Nie pojmuję, dlaczego tak fajną płytę jak „Granda” Monika Brodka postanowiła zepsuć… grandą*. A konkretne bezpośrednią zżynką z wczesnego múm w utworze „Bez tytułu”.
Takiej inspiracji przyklasnąłbym pierwszy – chociaż to już dziesięć lat od wydania „Finally We Are No One”. Ale kserokopia? Być może większość nabywców płyty nigdy o múm nie słyszało i uzna, że to nawet ciekawe. Tym bardziej oszustwo i to zbliżone do poziomu sigurrosowej reklamy sprzętu Amica. To że Islandia daleko, nie znaczy, że wolno.
*„iść na grandę” to małopolska wersja wielkopolskiego chodzenia „na szaber”,
podkarpackiego chadzania „na opędy” czy pomorskiego łażenia „na pachtę”
Uczestniczyłem właśnie w najbardziej niepoważnym koncercie muzyki poważnej w moim życiu. W studiu im. Lutosławskiego – zdecydowanie jednym z moich ulubionych miejsc stworzonych przez człowieka – w ramach Warszawskiej Jesieni wybrzmiało 12 krótkich części „No. 44 (diary pieces)” Richarda Ayresa, skądinąd obecnego na sali wesołego człowieka.
Na wejściu basista podniósł z podłogi dwie gałęzie i zaczął nimi szeleścić – oniemiałem. Stąd gdy w jego ślady poszedł dyrygent, zabrakło mi narzędzi ekspresji. A co najlepsze, ta dżungla i wszystkie późniejsze gwizdki i pohukiwania (przepraszam za jakość zdjęcia, i tak się narażałem) przekładały się na zupełnie piękną muzykę. Że zabawną – to bonus.
Przykro to mówić, ale z racji zawodu pewnie powinienem – wśród kompozycji sześciu twórców najbladziej wypadły dwie… polskie, w tym jedna przygotowana na zamówienie WJ. Patetyczne, wstecznie innowacyjne, nudne. Humor poprawił nam kończący wieczór Martijna Paddinga „I Koncert na fisharmonię” (ever!).
Jutro z patriotyczną dumą nie powinno być problemów, bo startuje festiwal Don’t Panic, We’re From Poland. Rzadka okazja, by zobaczyć Kapelę ze wsi Warszawa za mniej niż pół dniówki… Żartuję, o nich chodzi w tej imprezie najmniej – oni grają dla tych 38 „zagranicznych delegatów”, którzy mają ponoć ściągnąć do wsi Warszawa. Oby opuszczali ją oniemiali.
Ja parę dni temu stwierdziłem, że puszczę jej to płazem i o „nawiązaniu” wspomniałem mimochodem. Ale nie powiem, że nie podzwaniał mi w głowie któryś z kawałków z mojego ulubionego Loksins erum við engin. Masz rację – z takimi trzeba ostro;)
A co do reklam, to ze 2 lata temu w spocie dużej korporacji (McDonalds? Orange?) był numer bardzo w stylu Spoona.
damn, no i co sie stało? że Brodka lubi Mum? oburzał się redaktor Sankowski: „a Lady Gaga zżyna od Ace Of Base”. serio, who gives a fuck? płyta jest mocna, choć inspiracje grube i oczywiste.
Nie chodzi o „inspirację” ani o „lubienie”.
a z którego dokładnie numeru bo od początku zdawało mi się że gdzieś to słyszałem a nie chce mi się przeszukiwać dyskografii
Tak jak napisałem: płyta „Finally We Are No One”, w ogóle i w szczególe. Inspiracja od pierwszej melodii, od 0:31 granda.
[…] dochodzą wcale nie takie odległe głosy Czesława, co śpiewa, Nosowskiej oraz Peszek. Z kolei Múm, zdaniem niektórych, słychać już zupełnie wyraźnie i bez zakłóceń. Gdy na stacji Album maszyna zderzy się z […]