Herma pisze:

    Za to dorzucili pierwsze miejsca poszczególnych głosujących. Ciekawe, że w miejsce pierwsze trafił akurat David Stubbs – ten, który od załogi „Wire” najbardziej odstaje jako (prawie) mainstreamowiec.

  22. ArtS. pisze:

    Jeszcze a propos prasy, to czy miał ktoś w ręku taki magazyn: http://wsm.serpent.pl/sklep/albumik.php,alb_id,20432,2.09, ? Szukałem w EMPiKach, ale nie ma, a rozpiska wygląda naprawdę ciekawie…

  23. Mariusz Herma pisze:

    Też szukałem i też nie znalazłem. A dawno nie widziałem słowa „zmutowany” :-)

  24. ArtS. pisze:

    Ja też, ale zawsze można było sięgnąć do „Playboya”…

  25. ArtS. pisze:

    Kupiłem “M/I” drogą pocztową. Część składu redakcyjnego to ludzie z dawnej “Anteny Krzyku”, więc i format obu pism nieco podobny. To zaleta, bo piszą o bardzo różnej muzyce, często zupełnie nieznanej, dzięki czemu można się doedukować (połowy zrecenzowanych płyt nie kojarzę). Świetny wywiad z The Ex, ciekawy artykuł o Burroughsie (DB), potężny przegląd płyt acid-folkowych… Na plus także wywiady z założycielami kilku małych wytwórni, którzy często mają więcej ciekawego do powiedzenia o muzyce niż sami muzycy.

    Przekrojowe artykuły o Sylvianie i The Monks – nic specjalnego, ale przeczytać można. Za to wywiad z Akiyamą to mordęga i nie powinien się ukazać. Czasami też poziom językowy i edytorski pozostawia nieco do życzenia (przez niektóre recenzje ciężko mi było przebrnąć, ale może dlatego, że w dzień nie mam czasu i czytam po nocach).

    Ogólnie: bez rewelacji, ale ciekawa inicjatywa; będę śledził i liczył, że rozwinie się w coś trwalszego.

Dodaj komentarz