Herbie Hancock – The Imagine Project

Herbie Hancock – The Imagine Project (Sony Music)

 

Katastrofa zapowiadała się w trójnasób: 1) 66 muzyków w studiach rozrzuconych po całej ziemi 2) sięga po sacrum muzyki popularnej 3) postulując „pokój na świecie, tolerancję oraz szacunek dla planety”. Lennonowskie „Imagine” w rękach Seala, P!nk, Jeffa Becka i Oumou Sangaré; „The Times, They’re a Changin” Boba Dylana w transkontynentalnej wersji Toumaniego Diabaté, The Chieftains i Lisy Hannigan; Marleyowski „Exodus” przekuty przez Tinariwen w saharyjski hymn przy wsparciu K’naana i Los Lobos – zagęszczenie doniosłych tytułów i wziętych nazwisk na okładce „The Imagine Project” robi wrażenie. Ale groziło też klęską urodzaju.

Przed katastrofą uratował ten projekt jego pomysłodawca. 70-letni Herbie Hancock w podobnej materii sprawdził się już trzy lata temu na płycie „River: The Joni Letters”. Swoim – ale także Tiny Turner czy Leonarda Cohena – hołdem dla Joni Mitchell pianista pogodził środowiska jazzowe i publiczność radiową. O tym pierwszym świadczy obecność „River” w branżowych podsumowaniach minionej dekady. To drugie potwierdził tytuł albumu roku podczas rozdania nagród Grammy, którym światek jazzowy zaszczycono poprzednio tylko raz – w 1965 roku.

Jazzu na „The Imagine Project” ostało się niewiele, bo tylko swobodne (czasem bezczelne) podejście do kształtu i aranżacji oryginałów. Beatlesowskie „Tomorrow Never Knows” z udziałem Dave’a Matthewsa brzmi jak utwór Petera Gabriela, którego to „Don’t Give Up” powierzono z kolei duetowi P!nk i John Legend. Transowym majstersztykiem jest zamykające płytę „The Songs Go On” z natchnionym śpiewem Chaki Khan i mistyczną aurą sitara Anoushki Shankar.

Można marudzić, że mimo globalnych ambicji Hancock koncentruje się na przebojach Zachodu albo że improwizacji jest tu niewiele więcej niż u Norah Jones. Tyle że płyta skierowana jest do zachodniej (północnej?) publiczności i Hancock umyślił sobie przekazać bogactwo world music w przyjaznym kontekście. Skoro podołał tak karkołomnemu wyzwaniu, to może jego postulaty dotyczące pokoju, tolerancji i szacunku nie są aż tak utopijne?

„Przekrój” 27/2010

 

 

Fine.




Dodaj komentarz