Zła muzyka i głupi muzycy (Kiosk 11/09)

The Beatles a.d. 3026

Basista Duran Duran John Taylor wyewoluował w wykładowcę i głosi, że klasyka szkodzi nowej muzyce – a raczej tak łatwy do niej dostęp. Starocie odwracają uwagę od nowości i aktywni muzycy nie czują presji, by porywać się na kolejne rewolucje. A uchodzi im to na sucho, bo brak innowacji muzycznych skutecznie maskują nowinki technologiczne.

Muzyce brakuje też… pomyłek. Że błędy są niezbędne muzyce rockowej (przykład Beatlesowskiego „Rain” bardzo trafiony), przekonuje NPR. T+L pisze o złej muzyce w miejscach publicznych, a Beatportal zebrał 20 breakbeatowych hitów, które warto znać. Największą pracę wykonali ludzie z Clashmusic, spisując 100 najgłupszych rzeczy wypowiedzianych przez muzyków.

Nie nękam was kolejnymi podsumowaniami dekad i nie wspominam o pięćdziesiątce Observera, za to polecam tyczące się rankingów rozmowy: z Kieranem Hebdenem z Four Tet oraz Matthew Herbertem. Musicie tylko znieść cykliczne „yeah” i „uhm” Paula Morleya. Ale skoro przez lata pracy wyrobił w sobie taki nawyk, to może wypada brać przykład z weterana?

Nawet jeśli wolność i braterstwo pozostają utopią, to internet przynajmniej wprowadził równość i nawet gwiazdom można odpyskować. „Guardian” prorokuje niespodziewany koniec piractwa, co nie spodobało się wokaliście Gang of Four – szukajcie nicka „jonking” w komentarzach. To z kolei nie przypadło do gustu czytelnikom. Z reguły komentarzy nie czytam, ale Macio przekonał mnie magicznym słowem „flame”.

Będąc przy temacie, Jarosław Lipczyc zastosował na łamach „Wyborczej” takie porównanie:

„Biznes nie chce też przyjąć do wiadomości, że do internetu ludzie przenieśli swoje naturalne aktywności kulturowe. Kiedy internauci masowo kopiują zdjęcia i zamieszczają na Naszej-klasie, to z punktu widzenia społecznego nie robią nic innego, jak my kilkanaście lat temu, wycinając fotosy z kolorowych czasopism i wklejając do pamiętnika. Umieszczając piosenkę na  YouTube czy na Facebooku, wtykamy słuchawki do walkmana i mówimy znajomemu: posłuchaj”.

Pierwszego od kilkunastu lat wywiadu udzieliła Elizabeth Frazer. Niewiele w nim o muzyce, za to można zrozumieć to i owo i posłuchać fragmentu jej nowego singla. Piosenką roku „Moses” nie będzie, ale Frazer niespecjalnie garnie się do mikrofonu, więc innych dźwięków możemy już nie doczekać.

A na deser:

Gibson szmugował palisander do produkcji gitar (tyle po sekrecie brzmienia)
• a HennWill nagrał teatralny koncert Julii Marcell (legalne bootlegi – co za czasy!)
oburzenie Australijczyków na playback Britney (wyszła z tego ogólnonarodowa dyskusja)
pierwszy Twitterowy album (fragment: play{x=SinOsc;y=LFNoise0;a=y.ar(8);(x.)
Nine Inch Nails wyprzedaje sprzęt na eBayu (czyli jednak bye bye)
Bohemian Rhapsody w wykonaniu Muppetów
wspomnienie Beatlesów z XXXI wieku
objawienie Michaela Jacksona w brzuchu jednej z przyszłych matek
Calvin objawia smykałkę.

o1Więcej Kiosków

Fine.




13 komentarzy

  1. macio pisze:

    beatles 3000 rządzą! Jacko doczeka się świętości! ;]

  2. airborell pisze:

    Taylor nie mówi, że klasyka szkodzi muzyce, tylko że łatwy dostęp do muzyki szkodzi muzyce. W jakimś tam stopniu może i ma rację – ale ja tam jestem przekonany, że wielka muzyka się obroni i w erze jutjuba i p2p.

    Swoją drogą – właśnie dotarła do mnie przesyłka z Mixtaped i koncertem Yes z Amsterdamu z 2001. I – sorry Steven & Tim – Mixtaped powędrowała na półkę.

  3. Mariusz Herma pisze:

    Tak zdaje się napisałem: „klasyka szkodzi nowej muzyce ? a raczej tak łatwy do niej dostęp”.

    „Mixtaped” jakoś mnie nie skusiło, bo kiedyś mignęły mi na YT fragmenty ich koncertu-po-latach i nie były specjalnie ekscytujące. A w 2001 Yes pewnie grało utwory z „Magnification”? Nie wiem jak dziś, ale wtedy tej płyty dobrze się słuchało.

  4. Że wycinanie błędów zabija muzykę, to jedno. Ale gorzej z tym, że za jakiś czas nie będziemy słyszeć ani błędów, ani trafień, bo nam uszy całkowicie schamieją. Dla mnie największe zagrożenie tkwi w pozbawianiu muzyki dynamiki – temat wałkowany po wielokroć – kompresja.

    BTW. Napraw sobie link do Muppetów :)

  5. Mariusz Herma pisze:

    Zauważyłem u niektórych producentów zalążki odwrotnego trendu, więc jest nadzieja na powrót stopniowy do normalności.

    Myślę, że wyścig głośności będzie naturalnie wygasał wraz ze spadkiem znaczenia radia (o muzycznych telewizjach nie wspominam), a więc i presji na producentów/mikserów/masterów, by wyciskali z muzyki więcej, niż w niej jest. Kompresja wróci tam, skąd przyszła, czyli do popowych gwiazdek i Nickelbacko-podobnego rocka.

    Link poprawiony, dzięki.

  6. airborell pisze:

    W 2001 roku Yes przede wszystkim grali swoje najwspanialsze utwory z lat 70. A na ten koncert, to ja nawet chciałem lecieć do Londynu – ale pojechałem w Pireneje i widzę, że dobrze zrobiłem :).

    Taylor mówił o łatwości dostępu do MUZYKI w ogóle, a nie do klasyki.

  7. Mariusz Herma pisze:

    Tylko że ten aspekt dotyczy „szkodliwego” wpływu na fanów, czyli łagodzenia fanowskich szaleństw – bądź przyspieszenie ich wygasania. Osobiście nie jestem przekonany, że to jest „szkodliwe”. Grozi pewnie modnym w sieci cynizmem, ale jednak pewien dystans ostatecznie służy, hm, dojrzałemu słuchaniu. (Fajnie raz w życiu przejść przez okres „niedojrzały”, ale trochę szkoda tkwić w nim do emerytury – ja przynajmniej nie chciałbym).

    Ciekawszy jest dla mnie wniosek, że „podaż inspiracji” ze strony klasyki (pisząc „klasyka” nie mam na myśli muzyki poważnej!) zmniejsza „popyt na inspirację” generowaną współcześnie. A to, naturalnie, pociąga za sobą spadek podaży bieżącej „inspiracji”, czyli rozleniwienie młodych muzyków niewidzących sensu w przesadnym wysilaniu się. Adekwatny fragment:

    „But this also means that those of us who before would have been looking towards the current culture for inspiration are now often to be found, like my stepson, in various backwaters of older music.

    This relative lack of need for current, innovative culture can cause, has caused, is causing – maybe – the innovative culture to slow down, much as an assembly line in Detroit slows down and lay-offs have to be made when the demand for a new model recedes. „

  8. macio pisze:

    Brian Eno: „As people become increasingly comfortable with drawing their culture from a rich range of sources?cherry-picking whatever makes sense to them?it becomes more natural to do the same thing with their social, political and other cultural ideas. The sharing of art is a precursor to the sharing of other human experiences, for what is pleasurable in art becomes thinkable in life.”

    http://www.prospectmagazine.co.uk/2009/11/the-death-of-uncool/

  9. airborell pisze:

    Taylor ma o tyle rację, że (pozostając przy moim ukochanym rocku progresywnym, który akurat jest szczególnie jaskrawym potwierdzeniem jego tezy) – kto w odpowiednim momencie posłuchał Yes, ten będzie mniej skłonny zachwycać się Flower Kings. Ale to tak jakby miał pretensje do ludzi, że słuchają lepszej muzyki, a nie gorszej.

  10. Mariusz Herma pisze:

    Nawet więcej: życzy nam tego (dla dobra wspólnego), byśmy słuchali gorszej, ale nowej.

    Znacznie ciekawszy wniosek wysnuł jednak Reynolds w artykule linkowanym w poprzednim poście – gatunki przestały „wymierać”, mamy nieustanny recycling, trudno już nawet mówić o modzie na odświeżanie którychś „lat …-tych”, bo odświeża się wszystko (czasem naraz). I dlatego brakuje miejsca na faktycznie nowe, a jeśli się pojawia, to ginie w tłumie. Jednak to potrzeba jest matką wynalazków.

  11. ArtS. pisze:

    Obie tezy są o de potłuc jeśli w ogóle zakładają możliwość jakiegoś „nowego” w opozycji do „starego”. Taka koncepcja oparta jest na założeniu liniowego modelu rozwoju, w którym jedna faza zastępuje drugą, a zmiana rozpatrywana jest w oderwaniu od całości życia społeczo-kulturowego. A to radykalny redukcjonizm, na który – moim zdaniem – nie ma miejsca w epoce globalizacji i polityki post-kolonialnej.

    Jeśli innowacja miałaby zakładać zerwanie z przeszłością, to jej warunkiem koniecznym jest świadomość tej przeszłości (chyba, że stawiamy wszystko na jedną kartę, zwaną historyczną przypadkowością). W tym sensie surrealiści też byli zapatrzeni w „klasykę”, różnica polega na tym, że oni mieli pewien kanon, z którym mogli zerwać. Dziś takiej możliwości nie ma. W tym sensie bliżej mi do Reynoldsa, jednak poszedłbym znacznie dalej. Obecna sytuacja kulturowa wymaga przeformułowania tego, co rozumiemy pod pojęciem „nowe” w muzyce i z tej perspektywy spojrzenia także na naszą muzyczną przeszłość. Redukowanie wszystkiego do linearnego ciągu wzajemnie się napędzających inspiracji zbyt wiele zjawisk pomija (np. rozwój technologii, który w swej istocie jest poza-muzyczny, ale zaowocował zarówno gitarą elektryczną, jak i Pro-Tools) czy marginalizuje (np. wpływ lokalnych czy poza-zachodnich tradycji na rozwój muzyki rozrywkowej na Zachodzie).

  12. Mariusz Herma pisze:

    Nie jestem przekonany co do tego, by najważniejsze dwudziestowieczne wynalazki muzyczne (nieklasyczne) były oparte na jakiejkolwiek świadomości przeszłości. Wręcz przeciwnie – nie wiedzieli jak coś robić „należy” lub nie potrafili tego robić, dlatego tworzyli po swojemu, po nowemu. Od rock’n’rolla po laptopowców.

    Co do reszty – pełna zgoda.

  13. ArtS. pisze:

    Ciekawe, że używasz sformułowania 'wynalazki muzyczne’, bo chyba tym właśnie były. Jeśli muzycy dokonujący innowacji za ich pomocą nie opierali się na zerwaniu z przeszłością, to właśnie dlatego, że w rękach trzymali nową, wcześniej niedostępną technologię, której potencjał artystyczny był jeszcze nieokreślony. Innymi słowy: zerwanie z przeszłością już nastąpiło, dokonało się, tyle że w innej sferze. Pozostaje więc pytanie: czy w wypadku braku nowej technologii samo nieoglądanie się za siebie i koncentracja na teraźniejszości może prowadzić do innowacji? Nie wydaje mi się…

Dodaj komentarz