Zmiótł mnie wczoraj film „In the Loop” zupełnie obcego mi reżysera Armando Ianucciego. Piekielnie inteligentna, intensywna (i wulgarna) komedia w scenerii rozmów na linii Londyn-Waszyngton w temacie: czy (jak) rozpętać wojnę „gdzieś na Bliskim Wschodzie”.
Jak to ujął „Times”: „It’s hard to settle on a standout element because it’s all so outstanding”. No a poza tym ten film jest naprawdę zabawny.
Ha! Też mnie rozwalił. Moja ulubiona scena, to kiedy jadą samochodem i dzwoni Malcolm na dwa telefony;) No i jeszcze Gandolfini planujący wojnę w tym dziecięcym laptopie. I nie tylko zabawny – ma też świetny rytm.
Tak jest, plus monolog generała Millera: „This is the problem with civilians wanting to go to war. Once you’ve been there, once you’ve seen it, you never want to go again unless you absolutely fucking have to. It’s like France.”
I jeszcze motyw asystenta chłopca z Białego Domu… Dużo tego.
A kiedy jadą limuzyną (we’re in a fuckin’ motorcade!) i Simon Foster rzuca to :”I feel like we should have hookers, do you know what I mean?” i potem się któryś z nich wychyla przez okno i kręci komórką, to mam jedno skojarzenie: nasi europosłowie w Brukseli. To po prostu musi tak wyglądać;)
Offtopicznie, bo nie można komentować pod koncertami – „13 lutego ? Rock in Arena, Arena, Łódź (Hey, Happysad, Muchy, Orchid, CF98)” winno być Hala Arena, Poznań.
pozdrawiam!