Delphic — Acolyte (Chimeric Records)
Co jest gorsze od hype’u oddolnego? Hype odgórny. Wyniesione zeszłorocznym singlem „Doubt” na podium kompilowanej przez BBC listy Sound of 2010 (skądinąd wyjątkowo słabej w tym roku), Delphic ma być „antidotum na skostniałe indie i bezduszny dance”.
Zbyt miękka to techniawka, przynajmniej w albumowym całokształcie, by zdolna była rozruszać ciało. A żeby poruszyć głowę – zbyt toporna i schematyczna. Jeszcze większym nadużyciem jest używanie w stosunku do Delphic określenia „nowe”. Mam podejrzenie, że chodzi tutaj o przynależność do tych zespołów przyszłości, których kariera kończy się w dniu wydania debiutu.
Lindstrøm & Christabelle — Real Life Is No Cool (Smalltown Supersound)
Hype dla odmiany amerykański, nieoczekiwany, a do tego przez pierwszą minutę płyty wygląda na stuprocentowo trafiony. Potem napięcie opada, bo ów wstęp jest ciekawszy niż pozostałe trzy kwadranse „Real Life Is No Cool” i po nim można zasadniczo zakończyć uważne słuchanie płyty.
Ale jako że życie obfituje w okazje, kiedy potrzeba poprawnego, niewiejskiego, umiarkowanie melodyjnego chilloutu (no, przy „Baby Can’t Stop” od biedy można potańczyć), to ukoronowanie lat współpracy Lindstrøma z Christabelle będzie na takie chwile kandydatem niemal idealnym, rasowym, nawet szlachetnym.
Poziom stężenia treści w czasie nie dorasta do liczby pochlebstw, jakie L&Ch ostatnio zbierają, ale to przecież nie ich wina. Poza tym nie tylko świetnie zaczynają, bo i bajecznie kończą, a po tym, jak wiadomo, to i owo się poznaje.
Hot Chip — One Life Stand (Parlophone)
Ktoś zliczył liczbę powtórek w „Hand Me Down Your Love”? Albo spotkał się z bardziej tandetnym użyciem klawiszy, stopki i auto-tune’a niż w „I Feel Better”? Bardziej zmarnowaną szansą niż w „Slush”? (Kicz-ballada roku?)
Na moje ucho przyłożyli się tylko do tytułowego singla, ale podobnie jak „Brothers” po dwóch przesłuchaniach będzie wam wychodził bokami. Równolegle z „One Life Stand” słuchałem koweru „Boy From School” w wykonaniu Grizzly Bear podlinkowanego przez Maćka i to on zgarnął resztę drzewek.