W swoim ostatnim numerze – dosłownie ostatnim, po siedmiu latach działalności – „Observer Music Monthly” żegna się z czytelnikami serią zdjęć żyjących amerykańskich legend wraz z komentarzami gwiazd młodego – no, przynajmniej młodszego – pokolenia. Fotki przez długi rok pstrykał Jamie-James Medina. Les Paula złapał na dwa miesiące przed śmiercią.
A skoro zaczynam od legend, to Brian Eno wraz z dziesiątkami innych myślicieli na łamach „The Edge” opowiada, jak internet zmienił jego życie. Fragment:
„I notice that the idea of 'expert’ has changed. An expert used to be
'somebody with access to special information’. Now, since so much
information is equally available to everyone, the idea of 'expert’
becomes 'somebody with a better way of interpreting’. Judgement has
replaced access”.
Temat rankingów dekady trwa, bo trafiłem na podsumowanie kobiece oraz japońskie. Notabene Japończykom zmiany w prawie zabronią wkrótce tego, co na razie wolno i polskim internautom. To z kolei powinno ucieszyć rosnącą rzeszę wkurzonych cyfrową swawolą muzyków na czele z DJ-em Shadowem. W ramach głębszej lektury polecam materiał o absurdach prawa autorskiego w USA. (Dobrze, że nie widzieli polskiego).
„Guardian” pisze o kolejnych formach symbiozy fan-artysta, BBC o następcy mp3, a „Independent” docieka, czemu indie-amerykanka śpiewa o Bogu, podczas gdy Wyspiarze wolą o sobie. Watykan odkrył, że U2 to zamaskowani bibliści, a dzięki pomocy Jacka White’a wiemy, w co wierzy BP Fallon (sporo tego, a teledysk zabawny). „NME” wybrało 50 najgorzej zatytułowanych płyt, a lider Vampire Weekend okazał się eksrecenzentem.
„The National” terminem World Music 2.0 chrzci wykwit kapel czysto wirtualnych, a Sasha Frere-Jones zaimponował mi artykułem o The xx, chociaż myślałem, że wszystko już o dzieciakach napisano. Teksty mniej świetne wyłapuje i, cóż, komentuje Ripfork. Kilka wyróżnień: Longest Sentence, Most Emo Phrase, Most Hyphens in One Sentence.
Jeśli kogoś interesuje kondycja przemysłu muzycznego, to dostępne są już szczegółowe dane za 2009 rok. Tamci jęczą, choć rośnie, a YouTube spienięża zasoby, uruchamiając projekt Disco, konkurenta dla Last.fm czy Pandory. Jako samograj imprezowy pomysł może wypalić, bo co druga posiadówa tak czy siak kończy się na Tubie.
Przygotowując dla „Przekroju” tekst o gitarach (z filmem „Będzie głośno” w tle), natrafiłem na galerie tychże w wydaniu z flagami oraz z odchyłami (Frankenstein Pata Metheny’ego wygrywa). Aczkolwiek wzrok najbardziej zachwyciły ostatnio Beatlesowskie wykresy – już nie tylko tym, „jak”, ale „co” można zwizualizować – oraz festiwal form prostych, czyli dwie animowane minuty o współpracy dwóch wymiarów z trzema.
Udał się wariatom z OK Go nowy teledysk, aczkolwiek tytuł Ubawu Miesiąca wędruje do Blackout Crew – dotrwajcie do 30 sekundy! – i Wayne’a Coyne’a z The Flaming Lips za pozowanie Google. A na deser także wyjaśnienie…
• do czego służy instrument Tenori-on
• czemu nie trzeba opłakiwać pisma ręcznego (dłuższe)
• w którym mieście zmontowano największą kulę dyskotekową na świecie
• dlaczego w Chinach ścigają za playback…
• …i cenzurują karaoke
• czemu lider Magnetic Fields przerobił Petera Gabriela na disco-hymn
•i dlaczego wymyślono fotografię cyfrową – w minach Calvina.
lubię to!