Laura Veirs – July Flame

Laura Veirs – July Flame (Bella Union)

Hołd oddany już we wstępie grupie Fleet Foxes stanowi zarazem zapowiedź powrotu do folkowych korzeni Laury Veirs – równo dziesięć lat po tym, jak na żywo nagrała swój solowy debiucie. I to powrotu raczej dosłownego: „July Flame” Veirs napisała w przydomowej stodole, mając przy boku tylko gitarę. Bez zespołu, bez kontraktu (po trzech longplayach zakończyła współpracę z Nonesuch i wydaje się sama), rzekomo wyprana z pomysłów i gotowa do porzucenia muzycznej kariery.

Jeśli to prawda, to nie lada potencjał tkwi w sianie. Kompozycyjnie „July Flame” przerasta nawet „Carbon Glacier” z 2004 roku, a rezygnacja z eklektycznych pseudodekoracji niezdarnie testowanych na poprzedniej płycie to jak zrzucenie z twarzy niechcianej maski. Frajdę sprawia już samo słuchanie, jak Laura przebiera palcami po nylonowych strunach, a właściwe z nią obcowanie zaczyna się mniej więcej w momencie, gdy przydatność innych pieśniarzy zwykła się kończyć. A lepiej śpiewać o brzoskwiniach, niż w ogóle. Nawet przy akompaniamencie banjo.

(Machina, luty 2010)

Fine.




Dodaj komentarz