Nie czuję country

„Słucham wszystkiego” – to oczywiście kłamstwo. Ale dziś już nie tylko wolno, wręcz wypada tak odpowiadać – jak wiele zmieniło się w ciągu dziesięciu lat (na lepsze). A nie słucham na przykład bluesa, chyba że u Manna przy śniadaniu, ewentualnie w wersji mocno zakamuflowanej.

W przypadku współczesnego country granicą zrozumienia jest dla mnie to, co zrobili ostatnio The Avett Brothers na rewelacyjnym „I and Love and You”, oddalającym ich od gatunkowego mainstreamu. Albo „Versatile Heart” Lindy Thompson z 2007 roku, zasłyszane zresztą u Manna. Tyle że u niej znów co drugi utwór pod country się nie łapie. Tytułowe „Versatile Heart”, balladowe Beauty z Antonym w tle, zdecydowanie europejskie Katy Cruel bardziej pasują do przedziału „pieśniarki” niż „country”.

Mimo wszystko od czasu do czasu wykonuję test, sprawdzając co większe zajawki jednej trzeciej ludności naszego jedynego supermocarstwa. I tak od września zamęczam dwupłytowe „The Guitar Song” Jameya Johnsona, które z notą 90/100 wylądowało właśnie na szczycie Metacritics. I co? I nic, chyba że brak odruchów negatywnych to już sukces i dowód wielkości. Niezwykłe mimo wszystko, że w tym gatunku kilka szmerów robi rewolucję.

Fine.




Jeden komentarz

  1. highfidelity pisze:

    Jamey’ego znam na wyrywki i też mnie jakoś średnio przekonuje. Lubię element country w muzyce czy to pop (jak w przypadku Shawna Mullinsa), czy punk (jak Easy Hoes), ale true country chyba nie jestem w stanie znieśc w większej dawce.

Dodaj komentarz