Mrozu: a jaki zmyślny i komfortowy! listen.grooveshark.com
Ja: Bardzo mi się podoba, jak rzeczywistość sama rozwiązuje dylemat „piractwa”.
Mrozu: dokładnie. jaką przewidujesz przyszłość muzyki za 10 lat? straszna komodytyzacja. tak jak fotografia. wracamy do podstaw ekonomii. ekonomia zajmuje się dobrami rzadkimi, czyli takimi, które są trudne do pozyskania/wytworzenia. powietrza nie sprzedasz. jak muzyka czy fotografia jest tak łatwa do pozyskania, ich koszt zmienny zbiega do zera, to wkrótce jej nie będziesz mógł sprzedać. może po prostu włączysz radio / program i każesz sobie wytworzyć muzykę, którą chcesz. co ty na to?
Ja: Muzyka jak powietrze. Muzyka jako rzecz, na której się nie zarabia – więc trzeba się nią zajmować z innych powodów. Jestem za.
„Muzyka jak powietrze. Muzyka jako rzecz, na której się nie zarabia – więc trzeba się nią zajmować z innych powodów. Jestem z”
Aha. A teraz przyłóż tę sytuację do dziennikarstwa i odpowiedz sobie: czy na pewno chcesz pracować do końca życia za free? W końcu napisanie artykułu też prawie nic nie kosztuje.
Np. bloga prowadziłbyś między szychtami:)
No pewnie, siedzimy z muzyką na tej samej gałęzi i sami podcinamy ją chociażby działalnością blogową :-)
lubię to.
Przyszedłem stąd.
Fajna opinia, ale sądzę, że nietrafna. Jeśli patrzeć na przykład po literaturze, to wszystkich wydanych do dzisiaj książek starczyłoby dla wszystkich, nawet gdyby jutro cały biznes upadł, a mimo to cały czas się kręci. Uważam, że choć może i ekonomia zajmuje się dobrami rzadkimi, to samą ekonomią rządzi ludzka natura – a przeciętny człowiek prędzej pójdzie za hajpem, trendem, nowością, mentorem, niż podejmie samodzielną decyzję lub inicjatywę.
Muzyki już sto lat temu było tyle, że „starczyłoby dla wszystkich”, a mimo to najlepsze (biznesowo) było dopiero przed nią. Bo nie chodzi o sam fakt istnienia, tylko dostęp, a cena dostępu – kiedyś niezwykle wysoka – zmierza obecnie do zera. Można spędzić rok z wyśmienitą (nową) muzyką i nie wydać na nią ani grosza. Albo całe życie.
I tak: pójdziemy za hajpem, trendem, nowością, ale skłonią nas one do klikania, a nie płacenia. Chyba że kliknięcia faktycznie stają się nową walutą.
Literatura w tych sprawach spóźnia się o jakąś dekadę względem muzyki i obawiam się, że „nowy engine” jeszcze ją czeka.
Po namyśle chyba muszę się zgodzić… Spotify ma już sześć lat, a pierwsze inicjatywy tego rodzaju zaczynają się pojawiać dopiero od niedawna (zresztą na rodzimym rynku). Tylko na czym będą zarabiać pisarze? W przypadku muzyki już od pewnego czasu słyszę, że zarabia się nie na płytach tylko koncertach. Więc co? Publiczne odczyty? Adaptacje filmowe? Sponsorzy? Itd.
Link nie przeszedł – http://techcrunch.com/2012/12/31/legimi-tl-dr/
Sam jestem ciekaw, ale skoro zawód przetrwał te kilka tysięcy lat, to nie powinniśmy go przedwcześnie żegnać. Finansowanie społecznościowe rozwija się zresztą w tak szybkim tempie i tak pięknym stylu, że rewolucja cyfrowa może jeszcze wyjść zdolniejszym pisarzom na dobre także finansowo. A jak w literaturze ma się product placement?
Z tego co wiem nijak, przynajmniej na razie, ale słyszałem na przykład o firmie Adboku, która zajmuje się zamieszczaniem reklam w ebookach, a z kolei na naszym poletku istnieje strona CzytajZaFree.pl.