Poza murami filharmonii

Udział Sinfonietty Cracovii czy orkiestry Aukso w Festiwalu Muzyki Filmowej nie jest przypadkowy. Mimo że oba zespoły zakorzenione są w muzyce klasycznej, część swojego czasu rezerwują na spotkania z muzyką filmową i jazzową

– Od początku swej działalności Sinfonietta Cracovia jest orkiestrą niekonwencjonalną. Obok wielkiej klasyki w wydaniu symfonicznym i kameralnym, w tym koncertów kierowanych do publiczności niemal audiofilskiej, angażujemy się w różnorodne projekty z pogranicza jazzu i klasyki, popu i klasyki aż po wielkie produkcje chociażby filmowe, które przyciągają zupełnie nowe grono słuchaczy. Z równą pieczołowitością wykonujemy minimalistów amerykańskich, sięgamy po nowoczesną awangardę, gramy czarną muzykę czy muzykę klezmerską. Mam wrażenie, że dlatego właśnie odnieśliśmy sukces. Nasza publiczność funkcjonuje w bardzo zróżnicowanych wymiarach – mówi nam Robert Kabara, dyrektor Sinfonietty Cracovii.

Założona w 1994 roku reprezentatywna orkiestra Krakowa inaugurowała Rok Chopinowski w Krakowie, w Wiedniu a nawet w Cannes podczas targów Midem Classics. W swoim curriculum vitae jej muzycy mają współpracę z Krystianem Zimmermanem, prestiżową wytwórnią Deutsche Grammofon oraz telewizją BBC. Polacy Sinfoniettę kojarzą jednak z reguły z projektami pozafilharmonicznymi, takimi jak chociażby organizowane na Błoniach majowe święto muzyki filmowej. – Cracovia od dawna już flirtuje ze srebrną muzą – mówi Kabara. – dekadę temu zaproponowaliśmy cykl koncertów zatytułowanych „Rhythm and Swing” i prezentowaliśmy takie wielkie formy jak „Porgy and Bess” albo „Star Wars” Johna Williamsa. Stąd kibicowaliśmy pomysłowi Festiwalu Muzyki Filmowej od chwili jego narodzin i nasze wspólne zbliżenie było niejako naturalne. W obecnej, trzeciej edycji Sinfonietta wystąpi z dwoma bardzo ważnymi koncertami – dodaje.

W tym roku kierowany przez niego zespół weźmie udział w otwierającym FMF koncercie muzyki Tan Duna z udziałem samego chińskiego kompozytora oraz Leszka Możdżera. Dopełniając trzyletniego cyklu spotkań z Tolkienem, Sinfonietta ostatniego dnia festiwalu wykona także muzykę z trzeciej części trylogii „Władca pierścieni”. – muzyce filmowej wspaniałe jest przenikanie się dźwięku oraz obrazu. Poczujemy to właśnie podczas wykonania na żywo muzyki Howarda Shore’a do projekcji „Powrotu króla”, a rzecz będzie się dziać nocą na krakowskich Błoniach w świetle olbrzymiego ekranu! – mówi Kabara. – Dzięki tak pomyślanym prezentacjom, publiczność ma okazję przekonać się, jak wielkie znaczenie w narracji filmowej oraz w tworzeniu napięcia w filmie ma muzyka, która w kinie niejako umyka naszej uwadze, gdyż zlewa się w jednym odczuciu emocji z obrazem. O ile oczywiście jest dostatecznie dobra! – dodaje.

Jazz fajny jest

Dla Aukso, czyli Orkiestry Kameralnej miasta Tychy, funkcjonowanie poza nurtem muzyki klasycznej zaczęło się nie od muzyki filmowej, ale od jazzu. – Od samego początku chciałem, by zespół łączył klasykę z innymi gatunkami, w tym szczególnie jazzem – mówi Marek Moś, dyrygent i dyrektor artystyczny działającej od 1998 roku orkiestry kameralnej Aukso. Moś, który przed założeniem Aukso przez dwadzieścia lat pełnił funkcję pierwszego skrzypka w założonym przez siebie Kwartecie Śląskim, rychło zrealizował te plany. Orkiestra oprócz współpracy z takimi legendami muzyki poważnej jak Piotr Anderszewski, Janusz Olejniczak czy Howard Shelley, koncertowała się z przedstawicielami ekstraklasy polskiego jazzu: w 2000 roku zagrała pierwszy z wielu koncertów z Leszkiem Możdżerem, a później ukazała się ich wspólna płyta „Siedem miniatur na fortepian improwizujący i smyczki”).

Z Michałem Urbaniakiem Aukso grało w 2002 roku, a cztery lata później powtórzyło to urządzają z Warszawie koncert dla Nowego Jorku w rocznicę ataków na World Trade Center. W 2007 roku orkiestra spotkała się z Urszulą Dudziak podczas Festiwalu Prawykonań – Polska Muzyka Najnowsza, a w 2008 roku gościła na festiwalu Jazz Jamboree. Wreszcie w ubiegłym roku z Tomaszem Stańko Aukso koncertowało na krakowskim rynku. A po drodze były także spotkania z trio akordeonowym Motion Trio czy grupą Voo Voo Wojciecha Waglewskiego przy okazji płyty „21” i promujących ją koncertów.

– Jazz muzykom klasycznym jest w stanie dać bardzo wiele jeśli chodzi o swobodę poruszania się w muzyce. Im mniej nut ma przed sobą muzyk jazzowy, tym swobodniej się czuje. Nie znaczy to, że może robić, co chce. Natomiast w tym, co gra, jest wyzwolony, wyraża siebie. A co dzieje się, kiedy nut nie widzi muzyk klasyczny? Bardzo często staje się zagubiony – tłumaczy Moś. I nic dziwnego, skoro przyzwyczajony jest do tego, że całe życie uczy się materiału muzycznego innych, nie swojego. – Z własnego doświadczenia wiem, że muzyk klasyczny, któremu nagle każe się coś zaimprowizować, czuje grozę, a przynajmniej zakłopotanie. Z drugiej strony kiedy muzyk jazzowy ma do zagrania tekst klasyczny, jest jednym z bardziej zestresowanych ludzi na świecie – śmieje się dyrektor Aukso, choć zaznacza, że zdarzają się wyjątki od tej reguły.

Nauka oddychania

Spotkania z jazzmanami to dla muzyków filharmonicznych znakomita okazja, by przyswoić sobie nieco luzu charakteryzującego specjalistów od muzyki synkopowanej. Poruszanie się w skrajnie różnych rytmach, podobnie jak specyfika jazzowej artykulacji, to kolejne elementy, które nie zawsze znajdują się w warsztacie klasyków. A czy jest coś, co świat klasyki może zaoferować jazzmanom? Według Mosia muzyka poważna uwrażliwia na barwy oraz subtelności frazy, których wykonawcy jazzowi mogą nie dostrzegać (chyba że ich korzenie tkwią właśnie w muzyce klasycznej). – Tak czy inaczej – mówi Moś – to właśnie wzajemne uzupełnianie się tych dwóch światów sprawia, że warto się takimi projektami zajmować. Mieliśmy szczęście, że od początku Aukso udawało się zapraszać największych polskich muzyków jazzowych. Spotkanie takich osobowości dobrze robi wszystkim, łącznie ze mną – dodaje.

Muzyka filmowa nie jest póki co rzeczą, którą Aukso zajmuje się na co dzień, chociaż w niektóre koncerty orkiestra wkomponowywała już utwory muzyki filmowej, między innymi kompozycje Wojciecha Kilara. W ubiegłym roku podczas Expo w Lizbonie tyski zespół wykonał koncert muzyki filmowej z Polski oraz Hiszpanii. Pokłosiem tamtego wydarzenia był występ na katowickim festiwalu Ars Cameralis, na którym Aukso zaprezentowało muzykę Roque Banosa, kompozytora znanego między innym ze współpracy z Carlosem Saurą.

Marek Moś cieszy się na spotkanie z Tan Dunem podczas FMF, bo ubiegłoroczny koncert jego muzyki do filmu „Przyczajony tygrys, ukryty smok” okazał się dla zespołu bardzo płodnym. – Wartościowe było zetknięcie z niezwykle świeżą muzyką Tan Duna, podobnie jak samą osobowością kompozytora – wspomina Moś. – Urzekła nas też solistka grającą na dwustrunowym chińskim instrumencie ludowym Erhu. Zafascynowała absolutnie wszystkich przepięknym dźwiękiem i muzykalnością. I to pomimo tego, że grała na tak „prymitywnym” instrumencie. To była wspaniała nauka tego, jak można kształtować dźwięk i jak frazować, jak oddychać w muzyce – dodaje Moś. Dyrygent spodziewa się, ze Aukso z muzyką filmową będzie łączyć coraz więcej, a już na pewno jego samego. Stanisław Tyczyński zaprosił go bowiem do tego, by szefował nowopowstającej orkiestrze, która będzie realizować muzykę do filmów kręconych w otwartym niedawno studiu Alvernia Studios, zlokalizowanym w podkrakowskiej Alwerni.

Ponad granicą światów

Oprócz powodów stricte artystycznych (wymiana doświadczeń i poszerzanie horyzontów) oraz praktycznych (korzyści finansowe i promocja marki zespołu), do wyjścia poza sale koncertowe polskie orkiestry kameralne skłania również naturalna potrzeba oderwania się od sterylnej filharmonicznej rzeczywistości. – W klasyce jest tak, że kiedy gra się za dużo Haydna, to człowiek chciałby zagrać coś współczesnego. A gdy gra się samą muzykę współczesną, to człowiek się manieruje i tęskni za tym, by zagrać coś klasycznego – tłumaczy Marek Moś. – Trzeba bardzo ostrożnie dozować repertuar. Dla zachowania dobrej kondycji należy stale powracać do klasyki, natomiast rozmaite nowatorskie projekty potrafią zespół bardzo ożywić. Jeśli gramy muzykę sprzed dwustu-trzystu lat, a szerokim łukiem omijamy to, co jest pisane dzisiaj, to tak, jakbyśmy spacerowali w kapciach po muzeum – śmieje się dyrektor Aukso. Moś niejako za swój obowiązek uważa wykonywanie muzyki współczesnej. – Nawet jeśli część z tych rzeczy jest nie najlepsza, to mimo wszystko podejmujemy się tych działań. W końcu istniejemy również dla kompozytorów, którzy obok nas żyją i tworzą – wyjaśnia.

Podobnego zdania jest Robert Kabara, który szacuje, że projekty „pozaklasyczne” to około jednej czwartej wszystkich aktywności Sinfonietty Cracovii. – mnie jako muzyka wychowanego na gruncie klasycznego kanonu wielką radością jest możliwość prezentowania tej muzyki – nie tyle lżejszej, co odmiennej w wyrazie. ż ja i moi koledzy także chodzimy do kina, oglądamy filmy, dajemy się porwać tym przeżyciom. Natomiast za każdym razem – niezależnie od rodzaju muzyki – niezmiennym pozostaje wyzwanie utrzymania wysokiej jakości wykonawczej. Oczywiście czymś zupełnie odmiennym od grania muzyki filmowej jest wykonywanie symfonii Brahmsa czy utworów Mozarta. To są dwa różne światy, ale podchodzimy do nich z tą samą powagą, bo istota dobrej muzyki jest wspólna – zapewnia Kabara.

Otwartość polskich orkiestr nie jest niczym wyjątkowym. Znakomita London Symphony Orchestra regularnie grywa dla szerokiej publiczności klasyki muzyki rockowej i popowe szlagiery. Londyńczycy nie obawiali się umoczyć smyczków w muzyce z gier komputerowych, zresztą tak samo jak Los Angeles Philharmonic. Kalifornijska orkiestra ukończyła niedawno sesję nagraniową soundtracku do gry „Bioshock 2”. Z kolei prestiżowa Berliner Philharmoniker Orchestra poza współpracą z The Scorpions wielokrotnie wspierała metalową grupę The Ocean. Związków najsłynniejszych orkiestr świata z Hollywood zliczyć nie sposób i chyba jedynie Filharmonicy Wiedeńscy wykazują tutaj całkowitą wstrzemięźliwość.

– Światy muzyki klasycznej i popularnej coraz częściej się stykają, ich granice powoli się zacierają – ocenia Robert Kabara. Jego zdaniem współczesne nurty wykonawcze mogą ożywczo oddziaływać na interpretację dzieł pochodzących nawet sprzed setek lat. – Jazz czy muzyka filmowa nie pozostają bez wpływu na muzykę poważną; to jest sprzężenie zwrotne, którego nie można nie zauważać. Ja sam słucham czasem choćby muzyki jazzowej czy rockowej i odnajduję w niej wspaniałe utwory – mówi. Szef Sinfonietty przywołuje tutaj przykład krakowskiego Unsound Festival, w trakcie którego orkiestra wykonywała muzykę elektroniczną Jóhanna Jóhannssona, wykształconego klasycznie islandzkiego kompozytora. – Mimo że jego muzyka powstaje w sposób sztuczny, w elektronicznych przetworzeniach dźwięku, to jednak bazuje na najlepszych klasycznych doświadczeniach oraz bardzo głębokiej warstwie uczuciowej.

Marzenia o mocarstwie

Skoro mówimy o przenikaniu się odległych światów, to warto zapytać, czy polskie orkiestry można już w jakikolwiek sposób porównywać ze znacznie bogatszymi w doświadczenia oraz środki zespołami zagranicznymi? – śmy docenić fakt, że mamy w naszym kraju wspaniałych muzyków, i to w zasadzie każdym mieście – przekonuje dyrektor Sinfonietty. – Nasi instrumentaliści mają świetny warsztat i zakodowaną potrzebę ciągłego rozwoju. Od pierwszych kroków są nastawieni na samodoskonalenie. Jeśli więc stworzy się im odpowiedni grunt, to Polska może stać się wielką potęgą w muzyce – ocenia Kabara. Przywołuje tutaj przykład koncertu „Requiem” Mozarta, które Sinfonietta Cracovia wykonała niedawno pod dyrekcją sławnego francuskiego dyrygenta Marca Minkowskiego dla uczczenia ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. – – Kilka dni po występie otrzymałem od maestro wiadomość, że brzmienie Sinfonietty jest wyjątkowe, że to absolutne nowatorstwo oraz rzecz w swojej wyjątkowości nigdzie indziej niespotykana – mówi Kabara.

Do pozbywania się kompleksów zachęca także Marek Moś. Jednocześnie zwraca jednak uwagę, że o poziomie wykonawców świadczy ich codzienna praca, a nie występy przygotowywane na wyjątkowe okazje. A na tym pierwszym polu niestety wielu krajom ustępujemy. Jest jeszcze inny problem: według dyrektora Aukso największą bolączką polskich orkiestr i zespołów jest brak dobrych instrumentów smyczkowych. – Oprócz codziennego morale pracy niezwykle ważne jest posiadanie instrumentów na odpowiednim poziomie. To, jak brzmią orkiestry zachodnie, jest związane między innymi z ich wyposażeniem, w które inwestują państwa i banki. W takich orkiestrach jak Filharmonicy Berlińscy czy Wiedeńscy znajdują się instrumenty klasy Stradivariego, Guadagniniego czy Guarneriego. Tego nie da się przeskoczyć, nawet mając znakomitych muzyków – ocenia.

– To jest problem, ale nie możemy załamywać nad nim rąk – przekonuje Kabara. – Nie stać nas oczywiście na instrumenty najwyższej klasy, ale mamy przewagę w wielu innych elementach, choćby w świeżości, perfekcyjnej technice i tradycji, nie mówiąc o pasji i talentach. W naszych wykonawcach jest swoisty głód, bo przez lata polska muzyka była przygnieciona absurdalnym stereotypem – zarówno repertuarowym, jak również w zakresie reklamy, wychodzenia do publiczności. Zresztą chyba każda dziedzina kultury była obciążona w równie negatywny sposób. Ale w tej chwili to się na szczęście szybko zmienia, otwierają przed nami nowe możliwości – dodaje.

Szefowie polskich orkiestr marzą o tym, aby władze kulturalne i samorządowe oraz świat biznesu bardziej zainteresowały się życiem muzycznym w Polsce. Jeśli nie z powodów artystycznych, to przynajmniej finansowych. – Cóż sprowadza do Krakowa niesłychane rzesze turystów, jeśli nie kultura? – pyta Robert Kabara. – Kultura na siebie zarabia, a siłą tak wpływowych kulturalnie potęg, jak Anglia czy Francja, są między innymi posiadane przez nich znakomite zespoły. Jeszcze nie bardzo chcemy to zauważyć, ale wierzę, że to się zmieni. Z korzyścią dla wszystkich.

Mariusz Herma,
magazyn Festiwalu Muzyki Filmowej, maj 2010

 

Fine.




Dodaj komentarz