Actress – wywiad

Szef londyńskiej wytwórni Werk Disks i autor arcyciekawej płyty „Splazsh” opowiada nam…

…o uniwersalnym charakterze swojej muzyki:
– Podczas pisania nie myślę o żadnych konkretnych formach i gatunkach muzycznych. Przez lata zgromadziłem spore zasoby nagrań z różnych rejonów elektroniki, ale mój gust nie ogranicza się wyłącznie do tego gatunku. Inspirują mnie ludzie, książki, natura, otaczający mnie świat, a także dźwięki i hałasy, wśród których poruszam się na co dzień.

…o swoim stosunku do technologii:
– Zajmuję się tworzeniem muzyki, odkąd skończyłem 17 lat. Nie korzystałem wtedy z wielu narzędzi i tak pozostało. Na pewnym etapie nauczyłem się oczywiście obsługi różnego sprzętu, opanowałem też multum programów komputerowych. To było konieczne, abym zorientował się, co najlepiej mi służy. Ostatecznie jednak moje instrumentarium pozostaje na bardzo podstawowym poziomie, bo tak naprawdę interesuje mnie technika tworzenia muzyki, a nie narzędzia, które mi do tego służą.

…o tym, co w muzyce fascynuje go najbardziej:
– Faktura, emocje i poświata. Wszystko z odpowiednio wyważonymi proporcjami funku i soulu, hałasu, introwersji i mroku. Te warunki spełniają tacy artyści jak choćby Peter Gabriel, Autechre, Talking Heads, DJ Vibes, Kate Bush, Aphex Twin czy Lilí Louis.

…o tym, jak został muzykiem:
– W moim domu słuchało się głównie klasyków Motown, trochę Boba Marleya i Sama Cooke’a. Nieco później pojawili się Michael Jackson i Prince. Jako nastolatek fascynowałem się głównie muzyką jungle, house’em z Chicago, techno z Detroit i muzyką elektroakustyczną. Gdy skończyłem 16 lat, zatrudniłem się jako didżej, a rok później rozpocząłem pierwsze eksperymenty z własną muzyką. Okazało się, że od dawna miałem w sobie potrzebę kreowania dźwięków i pisania piosenek. Aż do tamtego momentu moja kreatywność ograniczała się do futbolu i rysowania.

…o pseudonimie artystycznym:
– „Actor” (aktor) brzmi tandetnie. „Actress” (aktorka) już o wiele lepiej. I jest bardziej emocjonalne. Jednak prawda jest taka, że nie zastanawiałem się długo nad tym pseudonimem. I mam nadzieję, że ludzie też nie poświęcają mu wiele uwagi. Chodziło mi o to, aby koncentrowali się na muzyce, a nie zastanawiali nad tym, czy jestem biały, czy czarny, czy jestem mężczyzną, czy kobietą. Na moich koncertach ciągle trafiają się widzowie zszokowani tym, że na scenie stoi facet.

…o koncertach:
– Zawczasu przygotowuję playlistę i ogólny zarys występu. Ostateczne wykonanie jest jednak w pełni improwizowane – od pierwszego do ostatniego dźwięku.

…o kondycji muzyki elektronicznej. I o Flying Lotusie:
– Moim zdaniem muzyka elektroniczna radzi sobie zupełnie dobrze. Ucieszyłbym się tylko, widząc nieco więcej ryzyka. A Flying Lotus? Nie do końca rozumiem, skąd tyle zamieszania wokół niego. Trzeba jednak przyznać, że ma bogate tradycje muzyczne [ciotką Flying Lotusa była Alice Coltrane, jazzmanka i żona Johna Coltrane’a – przyp. mh.].

…o tym, jak wygląda marketing w jego własnej wytwórni Werk Disks:
– Marketing u nas nie istnieje. Muzyka mówi sama za siebie. Werk Disks to po prostu warsztat dla artystów, w którym mogą, ale nie muszą, pracować. Nie mamy jak w konwencjonalnej wytwórni kalendarza premier ani kontraktów płytowych. Nie oczekuję nawet od muzyków wyłączności. Mogą jednocześnie nagrywać dla innych oficyn.

…o warunkach, w których powinno się słuchać jego muzyki:
– Jestem ciekaw, jakie działanie miałaby muzyka ze „Splazsh” w połączeniu z LSD?

(„Przekrój”)

 

 

Fine.




2 komentarze

  1. Marcin Nieweglowski pisze:

    Szkoda, ze dodałeś, że Actress już grał w te wakacje w Polsce podczas 3. edycji Boogie Brain w Szczecinie …

  2. Mariusz Herma pisze:

    Że „nie dodałem”? To proste: wywiad jest częścią zapowiedzi Unsoundu (odsyłacz pod fotką). O Boogie Brain pisaliśmy w wiosenno-letnim przewodniku festiwalowym.

Dodaj komentarz