Newest Zealand – s/t

Newest Zealand
Newest Zealand

2010, Ampersand
Ocena: 6.8

O melodyce w dyskusjach na temat muzyki Borysa mówi się jakoś najmniej, a to przecież główny wyróżnik jego barwnej twórczości. Tak jak rozpoznam Sigur Rós po dowolnym wycinku brzmienia, tak Dejnarowicza odgadnę po kilku nutkach: w entourage’u garażowym, klubowym, kameralnym, beatlesowskim, i co tam jeszcze wymyśli.

Kojarzy mi się ta melodyka z Ameryką Południową. Skojarzenie to wzmacnia oczywiście jawna słabość Borysa do bossa novy, która spopularyzowała pewien typ luźnej harmonii – pozwalającej melodii głównej na swobodne błądzenie i skoki po większych interwałach. Moje podejrzenia mogą zostać prędko zweryfikowane, jako że Borys czyta niestety recenzje własnych płyt,  ale dałbym głowę, że jego melodie nie powstają w sytuacjach typu „chłopiec z gitarą”. Prędzej na klawiaturze, na gryfie, może czasem na pięciolinii? Bardziej intelektualnie niż naturalnie i bardziej wzrokowo niż słuchowo, a na pewno nie drogą pierwszych skojarzeń.

Jako największy kombinator polskiej piosenki niepolskiej Borys nie daje się „prowadzić muzyce”. Przeciwnie, zmusza ją do rzeczy, na które – w mojej odbiorczej intuicji – nie ma ona najmniejszej ochoty. W eksperymencie to atut, w stylistyce opartej na atrakcyjności i chwytliwości czasem cenne urozmaicenie, a czasem tylko zadzior („Expedition Visa”, 0:30). Jeśli mnie ta sztuczność nie dziwi ani specjalnie martwi, to dlatego, że jest efektem ubocznym zmagań z wewnętrznymi odruchami i powszechnymi schematami, czyli aktywności tyleż ryzykownej, co słusznej.

Tutaj powinny nastąpić opisy przyrody, ale wolę zacytować autora:

To będzie inna muzyka niż TCIOF, gdzie podstawowym motywem była frustracja egzystencjalna, a środkami wyrazu często okrzyki i zgrzytliwe gitary. Nowy materiał wyrasta z zupełnie innej wrażliwości, potrzeby harmonii i spokoju. Dla równowagi nie może zabraknąć podskórnego nerwu, ale te piosenki są stonowane, a środki oszczędne – „pure music”.

Myślę, że mam niekonwencjonalne pomysły na aranżacje i produkcję, dlatego podobnie jak TCIOF ta płyta powinna w naszym kraju być czymś świeżym. Jeżeli kogoś naprawdę interesuje muzyka, a nie jej otoczka, styl i image – to może znajdzie tam coś ciekawego dla siebie.

(z naszej rozmowy, październik 2008)

Z tego, co twierdzi nasz mały internet, słabością „Newest Zealand” – i ja się z tym kuriozalnym skądinąd zarzutem zgadzam – jest to, że nie jest wybitna, a tylko świetna. Nie zrewolucjonizuje nam sceny i nie odmieni życia wewnętrznego. Odłożymy ją po trzech uważnych przesłuchaniach i tyluż relaksacyjnych, a odkurzymy dopiero przy następnej płycie Borysa. „W tych czasach” dotyczy to rzecz jasna większości zupełnie dobrych pozycji. Zresztą o jakości płyty nie świadczy już może liczba dobrowolnych przesłuchań, ale raczej to, czy komuś chce się na jej temat napisać choćby parę zdań.

Fine.




2 komentarze

  1. pagaj pisze:

    Najpierw chciałem zapytać co się stało z drzewkami, ale wreszcie skumałem żart. Słabuję osatnio na umyśle.

  2. iammacio pisze:

    „Borys czyta niestety recenzje własnych płyt” @ to wartość dodana całego zamieszania. u mnie w plejerce NZ kręci się od środy. dobrze że to nie winyl jest.

Dodaj komentarz