„Glissando” ukazuje się wciąż nieregularnie, bo po ubiegłorocznym „litewskim” numerze dopiero niedawno ukazał się kolejny. Ale grunt, że wróciło. Dopiero teraz udało mi się przejrzeć ten ostatni, „włoski” numer, który kupiłem dla dwóch tematów: architektury dźwięku i wywiadu z Pawłem Mykietynem.
W ramach zachęty do zakupu (podejrzewam, że każdy egzemplarz się liczy) i lektury (teksty w obu tematach jak na „Glissando” w miarę przystępne językowo) fragment o tym, dlaczego nasze budynki brzmią tak kiepsko, ale niewiele się z tym robi:
„Po pierwsze, słuchowe doświadczenia cechuje przelotność, jako że nie posiadamy możliwości przechowywania kulturowej i intelektualnej pamięci o nich w muzeach, czasopismach czy archiwach. Po drugie, zs powodów zarówno kulturowych, jak i biologicznych, język służący do opisu dźwięków jest niewystarczający.
Po trzecie, będąc fundamentalnie zorientowana na komunikację wizualną, współczesna kultura ma mało zrozumienia dla emocjonalnej wartości słuchu, więc przykłada równie mało wagi do sztuki słuchowej świadomości przestrzeni. Wreszcie pytania dotyczące architektury słuchowej nie są powszechnie traktowane jako pełnoprawna dziedzina dociekań naukowych”.
Temat przestrzeni w połowie bardzo ciekawy – zacytowane wyżej tłumaczenie z książki „Przestrzeń mówi – słuchasz?” (Barry Blesser, Linda Ruth-Salter) oraz artykuł „Pudełko na muzykę: w poszukiwaniu idealnej sali koncertowej” Radosława Gajdy. A w połowie potraktowany niestrawnie sucho, no ale ręka w górę, kto którykolwiek numer „Glissando” przeczytał od deski do deski.
Za to podobnej rozmowy z Mykietynem nigdzie indziej nie znajdziecie – i nie chodzi mi tylko o rozmiar (11 stron). Dużo tu o matematycznych korzeniach jego muzyki. Nie miałem pojęcia, że aż tyle wzorów w jego komponowaniu, choć moja ulubiona „Sonata (na wiolonczelę solo)” pachnie kalkulatorem na kilometr. Ale zacytuję fragment absolutnie niereprezentatywny:
„Na samym początku, gdy tylko zetknąłem się z dźwiękami, od razu zacząłem je jakoś układać. Chciałem być oczywiście także malarzem, piłkarzem i nie wiadomo kim, ale miałem takie przebłyski, że pragnąłbym być właśnie kompozytorem.
W wieku paru lat powiedziałem to mojej mamie i dodałem, że boję się, iż jak będę dorosły, to wszystko będzie już skomponowane… Mama mnie uspokajała, że nie, że na pewno tak nie będzie, ale dziś często zastanawiam się, kto miał tak naprawdę rację: ona czy ja”.