Muzyka z gier

Czas wsłuchać się w gry komputerowe. Jak potwierdza tegoroczny Oscar dla Michaela Giacchino, w wirtualnym świecie wykluwają się przyszli mistrzowie muzyki filmowej

W 2009 roku Amerykanie na bilety do kina wydali podobną kwotę do tej, którą wyłożyli na gry komputerowe. Ale gdy do kina w ciągu całego roku wybrała się co dwudziesta rodzina, to przy grach wideo bawiło się już co dziesiąte gospodarstwo. Wniosek? Przeciętny Amerykanin częściej obcuje z muzyką z gier komputerowych niż pisaną dla kina. A do tego z większą intensywnością, bo przy joysticku spędza się znacznie więcej czasu niż filmowe dwie godziny. Wobec bijącej rekordy popularności wirtualnej rozrywki i adekwatnie rosnącego rynku gier nie dziwi fakt, że serio zaczyna się traktować także kompozytorów, którzy tworzą z myślą o małym ekranie.

Wideoodlot

„Kiedy miałem dziewięć lat, zapytałem tatę, czy mógłbym dostać kamerę. Nie nową, tego 8-milimetrowego grata, którego trzymał w szufladzie. Powiedział, że nie ma sprawy. I tak to się zaczęło” – wspominał Michael Giacchino, odbierając w marcu Oscara za ścieżkę dźwiękową do filmu „Odlot”. Zaczynał więc tak jak wielu innych pasjonatów kina. Dalej jednak kariera młodzieńca z New Jersey potoczyła się drogą zgoła osobliwą. Pierwszą poważną ścieżkę dźwiękową napisał w 1997 roku do „Parku Jurajskiego”. Nie, nie chodzi o film Stevena Spielberga, ale o grę na konsolę PlayStation, ale Giacchino i tak dopiął swego. Zapomnijcie o ośmiobitowych piskach, zapomnijcie o tandetnym MIDI. „Park Jurajski” był pierwszą grą komputerową, którą zaopatrzono w muzykę nagraną przy udziale prawdziwej orkiestry symfonicznej.

Jako analogowy kompozytor w wirtualnym świecie Giacchino był cenną rzadkością. Przetestowana w cieniu dinozaurów współpraca Giacchino z wytwórnią DreamWorks nabierała rozpędu i toczyła się prosto do celu, jakim były dwa międzynarodowe bestsellery: wojenna seria „Medal of Honor” oraz utrzymane w podobnym klimacie „Call of Duty”. Swój spektakularny sukces gry zawdzięczały między innymi wyrazistej muzyce. A to musiało się odbić echem w przemyśle najbardziej wygłodniałym twórców, którzy potrafią skutecznie kierować – czy wręcz manipulować – emocjami odbiorców. W 2001 roku do współpracy przy głośnym serialu telewizyjnym „Alias” kompozytora zaprosił reżyser J. J. Abrams, a później ich współpraca powtórzyła się przy kolejnych sezonach serii „Lost”.

Jak się jednak okazało, swoich największych fanów Giacchino miał w wytwórni Pixar. Animatorzy zdradzili dla niego kuzynów Randiego i Thomasa Newmanów, nadwornych kompozytorów, którzy wcześniej mieli wyłączność na zamówienia fabryki bajek. Za „Iniemamocnych” Giacchino otrzymał w 2005 roku dwie nominacje do nagród Grammy, a trzy lata później muzyka do „Ratatuja” przyniosła mu pierwszą nominację do Oscara. Wręczenie złotej statuetki za „Odlot” było już czystą formalnością. Dość powiedzieć, że na ostatniej gali Grammy o tytuł najlepszego kompozytora Giacchino konkurował z twórcą ścieżki dźwiękowej do filmu „Star Trek”, czyli z… samym sobą.

Tetris Orchestra

Deszcz mainstreamowych nagród, który spadł ostatnio na głowę Giacchino, to tylko usankcjonowanie oczywistego. Podobnym symbolem była decyzja jury brytyjskich nagród Ivor Novello, wręczanych od 1955 roku najlepszym kompozytorom i songwriterom, które od tego roku będzie przyznawać dodatkowe wyróżnienie. – Rynek gier komputerowych dojrzał ponad wszelkie oczekiwania. Wysokobudżetowe ścieżki dźwiękowe stały się w tej dziedzinie normą – tłumaczył Mark Fishlock, członek komisji Ivor Novello. – W porównaniu z kinem, tworzenie muzyki do gier wymaga także wyjątkowych umiejętności, takich jak komponowanie nieliniowe i tworzenie ścieżek wielopłaszczyznowych – mówił Fishlock. Odważna decyzja? Gdzie tam: konkurencyjna Brytyjska Akademia Sztuk Filmowych i Telewizyjnych nagrody BAFTA przyznaje twórcom muzyki do gier komputerowych już od dwunastu lat.

Ostatniej jesieni na warszawskim Torwarze odbył się koncert zatytułowany „Video Games Live”. W repertuarze znalazły się szlagiery z legendarnych zręcznościówek („Super Mario Bros”), kultowych gier na konsole („Final Fantasty”) i bestsellerowych strzelanek (naturalnie był tam „Medal of Honor” Michaela Giacchino). Wszystkie je łączyło jedno: tak jak najsłynniejsze tematy filmowe, na trwałe weszły one do globalnej popkultury. Profesjonalna orkiestra symfoniczna z pełną powagą przypominająca melodie z gry „Tetris”? Jakoś nikt nie protestuje, gdy London Symphony Orchestra wykonuje muzykę z „Tomb Raidera”, a ścieżki dźwiękowej z „Final Fantasy” czy „Halo 2” można posłuchać w prestiżowej Los Angeles Philharmonic. Kto wie, może już wkrótce seanse filmowe zamykać będą nie słowa „The End”, ale plansza z napisem „Game Over”.

Magazyn Festiwalu Muzyki Filmowej
maj 2010

 

Fine.




Dodaj komentarz