Utracone połączenie, honor i królestwo

Marconi Union – A Lost Connection (Just Music)

Wpuszczony do sieci dwa lata temu, dopiero teraz fizycznie ukazuje się album, którym gotów jestem zasłonić okładkę „From Here We Go Sublime” The Field – wieńczącą dotąd moją półkę z muzyką jednoznacznie rytmiczną i lubiącą noc (patrz poprzedni wpis). To w ramach osobistej klasyfikacji.

Inni brytyjski duet Marconi Union (Richard Talbot & James Crossley) porównują raczej do klimatycznego IDM czy nawet melodyjnego post-rocka niż do techno. To ze względu na ich upodobanie w klimatach filmowo-ambientowych i delikatny charakter przy całej symetrii stopki, chowającej się zresztą wraz ze wzrostem indeksu.

Kanapkowa konstrukcja, przewidywalność i jawne MIDI to jasna deklaracja, że Marconi Union gotowi są sprzedać ambicje dla ambientu. A z zachwytów znawców zrezygnować na rzecz uznania ze strony czytających przy muzyce – chociaż wejście „refrenu” w „Endless Winter” każdorazowo odrywa mnie od wykonywanych akurat czynności (3:59, choć przewijać bez sensu). Podobno to album o chwilach, w których „słyszymy dotąd niesłyszane i widzimy niewidziane”. Przesada, ale wielu takim momentom płyta będzie pewnie w całej swej dyskrecji towarzyszyć.

Underworld – Barking (Cooking Vinyl)

Porażki się wybacza, dobrowolnego oddania pola – nie. „Barking” to najbardziej tandetna odmiana muzyki osadzonej w techno, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić. Bez Darrena Emersona Underworld pogrąża się w składankowej łupance upstrzonej melodyjkami ciosanymi na plastikowym keyboardzie (metafora) i jest to przykre.

Co gorsza, najwyraźniej świadomie podłączają się pod boom na Pendulum. Bo że potrafią inaczej, pokazuje zerkający w stronę Aphex Twina „Hamburg Hotel”. I przez kontrast dodatkowo jeszcze pogrąża resztę płyty. Za to już nawiązania do „Blade Runnera” w „Grace” to raczej zżynka niż inspiracja. Poprzednie „Oblivion with Bells” poszło w niepamięć po kilku tygodniach. O „Barking” z premedytacją zapomnę po tej kropce: .

Shed – The Traveller (Ostgut Ton)

Ich po debiucie okrzyknięto wybawcami indie. Jemu analogiczny tytuł przyznała brać techno*. Oni z zużytej formuły wycisnęli świeży sok. On odnowił gatunek bez rozcieńczania go innymi. Oni uczyniwszy dobrze i wygrawszy sławę, postanowili dalej robić to samo. On rzucił klub i wystrzelił w minimalowo-ambientowo-dubstepowy międzyświat.

Szkoda, że Rene Pawlowitz nie przewodzi Arcade Fire.

*Czego absolutnie się nie spodziewałem, chwaląc go w jednym z pierwszych wpisów na tym blogu.

Fine.




5 komentarzy

  1. porcoazurro pisze:

    „przy całej symetrii stopki, chowającej się zresztą wraz ze wzrostem indeksu”?

    Litości! O co tutaj chodzi? ;)

  2. Mariusz Herma pisze:

    Odrobina nocnej poezji :-)

    Wczuj się.

  3. Kris pisze:

    No jak słuchałeś w nocy tego Marconi Union, to nie dziwota, że cię w poezję zniosło. Zajawka przednia (coś ci ostatnio się udaje za każdym razem trafić do mnie… podejrzane to!), płytkę już mam (ach ta internetowa rewolucja!) i kurcze brzmi to niezwykle.

  4. Mariusz Herma pisze:

    Uświadamiam sobie ostatnio, ile czasu oszczędzamy dziś na zdobywaniu muzyki. A tym samym o ile więcej możemy poświęcić na jej słuchanie. (Skądinąd i tak nie sposób nadążyć!)

    Niektórzy powiedzą, że błąkanie się po zachodnich sklepach podczas zagranicznych wycieczek miało swój urok, a kilkuletnie nieraz polowanie na płytę potęgowało później doznania. Ale to jednak były sztuczne wzmacniacze smaku.

  5. Kris pisze:

    Nadal ma swój urok. Ostatnio w Wiedniu jak wpadłem do sklepu z zamiarem kupienia kilku winyli, to … zupełnie o nich zapomniałem, błąkając się między półkami z klasyką. Matko! W poznańskich mediamarktach nie masz łącznie tylu płyt ze wszystkich gatunków, co tam stało na półkach.

    I pierwszy raz, kupując klasykę stałem w kolejce do kasy :)

    Ale powracając – ta oszczędność czasu nie wydaje ci się złudna? Że klikając od strony do strony, od lastefema, do majspejsa, poprzez różne sklepy, sklepiki, stronki zespołowe itd spędzamy czas na poszukiwaniu kolejnych 'nowych’ kawałków, siłą rzeczy obcinając czas potrzebny na ich przyzwoite poznanie? Wiem, słuchając płyty z odtwarzacza w sklepie też tego czasu nie było za wiele, ale czasami nachodzi mnie taka myśl, że kiedyś czas muzyczny był bardziej konkretnie wypełniony.

Dodaj komentarz